sobota, 21 lutego 2009

Zdobywanie Dolomitów

Zgodnie z zapowiedziami Roch rozpoczął przygotowania do pieszej wyprawy na Dolomity. Wraz z Rochem szedł Michał i jechała, na sankach, Nadia. Początkowo szło się fajnie, ale z biegiem czasu i kilometrów entuzjazm opuszczał Rocha ponieważ zaczął sobie uświadamiać, że jego kondycja jest w opłakanym stanie. Gwoździem do trumny, dla Rochowej kondycji, były liczne ucieczki przed śnieżnymi atakami, co rusz przepuszczanymi na Rocha i Michała.

Gdzieś w połowie drogi padło kluczowe pytanie:

- Zmęczyłaś się? - Zapytał Michał.
- Tak - Odpowiedziała Nadia.
- Ufff, to dobrze - Odpowiedzieli chórem Roch z Michałem.

Dalsza część marszu była jakby spokojniejsza, Rocha nie musiał się oglądać, czy nie leci na niego śnieżna kula. Na Dolomitach ludzi było więcej niż w lecie, nie dało się spokojnie przejść bo z każdej strony można było się spodziewać jakiegoś narciarza.

Nie mniej jednak wypad był bardzo udany, Roch odetchnął pełną piersią, rozprostował kości, zapomniał o robotach, o lutownicy i innych pożeraczach czasu. Przypomniał sobie lata dzieciństwa, kiedy rzucał się śnieżkami i jadł śnieg (ten biały). Kondycja jedynie przeszkadzała Rochowi bo sapał bardziej niż na rowerze, a to nie jest dobry znak.

Na jutro zapowiada się wędrówka w kierunku Rept i kawałek za nie, o ile pogoda dopisze, a Roch nie umrze do jutra. Znowu zapowiada się udane popołudnie i odpoczynek dla lutownicy.

Rekapitulując: wypadzik w pyteczkę, normalnie.

Roch pozdrawia Czytelników.

PS.
Oczywiście można sobie zobaczyć kilka widoczków:
Pieszy wypad na Dolomity

1 komentarz:

  1. Fajnie. Zdjęcia nr 11 i 16 podobały mi się najbardziej.
    Miłego dalszego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń