Gdzieś w połowie drogi padło kluczowe pytanie:
- Zmęczyłaś się? - Zapytał Michał.
- Tak - Odpowiedziała Nadia.
- Ufff, to dobrze - Odpowiedzieli chórem Roch z Michałem.
Dalsza część marszu była jakby spokojniejsza, Rocha nie musiał się oglądać, czy nie leci na niego śnieżna kula. Na Dolomitach ludzi było więcej niż w lecie, nie dało się spokojnie przejść bo z każdej strony można było się spodziewać jakiegoś narciarza.
Nie mniej jednak wypad był bardzo udany, Roch odetchnął pełną piersią, rozprostował kości, zapomniał o robotach, o lutownicy i innych pożeraczach czasu. Przypomniał sobie lata dzieciństwa, kiedy rzucał się śnieżkami i jadł śnieg (ten biały). Kondycja jedynie przeszkadzała Rochowi bo sapał bardziej niż na rowerze, a to nie jest dobry znak.
Na jutro zapowiada się wędrówka w kierunku Rept i kawałek za nie, o ile pogoda dopisze, a Roch nie umrze do jutra. Znowu zapowiada się udane popołudnie i odpoczynek dla lutownicy.
Rekapitulując: wypadzik w pyteczkę, normalnie.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Oczywiście można sobie zobaczyć kilka widoczków:
Pieszy wypad na Dolomity |
Fajnie. Zdjęcia nr 11 i 16 podobały mi się najbardziej.
OdpowiedzUsuńMiłego dalszego weekendu życzę.