Początkowo Roch, z Michałem, rozpatrywali możliwe miejsca, do których można by jechać, ale skończyło się na Chechle i Świerklańcu. Tam po krótkim odpoczynku i kilku sposobów na przygotowanie mięsa, dochodzących z sąsiedniej ławeczki, a także o tym, że inny spacerowicz pije jedno piwo na dzień ruszyli dalej. Jakoś ludzie nie potrafią rozmawiać tak, aby przypadkowi słuchacze nie opisywali przepisów na mięso, czy słabej głowy “sąsiada”.
Ze Świerklańca Michał i Roch pojechali na bunkier, a stamtąd postanowili objechać Świerklaniec dookoła. Po przeprawie przez wertepy i dziury dojechali do miejscowości zwanej Ossy, gdzieś między Świerklańcem, a Pyrzowicami. W tychże Ossach był festyn, pierwszy w tym roku, napisać by można, że inauguracja choć nie do końca, bo jakiś tak dziwny był.
Ni to zlot samochodów, ni to wiejska zabawa, choć zaraz przy remizie całość się odbywała. Krótki postój i dalej trzeba było jechać, bo kawałek do przejechania został, a Rochowi chciało się na stronę iść, bo za dużo wypił w domu i teraz pęcherz zaczął się mścić.
Majówka za pasem to i znajdzie się więcej okazji do świętowania na wszelkich “wiejskich” festynach, gdzie piwo jest zmieszane z wodą, a lokalni tubylcy krzywo patrzą się na przyjezdnych. Jednym słowem: idzie lato.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Roch oznajmia wszem i wobec, że pierwszy tysiąc kilometrów pęknął. Trochę późno, ale jest.
Dodaj komentarz