No i stało się; splot ostatnich wydarzeń opóźnił kolejną notkę o całe dwa dni, ale na swoje usprawiedliwienie Roch ma to, że dobrał się do dawno zapomnianego dysku, na którym znalazł masę swoich rowerowych zdjęć z okolic roku 2008, a więc jeszcze z czasu Tarnowskich Gór. Tak się w tych zdjęciach zakopał, że zapomniał o tym, że w niedzielę też pedałował. Oczywiście wszystko zgodnie z zachowaniem higieny i zaleceniami.
Skoro już Roch musi przestrzegać zaleceń to pojechał, razem z Żonką, do lasu. Głębokiego lasu. Tak głębokiego, że po drodze minęło ich stado dzików, a jak wiadomo dzikom nie należy wchodzić w drogę, więc zmienili trasę. Koniec końców wyjechali pod Blachownią. Z powrotem droga była prosta i szybka. Można było jeszcze gdzieś odbić i dokręcić do 30 kilometrów, ale nie ma co przesadzać. Łatwo się przeziębić, a lekarza to teraz ze świecą szukać. Więc lepiej dmuchać na zimne i nie przesadzać z rowerem. Jak zrobi się całkiem ciepło to Roch odbije sobie wszystkie nieprzejechane kilometry.
Wypad oczywiście w ramach zaspakajania podstawowych potrzeb życiowych. Po powrocie Roch zabrał się za szukanie zupełnie nie tego co znalazł, ale akurat ten dysk to jest złoto. Od razu wszystko zaczął kopiować, a jest co. Zdjęcia, które Roch dawno spisał na straty, jak na przykład to:
Dodaj komentarz