Prognozy nie nastrajają optymistycznie, do końca tygodnia ma przelotnie padać, wiać i być brzydko. Szczęście, że Roch ma co robić, inaczej szybko dostałby sweterek z przydługimi rękawami. Dziś, na ten przykład, Roch łatał przebitą dętkę w rowerze mamy, która jeździ więcej niż Roch w ostatnim czasie. Dziurki były dwie, spowodowane czymś na kształt zszywki tapicerskiej, później zajął się troszkę elektroniką, coś tam porzeźbił, a na zakończenie dnia był serwisantem, bo znowu komputer się popsuł.
Tak więc dzień minął w miarę ruchliwie, a wszędzie Roch słyszy “Hurroo Hurroo!”, czyli fragment piosenki, którą został zarażony przez Koyocika. Zespół nazywa się Dropkick Murphys i gra wypasioną muzyczkę, którą Roch odkrył i zakochał się, a żeby zarazić innych to fragment z Tuby:
Roch pozdrawia Czytelników. Hurroo Hurroo!
Irish rules :)
OdpowiedzUsuńHurroo hurroo!
Podoba mi się muzycza :) Hurroo, hurroo!!
OdpowiedzUsuńNiech się Roch spodziewa, że jak w końcu do TG zawitam, uszy mu naderwę - od 10 godzin słyszę wciąż "Hurroo hurroo" ;)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam: można się uzależnić od hurroo, hurroo :)
OdpowiedzUsuńHurroo, hurroo! ;-)
OdpowiedzUsuńRoch też w kółko tego słucha :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń