Miniony weekend był specyficzny. I wcale nie chodzi o to, że Roch jeździł na rowerze, albo pogoda dopisała bardziej niż w ostatnim czasie. Był specyficzny z innego powodu. Roch odkrył na mapie lokalnych tras wyjątkowe złoto. Przejeżdżał obok tego miejsca chyba z tysiąc razy i nie skręcił, nie zaszedł w te skromne progi. Po prostu jechał dalej przed siebie nie oglądając się na boki. Gdyby choć raz zwolnił, albo zatrzymał się i sprawdził co tam jest to wiedziałby, że tam jest coś wyjątkowego, cytując klasyka „złote, ale skromne”. A tym złotem jest pączkarnia.
Roch, znany ze swojej miłości do pączków, którą przywiózł jeszcze z czasów młodości i wieczornych wypadów do Pniowca na świeże – dopiero co wyjęte z oleju – pączki, długo szukał podobnego miejsca w północnej części województwa Śląskiego. Te sklepowe to gnioty są, jak sam Andrzej Blikle, Profesor od pączków, powiedział w jednym z wywiadów, że pączek to maksymalnie 6 do 8 godzin jest świeży. Potem to gniot. Jednak tam, gdzie Roch zajadał się pączkami serwuje je świeże i ch*j, że 6 złotych kosztuje jeden, ale ten smak rekompensuje wszystko. Takie własnie powinny być pączki i tam właśnie Roch będzie jeździł na tą wyjątkową ucztę. Zresztą obraz potrafi zastąpić 1000 słów, niech więc zastąpi:
A skoro już Roch poruszył temat jeżdżenia to ten weekend był lepszy niż poprzedni. Pogoda zdecydowanie dopisała, bardziej rowerowa i zachęcająca do jeżdżenia. Nawet okazało się, że w ruch poszły dwa rowery; oczywiście nie jednocześnie, ale oba miały swój czynny udział w tworzeniu rowerowego weekendu. Najfajniejszy wypad był w niedzielę w nowy – dla Rocha – terenik, który Młody odkrył jak jeździł z Mamą. No i to kolejne złoto po którym Roch mógł pojeździć. Były hopki, było trochę błota, były górki. Taki plac zabaw dla prawie czterdziestoletniego dziecka.
Młodzież też bawiła się przednio, wymyślając coraz to nowsze warianty jazdy. Później jeszcze krótki postój na placu zabaw, bo przecież nie może być tak, że jakiś plac zabaw zostanie pominięty. I w tym momencie energia w Bomblekach się skończyła. Jednak to nie problem jak zna się sposób na przywrócenie ich do pełni sił. Tak! Oczywiście, że lody + dawka przypominająca cukru. Na postoju weszły dwie gałki lodów i Pepsi na drogę. I właśnie tam Roch odkrył te pączki. U niego nagle też nastąpił spadek energii, ale szybko uzupełnił ją dwoma pączkami.
I tak, podsumowując ten weekend, to było dobrze. Było rowerowo, było dzieciorowo no i na mapie punktów, przez które warto trzeba przejechać pojawiła się kolejna pozycja. Jak tak dalej pójdzie to Roch ustawi w Garminie segment w tym miejscu, nazwie go pewnie jakoś „pączkowo” i będzie go pobijał aż zdobędzie tam Lokalną Legendę (w jedzeniu pączków). Na zakończenie oczywiście obrazki z tego wypadu:
Jeszcze tylko zdjęcie drugiego roweru, tego który był wykorzystywany wieczorem, bo w weekend było jeżdżone!
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz