W ramach niedzielnej regeneracji Roch wybrał się na lotnisko, bo i tak na rowerze nie jeździłby ponieważ noga coś go bolała, a wiadomo, że \”palec i nóżka to Rocha wymówka\”. Na lotnisku ruch średni, ale lepszy taki niż żaden. W końcu, po wielu miesiącach udało się Rochowi trafić na startującego CargJeta\’a; zawsze się z nim mijał, a to przyjeżdżał za wcześnie, a to za późno, a jak już przyjechał punktualnie to samolot nie przyleciał. Wczoraj jednak udało się i Roch ma swojego CargoJet\’a.
Dziś noga jeszcze bolała, ale Roch nie zrażał się i poszedł pojeździć szczególnie, że pogoda była znośna, bo 19°, czyli w sumie ciepło. Roch wybrał się w kierunku Kamieńca, czyli dzień upłynął pod znakiem podjazdów i to stromych. Roch pedałował swoim tempem, nie nadymał się zbytnio. W końcu większość z 55km wjeżdżał pod górę, odpoczywając na nielicznych zjazdach. Prawie jak na jakiejś Vuelcie.
Po powrocie do domu noga przestała go boleć, ale nie wiadomo, czy dlatego, że boli druga, czy dlatego, że pierwsza się rozruszała. Pewnie jutro się okaże, czy ból przeszedł, czy magicznie rozmnożył się na obydwie nogi. Tak, czy inaczej noga już nie będzie bolała, bo jeśli już to dwie nogi będą bolały. Więc symetria będzie zachowana. Na zakończenie mityczny CargoJet, w ujęciu bardziej artystycznym, a co!
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz