Nie nie wskazywało na to, że koniec tygodnia będzie taki, a nie inny. Jeździł sobie Roch do pracy, w pracy pracował, później wracał z pracy i w domu odpoczywał. Jednak w końcu monotonny tydzień zmienił się w zakręcony tydzień. Otóż kiedy Roch wracał z pracy i stał na czerwonym świetle w tył wjechał mu Fiacik, który źle obliczył odległość i prędkość. Strzał był na tyle silny, że Roch wyjechał na skrzyżowanie i tam się zatrzymał. I od tego momentu nie było już nudno.
Papierki, oświadczenia, telefony, zgłoszenia, potwierdzenia; w końcu rzeczoznawca umówiony, będzie można samochód okleić taśmą i jeździć dalej. Miał Roch kupić nowy samochód w marcu, bo tak sobie obliczył, ale będzie musiał kupić w grudniu. Będzie to samochód pod choinkę, jako prezent i pocieszenie po odchodzącej już w niepamięć Megance. A szkoda, komfortowa bestia była.
Jeśli o rower chodzi to wszystko jest w porządku; choć nie do końca bo dziś sobota, a Roch jeździł tyle co do miasta kupić bilet na poniedziałek i z powrotem. Poza tym zrobiło się zimno i wietrznie i Rochowi odechciało się jeździć, bo normę na nowym rowerze ma wyrobioną, a wszystko ponad to to już jego kaprys jest. Może jutro uda się pojeździć, choć po mieście. Na koniec zdjęcie, w sumie już pamiątkowe:
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz