poniedziałek, 20 lipca 2009

A to wszystko przez jeden mały kabelek

Poniedziałek nie należy do dni tygodnia, które są szczególnie lubiane przez Rocha, ale ktoś tak wymyślił, że będzie poniedziałek i już. Kalendarz Rocha był zapełniony, zaczynał się na 900, a kończył gdzieś na okolicach 1200, potem jeszcze tylko smaczny obiadek mamusi i można było iść na rower. Jednak plany zostało pokrzyżowane, bo okazało się, że samochód został cudownie ozdrowiony i sam Cudotwórca dzwonił, że można sobie przyjść i odebrać.

Widmo bankructwa podążało za Rochem przez całe 600 metrów, bo tyle ma od siebie do warsztatu. To jeden z niewielu atutów mieszkania w tym, a nie innym miejscu. Na miejscu trwały ostatnie prace przy samochodzie, Roch poszedł się przywitać z Cudotwórcą, z którym już jest na "ty". Okazało się, że kabelek jakiś tam od masy się poluzował i nie chciało działa. Wszystkie kabelki zostały sprawdzone, wyczyszczone i dokręcone. Koszt też niewielki, bo stałym klientom przysługuje zniżka, a ten kto jest z Cudotwórcą na "ty" to już w ogóle ma luksus.

****
Później spadł obowiązkowy deszcz, który stał się elementem krajobrazu, niczym deszcze monsunowe gdzieś tam w Azji. W międzyczasie Roch poszedł do Marketu sprawdzić, czy jest kolejny numer gazety dla elektroników, bo 20 dzień miesiąca nastał i może rzucili już prasę na półki. Wracając z Marketu Roch zapragnął wyjść na rower.

Pojechał był na Pniowiec i z powrotem, bo dzień się kończy, a wiatr wieje nie pozwalając Rochowi rozpędzić się. Po drodze spotkał jedną nieznajomą rowerzystkę i jedną znajomą nie-rowerzystkę. Jutro wtorek, czyli prawie koniec tygodnia, bo kalendarz coraz chudszy jest.

Roch pozdrawia Czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz