Kto by pomyślał, że Roch jeszcze w tym roku wyskoczy na rower. On sam już powoli tracił nadzieję, że będzie mu dane pojeździć, ale wczoraj pogoda zrobiła Rochowi wyjątek i przez cały dzień było znośnie, nie padał deszcz ani śnieg. Roch wskoczył w ciepłe spodenki, założył zestaw koszulek, okręcił się buffem, założył dwie pary rękawiczek, przypiął pulsometr i licznik do kierownicy i pojechał w świat.
Świat kończył się na lotnisku, bo akurat na tylko Rochowi wystarczało dnia i kondycji, która o dziwo nie jest taka najgorsza. Średnia prędkość na 43 kilometrach wyszła Rochowi 24 km/h, a był taki moment, że licznik pokazywał prędkość 30 km/h, a średnia prędkość wciąż malała. Jednak pulsometr szalał, bo pokazywał 190 uderzeń serca na minutę, więc Święta dały się Rochowi we znaki, chociaż on wcale nie obżerał się.
Z świątecznego wypadu powstało zdjęcie, które Roch zamieszcza jako dowód w sprawie o rowerowanie w Święta. Ogólnie jeden pogodny dzień zrobił Rochowi dobrze, przejechał się na rowerze, odwiedził lotnisko, a przy okazji spalił trochę kalorii. Tak bardzo niechcianych.
Roch pozdrawia Czytelników.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj, zazdroszczę... Jestem tak stęskniony za ruchem, że szkoda gadać ;)
OdpowiedzUsuńPS. Gratuluję równiutkich 17000 odwiedzin bloga!
Ja się trochę poruszałem, fajnie było ale chcę jeszcze, a teraz mam z kim jeździć więc będzie z górki :)
OdpowiedzUsuńO, faktycznie, licznik mi się przekręcił :) Dziękuję :)
"Pod górkę" też może czasem być, ale tylko w tym dobrym znaczeniu ;) Marna tu u mnie pogoda - dziś 10 stopni (to akurat dobrze) i cały dzień mżawka (to już gorzej). Podobnie zresztą jak przez całe Święta.
OdpowiedzUsuńU mnie w Boże Narodzenie było bardzo przyjemnie - trochę zimno, ale za to słońce nawet się pojawiało ;-)
OdpowiedzUsuń