Kolejny weekend za Rochem, a w zasadzie za bombelkami i Żonką też, bo ten weekend udało się zsynchronizować dzieci i trafić w ich potrzebę pedałowania. Co prawda na końcu rowerowej wędki musiało być coś, co zadziała motywująco. Takim pewniakiem są lody. Nie ważne, że pogoda już odpowiednio chłodziła, ale wypad na lody zawsze jest pewny. A skoro wypad na lody, to też wypad na ciastko. I tak z pedałowania zrobiła się całkiem smaczna i kaloryczna przejażdżka na lody i ciastko.
Wszystko jednak zaczęło się od małego falstartu, bo zorganizowanie biegającego hałasu, który nie chce się ubrać w to co akurat musi się ubrać wcale nie jest najłatwiejsze. Do tego dochodzi poszukiwanie różnych części garderoby, która teoretycznie powinna być w jednym miejscu, ale w praktyce okazuje się, że jej w ogóle może nie być, albo na przykład jest w garażu. Tak więc zorganizowanie całej tej gromady nie jest najłatwiejsze. Kiedy jednak udało się już ich ubrać i wyjść na zewnątrz to okazało się, że zaczął padać deszcz. No i du*a z wypadu.
Jednak po kilku chwilach deszcz przestał padać i pojawiła się szansa na ponowną próbę wyjścia na rower. Tym razem poszło zdecydowanie szybciej, bo hałas był już ubrany. Pozostało tylko wyprowadzić rowery i sprawdzić pogodę. Jednak po tym drobnym deszczowym epizodzie już nic nie zwiastowało kolejnych opadów. Choć zimno było, to nic nie padało. Pomysł zrodził się dość spontanicznie, bo akurat przejeżdżali przez Aleje, a tam jest takie miejsce, w którym dzieciory lubią jeść lody i ciasto. Cały wypadł zbiegł się w czasie z inauguracją sezonu motocyklowego, ale tłoczno było i z czterema rowerami nie było sensu się pchać pomiędzy motocykle. Lepiej było zjeść ciastko.
Ciastko okazało się ciastem, ale nie ma takiego kawałka ciasta, którego Roch by nie ogarnął. Gorzej miała Żonka, którą taka ilość dobra zwyczajnie przytłoczyła, ale sytuację uratowały bombelki, które pomogły w ogarnięciu tego kawałka ciasta. Dzieciory po porcji lodów popchniętej ciastem miały sporo energii na powrót, więc wydłużyło im się dystans, ale pod koniec już miały dość i było im zimno. Ogólnie wypad całkiem niezły, były rowery, były dzieciory, ciasto i lody. Był też deszcz, ale co zrobić. Nie można mieć wszystkiego.
Na zakończenie oczywiście ślad Stravy:
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz