Roch zaczął dzień od wizyty w zaprzyjaźnionym PWiK, gdzie zapoznał był panią Basię, której chciała się konwertować baza. Jako, że Roch sam tkwił na posterunku i nikogo w pobliżu nie było, a Basia była fajna to Roch postanowił, że przyjrzy się bliżej Basi, tfu! bazie, która chciała się konwertować.
W biurze Roch zasiadł na cieplutkim krześle, na którym wcześniej siedziała Basia, i rozpoczął diagnozę. Cała sprawa sprowadzała się do wybrania "OK" w okienku, ale Roch nie mogł tak szybko wyjść. Zaczął wiec grzebać w ustawieniach, panelach, opcjach, aż w końcu kliknął "OK", poczekał aż pasek dojdzie do końca i dumny z siebie ogłosił, że wstrętna baza została okiełznana.
W oku Basi pojawił się błysk, a na buzi zagościł śliczny uśmiech. Roch dumny z siebie i bogatszy o kolejną znajomość wrócił do kantorka, w którym doszedł do wniosku, że wybrał najlepszy na Świecie zawód. Lepszy nawet od ginekologa amatora, bo i satysfakcja większa, a i od czasu do czasu można spojrzeć głęboko w oczy, w których pojawia się błysk zachwytu nad Rochem.
Ale dość o Rochu bo jeszcze, niczym Narcyz, umrze z tęsknoty za samym sobą.
****
Po obiedzie Roch wybrał się na rower. Standardowo pojechał na Repty i Dolomity. Jednak w domu czekało na niego bojowe zadanie, czyli męczenie płytek. Pedałując tak sobie myślał gdzie może tkwić błąd w recepturze, że płytka z płytką się nie udaje.
Jednak nie chciał zbytnio psuć sobie rowerowej przyjemności więc zaprzestał poszukiwania rozwiązania i skupił się na doznaniach czysto rowerowych, a więc samej przyjemności, która spływała na Roch z każdym naciśnięciem na korbę. Po powrocie do domu Roch postanowił, że pojedzie jeszcze na Pniowiec ot tak żeby dokręcić do 30 kilometrów.
Po powrocie zasiadł do rysunków, żelazka i innych takich. Już po godzinie Roch trzymał swoją nową wiertareczkę w dłoni i robił dziurki w płytce. Po kolejnych dziesięciu minutach Roch miał gotową do trawienia płytkę.
Rozpuścił więc nadsiarczan sodu B327 i wrzucił weń płytkę. Początkowo nic się nie działo, ale po chwili cały dom obleciał duszący zapach i trzeba było się ewakuować na klatkę schodową, żeby podtruć sąsiada z lewej bo wyjątkowa z niego menda.
Roch bełtał miksturę i patrzył jak miedź z płytki znika, a pojawiają się kolorowe kwiatki, słonie i samochody. Roch doszedł do wniosku, że odjechał. W domu okazało się, że w jednym miejscu ścieżka się przerwała, ale może da to się ją uratować. Jutro, przy dziennym świetle Roch oceni straty i postara się zrobić kilka zdjęć. Jak tylko naładuje akumulatorki.
Długa notka wyszła, ale też się działo u Rocha.
Roch pozdrawia Czytelników (i przeprasza za długość notki).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz