I jest, a w zasadzie było, bo Roch już całkiem dobrze się czuje. A co było? Była choroba; zapalenie spojówek, zapalenie gardła i gorączka dochodząca do 40°C. I tak Roch rozpoczął marzec. W międzyczasie dołożyło się zapalenie uszu u Michaliny i katar u Stasia, który też odbił się na uchu. Więc Roch przez dwa tygodnie wycierał nosy, dawał (niechętnie) zakraplać sobie oczy i jadł Nurofeny niczym dropsy, czasem zagryzając Apapem. Koniec końców Roch skończył z tygodniowym zwolnieniem i stawiał się na nogi.
Reszta domowników też swoje przeszła łącznie z Żonką, która też oberwała wirusem. Teraz, pisząc tę notkę, Roch jest zdrowy, Staś katarzy mocno, a Miśka ma jeszcze zaczerwienione ucho. Tak więc pierwszy (i oby ostatni) wirus w tym roku odbił się mocno. Ale już wszystko wraca powoli do normy. Dzieci tak nie mogły się doczekać wyjścia na dwór, że tylko gorączka ustąpiła i poszły trochę pojeździć i pobiegać po podwórku bo pogoda zacna jest, a ma być jeszcze zacniejsza. Może w końcu Rochowi się uda wyjść też na rower, który na chwilę obecną stoi w garażu z czujnikami, wiec tylko wsiąść na rower i zacząć monitorować swoje postępy. Oby w tempie większym niż raz na miesiąc. I to jak się uda.
Wracając jednak do przymusowej przerwy; jak już Roch zaczął dochodzić do siebie to też zdarzało mu się wyjść z domu, bo jednak naturalna witamina D jest bardzo przez Rocha pożądana, a i dzieci z Rochem chętnie spędzały czas. Może w końcu Roch zrobi jakąś relację z wypadu rowerowego. Się okaże.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Staś też już biega.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz