W końcu wiosna przypomina wiosnę, a nie jesień, w końcu jest ciepło, w końcu chce się jeździć; łyżką dziegciu w tej przepastnej beczce miodu okazał się wiatr, który zadomowił się u Rocha i nie chce przestać wiać. Gdyby jeszcze wiał w tym samym kierunku, w którym Roch pedałuje to dałoby się przeżyć, ale on zawsze wieje w kierunku przeciwnym, przez co Roch cierpi strasznie szczególne, że jego powierzchnia jeszcze nie powróciła do normalnych wymiarów.
W związku z tym, że Roch sam jeździł nie przejmował się gdzie tu pojechać. Jak wypalił z domu tak zatrzymał się na Dolomitach, z których pojechał do Radzionkowa i Dobieszowic. Wiatr stawiał czynny opór, ale Roch nie poddawał się. Parł do przodu niczym lokomotywa; porównanie o tyle trafne, że gabarytowo oba te pojazdy są do siebie podobne z tą różnicą, że u Rocha nie leci dym z komina.
Z Dobieszowic pojechał lasem do Świerklańca i tam wzdłuż tamy do parku. W międzyczasie jakiś rowerzysta chciał się ścigać, ale nie wytrzymał tempa i odpadł. Kondycja tak do końca nie siadła, ale zadyszka była. Jednak teraz pan absolwent ma nieskończoną ilość czasu, więc może jeździć gdzie i ile chce. Ze Świerklańca pojechał do domu.
Kilometrów udało się zrobić 40, co w połączeniu ze wczorajszymi 55 daje zacny wynik 95km w weekend. Roch wraca do formy.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dzięki tej łyżce dziegciu, dziegciu powiadam ;) powierzchnia Rocha się szybciej zmniejszy a forma błyskawicznie powróci.
OdpowiedzUsuńNabyłam w tym tygodniu autobiografię Lampedusy (Lampart), twarda okładka, znane wydawnictwo... rzuca mną o ściany gdy czytam "zrójnowaną wioskę", "kruszony lud" itp. Ale sama autobiografia (David Gilmour)super!
Z tym dziegciem to Roch zaszalał :) dzięki za czujność :)
OdpowiedzUsuń