poniedziałek, 23 listopada 2015

Dłuższy i zimniejszy wypad

Jak na weekend przystało Roch był koniem, zjeżdżalnią, gryzakiem i tysiącem innych rzeczy dla Michasi. W sobotę rozpoczęli dzień od wypadu do katowickiego Spodka na Disney On Ice. Sama gala była niezła choć Roch niekoniecznie znał wszystkie postaci z prezentowanych tam bajek. Później już standardowo, czyli obiad u babci i powrót do domu. A tam spanie i znowu zabawa. Pogoda była typowo domowa więc Rocha nie ciągnęło na rower. Co innego w niedzielę.

Drugi dzień weekendu zapowiadał się owocnie, szczególnie, że nie padało i nic nie wskazywało na to, że ma ten stan rzeczy ma się zmienić. Z rana Roch z Michasią pojechali na pociągi bo po serii przeziębień i chorób trochę zaniedbali dworzec główny w Częstochowie. Zanim Michasia się ubrała to Roch sprawdził rozkład pociągów i akurat wtedy kiedy mieli tam jechać okazało się, że na stacji będzie ruch. Więc zapakowali się do samochodu i pojechali oglądać pociągi.

Po powrocie czekało na Michasię ciepłe mleczko z miodem i obiad. A później łóżeczko i popołudniowa drzemka, a w tym czasie Roch mógł choć odrobinę zaspokoić swoją cyklozę. Jeździł nie za długo bo ciut było zimno, ale chyba w połowie listopada już tak może być. Oby tylko zima nie zaskoczyła drogowców jak co roku. Koniec końców Roch przejechał 10 kilometrów i zrobił kilka zdjęć pociągów.

Oczywiście Roch pedałował z pulsometrem, bo spodobał mu się ten gadżet. Teraz Rocha telefon jest centrum fitness, mierzy nie tylko długość i prędkość, ale też puls Rocha. W ostatniej notce Roch wspominał o tym, że być może kiedyś napisze kilka słów więcej na temat tego pulsometru. Teraz zrodził mu się w głowie kolejny pomysł, ale o tym jeszcze za wcześnie pisać.

Na chwilę obecną Roch przejechał taką trasę...

...i takie zdjęcie


Roch pozdrawia Czytelników.

niedziela, 22 listopada 2015

Zbiór krótszych wypadów

Pogoda coraz gorsza, a czasu nic nie przybywa. Jednak Roch za każdym razem szuka okazji do krótkiego przepedałowania nawet kilkuset metrów. I tak zrodziła się w głowie świecka idea żeby podsumowywać takie wypady, bo na opisywanie każdego szkoda czasu, a pomijać je też nie wypada. Wszak rower był w ruchu, więc kilometry a raczej metry przejechał.

Tak więc wszystko zaczęło się od tego, że Roch przed pracą musiał iść pilnie po pieczywo bowiem w domu zostały tylko okruchy, a Michasia zaczynała wołać "buła, buła".

"Samochodem utknę w korkach" – Pomyślał Roch
"Na nogach trochę to potrwa" – Analizował dalej Roch.

W końcu padło na rower; Roch wskoczył w jeansach na rower i pojechał do piekarni. W każdych innych - niż te rowerowe - spodniach jeździ mu się ciężko, a już w jeansach to w ogóle lepiej nie mówić, Jednak zanim Roch przebrałby się, pojechał, wrócił i ponownie się przebrał to minęłoby pewnie z 30 minut i do pracy Roch przyjechałby mocno spóźniony.

No więc na pierwszy ogień idą wypady z ostatniego tygodnia.


Jak widać na jednym z załączonych śladów pojawił się wypad z pulsometrem. Tak, Roch kupił sobie pulsometr korzystając z okazji, o której poinformował go jeden z zaprzyjaźnionych rowerzystów. Wiadomo, że najlepsze rzeczy rowerowe są w Biedronce i Lidlu, więc Roch nie wahał się podjechać do Biedronki i skorzystać z promocji.

Być może szerszy opis pojawi się za jakiś czas. Jak Roch nabierze sił i przestanie zasypiać tam gdzie się położy lub usiądzie.

Roch pozdrawia Czytelników.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Weekend w 50% rowerowy

Wszystkie prognozy pogody, które Roch sprawdzał od początku tygodnia pokazywały, że weekend ma być pogodny. Jednak im bliżej wolnego tym pogoda bardziej się psuła, aż w końcu w sobotę spadł deszcz i zaczął się wiatr. Rocha to jednak nie zraziło bo miał zajęcia. Co prawda basenu nie było bo Michasia ma (miała) zapalenie ucha i o wyjściu z domu nie było mowy. Więc Roch był koniem, układał klocki lego, robił akuku i tysiąc innych rzeczy.

W niedzielę pogoda była zupełnie inna niż w sobotę. Słonecznie, ciepło i tylko ten wiatr. Wiał jak oszalały, ale Roch postanowił, że pójdzie pojeździć. Rano jednak musiał wywiercić kilka dziurek, przenieść kilka szafek i zagipsować kilka innych dziurek, na szczęście cała akcja zakończyła się sukcesem. Po obiedzie Roch wskoczył w obcisłe i poszedł pojeździć.

Wszystko ładnie i pięknie, ale wiatr wiał niemiłosiernie mocno. Co prawda Roch miał chwile z wiatrem w plecy, ale większość czasu wiało mu w twarz. Ale przejechał całe 16 kilometrów więc nie było źle. Jeździł po okolicy, nie wypuszczał się nigdzie daleko, bo wiatr go męczył, a dodatkowo nie chciało mu się bić rekordów kilometrów, choć wystarczyłoby dodatkowe 20 i można by mówić o rekordzie.

Na zakończenie zapis śladu GPS:

Roch pozdrawia Czytelników.

czwartek, 5 listopada 2015

Jak produkuje się karbonowe ramy Merida

Bardzo ciekawy materiał na temat produkcji ram karbonowych:


Roch pozdrawia Czytelników.

PS. Do rowerowego napisania w sobotę!

niedziela, 1 listopada 2015

Prawie dwa razy na rowerze

Weekend prawie zakończony więc czas najwyższy aby Roch napisał co nieco o tym, jak próbował jeździć na rowerze. A próby – wierzcie albo nie – były szczere, ale od początku.

Wszystko zaczęło się już w czwartek kiedy to Roch miał jeden dzień wolnego z okazji Pasowania na Przedszkolaka Michasi. Takiej uroczystości Roch nie mógł przegapić więc wziął urlop i o 1030 stawił się wraz z Żonką w przedszkolu na występie. Niestety już wtedy Michasia wykazywała początki przeziębienia (które rozwinęło się w piątek). W końcu chodzi do przedszkola, miejsca do którego chodzą też inne dzieci. Najczęściej są chore, a genialni rodzice pchają je za próg sali byle tylko nie siedziały w domu i nie marudziły. Tylko komu wystawić rachunek za lekarza i aptekę?

Pomijając już fakt, że niektórzy to, delikatnie pisząc, niemądrzy ludzie Roch planował czwartkowy rower jak tylko Michasia pójdzie spać. Niestety, długość snu wystarczyła tylko na to aby Roch zdążył wyjąc rower z piwnicy i "ukrył" go za samochodem żeby nikt się do niego nie dobrał. Okazało się jednak, że Miśka wstała, więc Roch schował rower do garażu i poszedł bawić się z rozchorowującą się córką. W piątek oczywiście zamiast do przedszkola Miśka pojechała do "Złotej Pani Doktor" jednak okazało się, że to nic groźnego. Wirus, więc syrop, krople do nosa i przymusowe spędzanie wolnego czasu w domu. Mus to mus.

W sobotę i niedzielę pogoda dopisała, ale choroba się rozwijała, pojawiła się gorączka więc rower musiał poczekać aż do momentu kiedy gorączka odpuści. Okazja nadarzyła się w niedzielę. Miśka już powoli, bardzo powoli dochodzi do siebie i dziś popołudniowa drzemka była dłuższa, ale za to Roch poczuł nieodpartą chęć zjedzenia czegoś, później jeszcze szukał spodenek, a na sam koniec jak już znalazł spodenki to doszedł do wniosku, że zbierał się na rower ponad godzinę, jest po obiedzie i w ogóle to zaraz dziecko wstanie.

I tak własnie minął mu weekend i jeden dzień urlopu. Ale najważniejsze żeby Michaśka doszła do siebie, a wtedy można będzie wspólnie pojeździć na rowerze, o ile pogoda dopisze oczywiście.

Roch pozdrawia Czytelników.