Dzień, w którym każdy każdemu robi jakiś żart, dla Rocha był łaskawy. Nikt nie zrobił mu psikusa, co Rocha ucieszyło, ale i Roch nie robił żartów. Na przekór wszystkim i wszystkiemu Roch był poważny, jak na dojrzałego, młodego człowieka przystało. To był taki prima aprilis dla wszystkich. Bycie poważnym w tym dniu wcale nie jest łatwe, ale Roch dał radę i wytrzymał, co nie było trudne z racji tego, że sam na rowerze jeździ więc nawet nie było komu spuścić powietrza z koła, albo wrzucić kilka kamyków do kierownicy.
Nie mniej jednak Roch pojechał do Radzionkowa i stamtąd, przez Dobieszowice i Wymysłów, do Świerklańca. Będąc na miejscu podziwiał coraz skąpiej ubrane rolkarki (rolki?) i inne spacerowiczki, które wyległy na ścieżki, łapiąc pierwsze promienie wiosennego słońca. Roch pokręcił się chwilę po parku i wrócił do domu. Tak się złożyło, że podczas powrotu w mp3grajku pojawiło się “Hurroo Hurroo!” i od razu nogi same poniosły.
Jako, że marzec to już przeszłość, wypada pochwalić się tym mizernym dystansem, który Roch popełnił. Jak zawsze można sobie obejrzeć pliczek z cyferkami: Marzec 2009. W skrócie wygląda to tak: 204km w czasie 9 godz. 51 min, czyli nie ma się czym chwalić.
Roch pozdrawia Czytelników.
Nie jest źle :)
OdpowiedzUsuńAle mogłoby być lepiej :P
OdpowiedzUsuń