niedziela, 6 listopada 2011

Coraz bliżej tysiąca

Niedziela, podobnie jak sobota, należała do roweru. Roch od rana myślał gdzie tu pojedzie i ile kilometrów zrobi. W końcu słońce świeci, temperatura w okolicach 15°C, czyli nie trzeba jeździć w kurtce. Ogólnie mamy polską złotą jesień i dobrze, bo Roch musi zrobić tysiąc kilometrów na nowym rowerze. Taki postawił sobie cel i go zrealizuje (chyba, że pogoda zdecyduje inaczej). Dziś jednak Roch zbliżał się do tej granicy. Na początek chciał jechać do Świerklańca, ale co niby miał tam robić? Słoneczny dzień to musiał by lawirować między ludźmi. Postanowił, że wjedzie do lasu.

I tym lasem dojechał aż do Brynicy, potem pojechał na lotnisko (tak, Roch ogłosił już pożegnanie z lotniskiem, ale -- podobno -- tylko krowa nie zmienia zdania) i z powrotem chciał wrócić przez Bibielę i Żyglin. W międzyczasie zadzwonił Koyot, że się ubiera i można zrobić jakiś szybki rower. Roch poczekał na niego i razem pojechali na Chechło. Koyot w krótkich spodenkach. Rochowi było zimną patrząc na niego. W Chechle rozjechali się w kierunku domów. W tym punkcie wypadu Rochowi stuknęło już 40 kilometrów i w sumie mógł już nie pedałować, ale przecież musiał jakoś dojechać do domu.

Pod domem miał całe 49 kilometrów i doszedł do wniosku, że nie będzie jeździł dookoła bloku żeby dobić do pełnych pięćdziesięciu kilometrów. Takie "nie okrągłe" liczby kręcą go bardziej niż takie pełne (stąd jego sympatia do liczby Π) . Do pełni szczęścia, czyli tysiąca kilometrów na nowym rowerze* brakuje mu już 18 kilometrów. Jeśli w przyszły weekend pogoda dopisze, a dopisać ma, Roch ogłosi, że zrealizował postawiony sobie cel.

A przyszły weekend stoi pod znakiem jakiegoś dłuższego wypadu. Plany już są, dosyć klarowne, kierunek też już wybrany, ale póki co Roch nie będzie zapeszał, szczegóły pod koniec tygodnia lub po fakcie. W każdym razie całkowita odległość nie mniejsza niż pięćdziesiąt kilometrów, ale nie będzie to Lubliniec. Na niego za późno, a poza tym Roch nie ma już tam żadnego interesu. Z dzisiejszego wypadu powstał ślad GPS, ale oszukuje, bo pokazuje 45 kilometrów, a powinno być ich 49.

Roch pozdrawia Czytelników.

*Roch celowo zaznacza, że na nowym rowerze, bo przez cały rok 1 000 kilometrów to byłby wstyd dla niego.

11 komentarzy:

  1. Czekamy w takim razie na magiczny wpis o przełamanej barierze pierwszego tysiąca. Będzie co świętować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez procentów - jak na sportowców przystało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Możemy jedynie wspomnieć o procentach nachylenia terenu... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Te procenty czasem też powodują zawroty głowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie to masz rację, chociaż trzeba dodatkowo zaznaczyć, że w zależności od "kierunku" nachylenia owe zawroty mogą mieć różny charakter ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No własnie, to lepsze niż alkohol - "kierunku" butelki raczej nie można zmienić :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba, że zupełnym przypadkiem stłucze się denko... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kierunek wtedy dobry jest, ale punkt przyłożenia jednak po drugiej stronie :-D

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż, to fakt... Można w ostateczności zmienić punkt przyłożenia, chociaż wtedy pojawia się ryzyko wystąpienia poważnego uszczerbku na zdrowiu ;) Należałoby przyjąć odpowiednie założenia odnośnie tego, czy butelka jest zakręcona/zakapslowana i jaka jest jej początkowa orientacja. Ale wydaje mi się, że to by dla mnie był już zbyt duży poziom abstrakcji jak na komentarze o przejechaniu pierwszego tysiąca kilometrów na nowym rowerze... :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Możemy tak dyskutować przy każdym kolejnym tysiącu ;-)

    OdpowiedzUsuń