Widmo bankructwa podążało za Rochem przez całe 600 metrów, bo tyle ma od siebie do warsztatu. To jeden z niewielu atutów mieszkania w tym, a nie innym miejscu. Na miejscu trwały ostatnie prace przy samochodzie, Roch poszedł się przywitać z Cudotwórcą, z którym już jest na "ty". Okazało się, że kabelek jakiś tam od masy się poluzował i nie chciało działa. Wszystkie kabelki zostały sprawdzone, wyczyszczone i dokręcone. Koszt też niewielki, bo stałym klientom przysługuje zniżka, a ten kto jest z Cudotwórcą na "ty" to już w ogóle ma luksus.
****
Później spadł obowiązkowy deszcz, który stał się elementem krajobrazu, niczym deszcze monsunowe gdzieś tam w Azji. W międzyczasie Roch poszedł do Marketu sprawdzić, czy jest kolejny numer gazety dla elektroników, bo 20 dzień miesiąca nastał i może rzucili już prasę na półki. Wracając z Marketu Roch zapragnął wyjść na rower.Pojechał był na Pniowiec i z powrotem, bo dzień się kończy, a wiatr wieje nie pozwalając Rochowi rozpędzić się. Po drodze spotkał jedną nieznajomą rowerzystkę i jedną znajomą nie-rowerzystkę. Jutro wtorek, czyli prawie koniec tygodnia, bo kalendarz coraz chudszy jest.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz