Wsiadł na rower od razu (odpadły czujniki, a słuchawki same się z telefonem łączą) i pojechał na zaplanowaną wyprawę, czyli na inaugurację sezonu. Chciał przejechać jakieś 30 kilometrów i tyle liczyła trasą którą chciał pojechać, ale wtedy sytuacja się skomplikowała. Po jakichś 10 kilometrach, które Roch pokonał w iście mistrzowskim tempie i bez większego wysiłku nagle coś odłączyło nogi od reszty Rocha.
Pedałowało się tak ciężko, że Roch musiał stać na pedałach. Jednak coś się nie zgadzało, bo droga w tym miejscu była płaska jak stół, nie było nawet krztyny górki, a pedałowało się coraz ciężej. W końcu Roch zaczął wątpić w swoją kondycję i już miał wieszać rower na haku kiedy coś go olśniło. To przecież może być awaria; ale awaria czego? Zszedł więc Roch z roweru i zaczął kręcić tylnym kołem, które ani drgnęło. Załapał więc Roch za hamulec, który był twardy jak mięśnie Schwarzeneggera. Okazało się, że hamulec zapowietrzył się i to było przyczyną nagłego spadku prędkości.
Początkowo Roch chciał upuścić trochę płynu hamulcowego, ale koreczek tak bardzo nie chciał wyjść, że Roch chyba go uszkodził. Koła nie wyjmował bo pewnie już by go nie włożył. Jedyna deska ratunku to telefon do Żonki z pytaniem, czy przyjedzie. Sytuacja się dodatkowo skomplikowała bo dzieciory chore i nie za bardzo Roch chciał je angażować w całą akcję ratunkową, ale z drugiej strony nie ma z kim ich zostawić bo zarażają, więc babcia odpada.
Koniec końców dzieciory wzięły udział w akcji ratunkowej; Stasiowi się podobało bardzo, a Michalina poszła spać, więc jej pewnie było obojętne czy i jak Roch wróci do domu bo przecież już jej zrobił samolot z papieru. Kolejną komplikacją było to, że Staś spał, więc Roch musiał poczekać aż wstanie. Jako, że to pierwsza niedziela z zakazem handlu Roch nie miał żadnego problemu żeby znaleźć otwarty sklep i kupić coś na ochłodę. Nawet udało mu się zapłacić kartą, bo gotówki oczywiście nie miał. A bankomat było znaleźć trudniej niż otwarty sklep. Po parunastu minutach zjawiła się Żonka i nastąpiła kolejna komplikacja. Klocki tak mocno trzymały koło, że Roch nie mógł go wyjąć bez używania siły, ale w końcu udało się je wyjąć i można było wkładać rower do bagażnika. Staś oczywiście zadowolony, Michalina dalej spała.
To drugi raz w całej historii rowerowej kiedy po Rocha przyjeżdżał wóz techniczny. Wracając do domu Roch popadł w refleksję nad tymi inauguracjami sezonu. Każda kończy się jakąś awarią. Nawet Żonka powiedziała, że jak szła z Rochem na rower po raz pierwszy to zawsze wracali na piechotę. W tym roku akurat wracali wozem technicznym. Kiedy dojechali do domu Roch przepakował rower z jednego bagażnika do drugiego i jutro przed pracą podjedzie do W. żeby naprawił Rochowi rower, a przy okazji zrobił przegląd rowerku Michaliny żeby nie musiała wzywać wozu technicznego podczas swojej inauguracji.
Tak więc historia okazała się całkiem ciekawa i z leniwego popołudnia zrobiła się całkiem ekscytująca akcja ratunkowa. Żeby pokazać powagę sytuacji Roch złamię zasadę i pokaże ślad GPS, bo coś go podkusiło żeby dziś go zapisać:
Drogi powrotnej Roch nie zapisywał. Na zakończenie pozostaje pokazać zdjęcie dwóch bagażników. Jutro rowery jadą do W. i pod koniec tygodnia Roch ma nadzieję, że przejedzie jeszcze raz tą samą trasę już tym razem bez niespodzianek.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz