piątek, 26 grudnia 2008

Na szczęście to już koniec

- No proszę... jeszcze trochę... jeszcze chwilkę.. już blisko.. kurna nie zasnę - Powiedział Roch w okolicach godziny 900 próbując dospać do jakiejś późniejszej godziny.

To skutki siedzenia przed telewizorem do godziny 100 w nocy oglądając Stevena w akcji jak własnoręcznie zabija połowę wojska, a drugą załatwia pistoletem z jednym magazynkiem. Może i bajka, ale na wieczór jak znalazł.

Gdy Roch już wstał, przetarł oczy, spojrzał w lustro i stwierdził, że ładniejszy i tak nie będzie. Od rana myślał jak tu zagospodarować sobie resztę dnia żeby nie skończyło się tak jak wczoraj. Do południa znowu nic nie przyszło do głowy, po południu nie było lepiej. W końcu Roch wziął kluczyk i postanowił, że sprawdzi, czy w samochodzie jest jeszcze jakiś duch.

Przekręcił kluczyk, zawyło, zaświstało i zaskoczyło. Roch wyszedł i zaczął leniwie odkopywać samochód spod śniegu. Robił to tak leniwie, że sąsiedzi podeszli do okien zobaczyć jak z człowieka może ujść życie z powodu świąt. Ręka opadała dzięki przyciąganiu ziemskiemu.

Gdy już samochód został wydobyty spod śniegu Roch wyjechał z parkingu i pognał w kierunku zachodzącego słońca. Dmuchawa dmuchała, radio grało, konie mechaniczne rączo ciągnęły, a Roch obserwował drogę szukając jakiegoś znaku bliżej nie określonego. Jednak nic takiego nie pojawiło się więc Roch wrócił do domu.

Pod dom zajechał efektywnym poślizgiem, w pełni kontrolowanym, żeby dziatwie pokazać jak się jeździ samochodem po czym Roch powrócił do normalności.

Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz