Zaszła potrzeba przejechania się Megi, bo stoi biedactwo i kurzem zarasta. Trzeba było wybrać jakiś dłuższy dystans, że silnik sobie pomruczał, a wszystkie wałki, sworznie, łączniki i inne ruszające się elementy popracowały, o co na polskich drogach wcale tak trudno nie jest. Wybór, co jest oczywiste, padł na rejon lotniska, bo to połączenie przyjemnego (prowadzenia samochodu i obserwowania samolotów) i pożytecznego (rozruszania sworzni i wałków Megi).
Przed wyjazdem Roch umówił się ze swoim Guru, a prywatnie Przyjacielem, z którym wspólne wypady są zawsze przyjemnością. Pod terminalem było pusto, jedyny LOT Charters, który startował, ale pochmurne niebo wcale Rochowi nie pomogło i zdjęcie z całą pewnością wyszło poruszone, ale jeszcze będzie okazja na ustrzelenie tego LOTu. Później zaczął padać deszcz i z obserwacji nic nie wyszło. Lecz Roch nie powiedział ostatniego słowa.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz