Oczywiście Roch i Żonka chodzili struci i zdenerwowani tym czy sobie tam poradzi, czy da radę się odnaleźć i w ogóle czy ten dzień nie skończy się jednym wielkim płaczem i powrotem do domu. Z okazji 1 września Roch wziął wolny dzień tak żeby wspierać Żonkę w tej ciężkiej chwili, ale jak się okazało później wcale nie było takiej potrzeby.
Michasia bardzo chciała iść do przedszkola, od rana chodziła z workiem po domu i wołała "dzidzi" co znaczyło, że chce do dzieci. W końcu około godziny 800 wszyscy zapakowali się do auta i pojechali do przedszkola. Początkowo Michasia nie chciała puścić Rocha, ale po 15 minutach oswajania się doszła do siebie i poszła z Panią Martynką do dzieci.
Nie było wyjścia i trzeba było ją zostawić. O godzinie 900 było śniadanie i po 30 minutach Roch dzwonił do przedszkola zapytać jak Michasia sobie radzi. Usłyszał:
- "Dobrze, tańczy z dziećmi w kółeczku".
Skoro radzi sobie dobrze to można coś porobić w domu. Ale co się robi w domu kiedy dziecko jest w przedszkolu?
- "Co tak łazisz" - Zapytała Żonka.
- "Nudzi mi się" - Odpowiedział.
W końcu zabrali się i pojechali do sklepu żeby kupić dla Michasi prezent z okazji pierwszego dnia w przedszkolu i za to, że była taka dzielna. O godzinie 1200, zaraz po obiedzie pojechali odebrać ją z przedszkola. Michasia była zadowolona, ale zmęczona. W domu od razu poszła spać, a jak wstała to pomagała Rochowi składać prezent, który dostała.
Dziś też nie było problemu z pójściem do przedszkola, nawet poszło łatwiej niż wczoraj. Chyba - bo czas pokaże - Michasia polubiła się z przedszkolem, ale to dobrze. Kontakt z dziećmi też musi mieć.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Rower też był. Niech sam GPS się wypowie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz