Po wczorajszej “burzy” pozostało tylko wspomnienie i rześkie powietrze, Roch wybrał się na rower, sam bo nikogo nie było pod ręką, a może dlatego, że nie próbował nawiązać jakiegoś kontaktu z góry zakładając, że nikt nie znajdzie czasu dla Rocha.
Roch pojechał na Dolomity i tam śmigał czekając, aż spadnie deszcz bo chmury złowrogo przysłaniały słońce, ale jakoś deszcz nie chciał spaść. Co więcej pod koniec dnia zrobiło się przyjemnie, słoneczko zaczęło świecić, ale Rochowi nie chciało się już powtarzać całej ceremonii ubierania się, wiązania, znoszenia i Roch został w domu.
Jutro sobie odbije, bo planuje jeździć cały dzień nie bacząc na to, czy ktoś będzie chciał z nim jeździć, czy nie.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz