Tak się złożyło, że kolejny - lutowy - weekend był słoneczny, suchy i prawie wiosenny. O ile o tej porze roku można mówić o czymś, że jest "wiosenne". W lutym powinien leżeć śnieg, drogowcy powinni być zaskoczeni, a na drogach powinno być biało od soli. Tymczasem nic się nie sprawdza, deszcz co prawda pada często, ale tego drogowcy solą nie zasypią, więc chyba można śmiało stwierdzić, że tego roku drogowcy mają sól w oku i nie widzą co z nią zrobić.
Dla Rocha jednak tak pogoda oznacza tylko jedno: rower, rower i jeszcze raz rower. Gdyby nie to, że musi jechać do pracy to pewnie cały tydzień pedałowałby nie zwracając uwagi, czy jest wiosna, lato albo zima. Choć to ostatnia przypomina bardziej wiosnę, ale to akurat nie jest nic złego. Jak ktoś chce śnieg to niech jedzie w góry. I tak, sobota dla Rocha okazała się bardzo rowerowa. Wpierw pojechał sam popedałować i porobić parę dodatkowych zdjęć do kolejnej publikacji, która już nie długo wpadnie na blogaska, a później podjechał po Żonkę, która też chciała popedałować.
Sobota zakończyła się wynikiem 31 kilometrów, ale to nie wszystko, bo niedziela już była za rogiem. Następnego dnia, czyli w niedzielę właśnie, Roch planował iść na rower sam, ale w końcu młodzież się zreflektowała i też poszła na rower. Wypad był ciekawy; najpierw rundka w okolicy cmentarza, a później szkoła, do której Młoda pójdzie już od września. Chciała zobaczyć, czy szkoła ma fajne boisko i plac zabaw i okazało się, że cała szkoła jest fajna. Od września się okaże na ile będzie fajna.
Weekend zamknął się w 35 kilometrach, co jak na zimę jest całkiem dobry wynikiem.
Roch pozdrawia Czytelników.
Szkoda, że w tym roku nie ma śniegu, chętnie bym wyskoczył na sanki, czy coś. Pogoda coraz bardziej wiosenna, więc również wyruszam już na pierwsze wyprawy rowerowe. Ostatni weekend 17km!
OdpowiedzUsuń