Kiedy już Roch odzyskał "swój kawałek podłogi" to rozłożył trenażer, przyprowadził rower, w międzyczasie Michalina wykręciła "ważną śrubę" w trenażerze i Roch zamiast chwili spędził nad rozkładaniem dobre 30 minut, grzebiąc, dokręcając i wyzywając pod nosem na chińskie małe rączki, które wymyśliły, że ta nakrętka będzie wielkości atomu. Jakby się dało to pewnie byłaby mniejsza, ale w końcu udało się. Pozostało zamontować prezent, czyli czujnik prędkości i kadencji i można było jechać do... logopedy z Michaliną. Jednak dziś Pani Kasia stwierdziła, że Michalina już nie ma żadnych problemów z mówieniem i były to ostatnie zajęcia.
Po powrocie dzieciory były tak zmęczone, że szybko zjadły kolację, umyły się i poszły spać. I Roch mógł dokończyć dzieło tworzenia "centralnego systemu pomiarowo-treningowego", zwanego trenażerem. Szybkie parowanie z tabletem i można było zacząć pedałować. Nawet Żonka była pod wrażeniem poziomu technologicznego jaki został zamontowany na rowerze. Przyszła z telefonem i powiedziała:
— "Sparujmy się" – i podsunęła Rochowi telefon.
Roch ją sparował, opuścił siodełko i patrzył jak telefon agreguje dane spływające z tej technologii. Koniec końców Roch też wsiadł na rower i też trochę popedałował. Może tym razem uda się przepedałować 14 dni tak żeby Rochowi pedałowanie weszło w krew, ale czy będzie nowy Roch? Czas pokaże.
Z innych nowości to nadeszła zima:
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Dawno Roch nie jeździł, bo zapomniał o śladzie GPS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz