Tym razem notka ze sporym opóźnieniem, ale u Rocha znowu zrobiło się chorobowo i musiał się skoncentrować na mierzeniu temperatury, nalewaniu syropków i przełączaniu bajek, ale choroby mają się już ku końcowi, więc Roch może skupić się notce, która jest wyjątkowa z jednego powodu. Od piątku Roch w końcu jeździ na Cube. Tak, wrócił on z wyższej instancji, która ogarnęła niedziałający hamulec. Tak więc ostatni weekend należał do Cube. Choć nie tylko weekend.
Od czasu wodowania Giantem Roch nie zabrał się za jego przywrócenie do świata rowerów z nasmarowanym łańcuchem. Tak się złożyło, że po weekendzie Roch rzucił się w wir pracy, potem jeszcze zaczął się domowy szpital, a w piątek Roch dostał radosną informację, że Cube jest naprawiony. Przez weekend udało się jedynie przywrócić do życia rower Żonki, który też wymagał sporo uwagi, a nawet wymiany pancerzy. Jednak odkąd Roch odebrał działającego Cuba od W. to nie może się na nim najeździć. Jednak przed Rochem jeszcze sporo nauki i właśnie dlatego zamierza on teraz zabrać się za serwis Gianta.
Wracając jednak do weekendowych wypadów to Roch pojechał na dawno nieodwiedzaną drogę techniczną A1 żeby zobaczyć co tam słychać, zmierzyć się z podjazdem i spróbować odzyskać „Lokalnego lidera” na tym odcinku. Do pełni szczęścia brakuje mu jednego podjazdu, o ile inni tam jeżdżący nie zrobili żadnego postępu. Tak, czy inaczej to Roch zawalczy o tą wirtualną nagrodę.
Cube spisuje się doskonale. W końcu hamuje, klamka ma odpowiedni skok i nie czuć jej gumowatości. Do tego amortyzator z przodu to całkiem fajna rzecz po miesiącach pedałowania na gravelu. Owszem – są już amortyzatory dla graveli, ale wg. Rocha gravel z amortyzatorem to pomyłka. Tak więc weekend spędzony na Cube upłynął bardzo owocnie, w ciągu tygodnia tez Roch jeździ „dookoła komina” na Cube, ale z racji chorób musiał mocno ograniczyć pedałowanie.
Poza rowerowaniem i serwisowaniem Roch też ogarnia projekty, które chce w tym roku zrealizować. Jednym z takich projektów, jak już wcześniej pisał, jest wypad do Tarnowskich Gór, ale też inne sprawy nabrały pędu. Na przykład: kontynuacja współpracy z XLC. Póki co Roch może zdradzić, że w tym roku będzie się działo. I to jest fajne, bo naprawdę marka zdobyła serce Rocha i nawet prywatnie, za „własne, ciężko zarobione piniondze” Roch wybiera produkty właśnie z logo XLC.
Kolejnym pomysłem jest oczywiście tegoroczny Bike Atelier Maraton i start w Tarnowskich Górach. Z niewiadomych przyczyn Częstochowa pojawia się na mapie startów co dwa lata, ale za to Tarnowskie Góry są Rochowi znane i lubiane. Być może uda się też wystartować w Psarach, ale mając w pamięci zeszłoroczne obietnice, wakacyjne szaleństwa i kontuzję, którą przywiózł znad morza, w tym roku Roch nie będzie deklarował gdzie i kiedy chciałby startować. Sukcesem będzie start gdziekolwiek.
Na zakończenie pozostała jeszcze Strava:
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz