Tak się złożyło, że Roch i Koyocik mieli wolne rano i postanowili, że się spotkają bo dawno wspólnie nie jeździli. Pomijając drobne problemy, takie jak brak wody na osiedlu, na którym mieszka Rocha, spotkanie miało nastąpić o godzinie 1000, ale Roch trochę się spóźnił jednak zmieścił się w kwadransie akademickim.
Ochota do jazdy nie była wielka, ale to miało być spotkanie, a nie wspólna jazda dlatego Roch z Koyocikiem rozłożyli się na ławce i patrzyli w bezkresny błękit Chechła, na którym spotkanie nastąpiło. W końcu zapadła decyzja żeby przenieść się na Świerklaniec bo tam może mniej wiać, a i widoki powinny być lepsze.
Szybka przejażdżka lasem i Świerklaniec w zasięgu ręki, ale trzeba było przejechać przez jezdnię, która nagle zapełniła się samochodami. W końcu, po jakichś pięciu minutach, udał się znaleźć lukę i Świerklaniec został zdobyty. Mały popas i ponowny relaks na ławce.
Jako, że w dobrym towarzystwie czas szybko płynie nim się obejrzeli zegarki wskazywały godzinę około południową i pora było się zbierać do domu. Roch miał pecha bo cały czas jechał pod wiatr, nawet jak wydawało się, że jednak wiatr wieje mu w plecy. W dodatku łańcuch zaczął skrzypieć.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz