Podsumowania ciąg dalszy, czyli o tym jak Roch raz pojechał po bułki i raz poszedł pojeździć na rowerze. Jeśli chodzi krótki wypad to w standardzie Roch przejechał się po bułki i z powrotem. Nie ma co rozpisywać się na ten temat. Jedynie pozostaje wrzucić ślad GPS:
Drugi wypad był już dłuższy albowiem Roch miał wolną niedzielę i przy okazji tego wolnego nie zasnął na łóżku / w fotelu / gdziekolwiek i mógł iść na rower. Pogoda dopisała, chęci też były. Jedynie Roch popełnił błąd i zjadł zaraz przed pójściem na rower i rozbolał go żołądek.
Skoro miał spalać kalorie to trzeba było dostarczyć organizmowi paliwa do spalania. Koniec końców końców Roch przejechał całe 10 kilometrów i wrócił do domu z bolącym żołądkiem.
Na śladzie GPS można sobie zobaczyć trasę (nie bolący żołądek):
Teraz z innej beczki; ostatnio Roch sporo namawiał Koyota na jakieś wspólne pedałowanie i tak od słowa do słowa Roch zaczął myśleć, czy nie zabrnął zbyt daleko w mierzenie, rejestrowanie, zapisywanie i śledzenie. Czy nie wystarczy zwykły licznik i – w ostateczności – arkusz Excela? Do czego tak naprawdę te ślady GPS są Rochowi potrzebne?
Poza tym, że bateria w telefonie ma co robić to chyba jedyny pożytek z tego, że można wrzucić to na bloga. Ale w końcu Roch jeździł na rowerze zanim te wszystkie fit-społeczności powstały i blog kręcił się lepiej niż teraz, a jedyny ślad jaki był po skończonej jeździe to notka i wpis w Excelu. Tam było widać postęp mimo, że nie było pomiarów mocy, HR, VR, FTP i tych innych.
Zatem nasuwa się pytanie – czy w ogóle trzeba uzywać GPSu na rowerze? Może wystarczy zwykły licznik i Excel? Czy jazda na rowerze będzie taka sama jak z działającym GPSem? Chyba pora na drugą ankietę.
Zatem druga ankieta jest gotowa:
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz