Od samego rana Roch załatwiał sprawy rowerowe, a miał do odbioru swój prywatny i nienaruszalny uchwyt na fotelik. Na szczęście Wojciech mógł rano wyjść przed blok więc Roch szybko odbił w prawo na którymś ze skrzyżowań i podskoczył przed pracą po odbiór tegoż cuda. Przyokazyjnie zadłużył się na małą sumkę, ale nie miał przy sobie pieniędzy, a przecież już prawie koniec miesiąca jest, więc i gotówki może trochę brakować.
Popołudniu, po powrocie z pracy, poszedł na rower. Nie miał nic lepszego do roboty, więc wsiadł na siodełko i pojechał w poszukiwaniu jakiejś sensownej trasy, nie koniecznie jeżdżąc kilka razy dookoła żeby nabić kilometrów. W końcu pojechał drogą którą wraca z pracy, trochę pozmieniał kierunki i wyszedł całkiem ładny dystans (przyp. Roch od dwóch lat nie siedział na rowerze). Koniec końców kilometrów wyszło 12, ale to dopiero początek.
Trzeba przyznać, że Częstochowa ma całkiem fajne drogi dla rowerów, mało ich, ale jak już się wjedzie na jakąś ścieżkę to można podjechać kawałek całkiem niezłą nawierzchnią. Jednak jak się droga dla rowerów skończy to trzeba wjechać na dziurowy chodnik albo coś co go ma udawać. Czyli jak wszędzie; drogi i chodniki dziurawe, ale nie wszędzie i nie wszystkie. Jutro kolejny dzień z wieczornym rowerem. Nawet latarkę Roch zaadoptował na potrzeby oświetlania drogi przed sobą.
Na zakończenie zapis dzisiejszego wypadu.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz