Długo Roch czekał na ten moment, ale warto było; od rana chodził niecierpliwie, szukając jakiegoś pretekstu żeby pojechać do miasta. Koniec końców Roch musiał objechać parę sklepów, podskoczyć do znajomego i zawieźć rower. Po złożeniu tylnych oparć, zdjęciu przedniego koła i wciśnięciu reszty do bagażnika Roch mógł jechać. Punktualnie o 1000 był w zaprzyjaźnionym Adventure. Koncepcja Rochowi się zmieniła i zamiast tańszych tarcz kupił wypasione Hayes\’y V6 i dokonał finansowego harakiri.
Rower miał być do odbioru o 1400 i był. W międzyczasie Rocha dopadały różne myśli: a to przewód za krótki, a to tłoczek zatarty, a to jeszcze coś innego, jednak okazało się, że wszystko poszło gładko i bez problemów. Rower był do odbioru. Roch znowu złożył tylne oparcia, zdjął przednie koło, wcisnął wszystko do bagażnika i ostrożnie wrócił do domu. Od parkingu do domu Roch ma jakieś 200m i nie byłby sobą gdyby pokonał ten dystans piechotą.
Wsiadł na rower i popedałował; hamulce póki co wymagają dotarcia, ale już czuć siłę, a przede wszystkim świetną modulację. Po dotarciu będzie żyleta, ale to dopiero na wiosnę. Koniec akcji \”Rower 2011\” jest już bliski; do zrobienia pozostał jeszcze amortyzator, ale to bliżej wiosny, teraz Roch musi ciut odpocząć, bo są też inne wydatki. Najważniejsze, że rower już działa.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz