niedziela, 20 listopada 2011

Ostatni wypad na Dolomity. Lub przedostatni

Początkowo nie chciało się Rochowi wychodzić z domu; termometr pokazywał temperaturę bliską zeru, a w takich warunkach nawet Roch odmawia pedałowania, ale im słońce wyżej wędrowało tym robiło się cieplej. Na ambicję Rochowi wszedł również Koyot, który mimo zimna poszedł na rower, Roch nie chciał wpisać kolejnego zera do swoich nowych statystyk, które cały czas doskonali. Nie wymyślił jeszcze w jaki sposób będzie je publikował, ale to kwestia czasu, poza tym oficjalny start liczenia kilometrów zacznie zaraz po tym jak Roch podsumuje rok 2011.

Początkowo Roch chciał jechać do Świerklańca, ale ostatnio boi się trochę jeździć ulicami, bo przyciąga do siebie samochody. Meganka już strzelona, a jakby strzelili Rochowy rower to on -- Roch -- chyba by się załamał. Bo jeszcze nie przestał pachnieć nowością, a już Roch musiałby napisać na nim R.I.P. Z tego wszystkiego Roch pojechał na Dolomity. Tam nic nie jeździ, choć spotkał kilka osób na MTB, więc społeczeństwo jeszcze jeździ. Fajnie jest pojeździć po górkach, ale nie fajnie jest wpadać w poślizg, bo pod warstwą spadniętych liści z drzew czai się zły lód. Roch raz zobaczył jak wyprzedza go tył, ale ustał.

Z powrotem pojechał przez Sportową Dolinę, zjechał z wieeeeelkiej górki i pojechał do domu. Tydzień Roch nie pedałował i na pierwszym podjeździe złapał zadyszkę, w dodatku jeździł w kominiarce to ciężej mu się oddychało. Potem było trochę lepiej, ale do ideału jeszcze mu brakuje. Przyszły sezon Roch zabiera się ostro za siebie, być może zacznie jeździć rowerem do pracy, wtedy przez miesiąc ma 1280 kilometrów. O ile dałby radę codzienni jeździć rowerem.

Z wypadu powstał ślad GPS, a w zasadzie 1/10 śladu, bo urwał się jakoś 2 km od domu. Roch ma pewne podejrzenia, co powoduje takie anomalie, ale musi to jeszcze dokładnie zbadać. W zamian za ślad GPS Roch oferuje autoportret:

Rocha cień

Roch pozdrawia Czytelników.

1 komentarz: