Początkowo Roch poszedł na rower nie mając pojęcia, że wieczorna część dnia została zaplanowana. Z tym brakiem świadomości Roch pojechał na Repty i na Dolomity. Tam spędził trochę czasu, pojeździł, pstryknął kilka zdjęć i wrócił do domu.
Uważając, że rowerowy dzień został zakończony zasiadł do komputera i rozleniwił się. Jednak Koyocik zaproponował wspólny wypad na pączki co Rocha niezmiernie uradowało bo w końcu jest z kim zjeść dorodnego pączka, a i okazja nadarzyła się bo właśnie pękło 6000 kilometrów w tym roku.
Tak więc Roch z Koyocikim pognali w kierunku pączków. Na miejscu ustawili się w długiej kolejce i cierpliwie czekali. Po dłuższej chwili myśleli, że już są u celu gdy panie stojące przed nimi rozpoczęły zamawianie.
– No to tego poproszę.. – Zamawiały.
– ..i tego.. o i tego.. albo nie tamtego.. – Grymasiły.
– .. a to co to jest?.. aa to nie.. i to ciastko jeszcze – Nie dawały za wygraną.
Roch gotował się, mało co nie wyjął pompki i nie zdzielił tych niezdecydowanych bab. W końcu nadeszła tak chwila.
– Poproszę dwa z czekoladą i jednego z lukrem – Powiedział Koyot.
– A dla mnie cztery z czekoladą – Powiedział Roch.
Niestety, dla Rocha, rodzina wywęszyła gdzie on wymyka się wieczorem i również sobie zażyczyła. Tak więc dystans, hmmm, został objedzony pączkami. I dobrze bo takie cymesy należy zjadać w zacnym towarzystwie.
Roch pozdrawia Koyota i Czytelników.
Dodaj komentarz