Z otwarciem tych lampek Roch zwlekał kilka miesięcy a to dlatego, że chciał z nimi pojeździć jak będzie już ciemno. Oczywiście, za dnia również dobrym pomysłem jest jeżdżenie z oświetleniem i sam Roch jeździ zawsze z włączaną tylną lampką, bo zakłada – słusznie, lub nie – że mrugające światełko z tyłu szybciej zwróci uwagę nadjeżdżających z tyłu kierowców. I tak właśnie przechodzimy do testu zestawu lampek rowerowych XLC CL-S10.
Jakość wykonania
Oczywiście w komplecie dostajemy zestaw dwóch lampek, przedniej i tylnej, które wyglądają tak samo. Różnią się oczywiście kolorem światła, ale wygląd zewnętrzny jest identyczny. Wykonane są z plastiku, a mocowanie to gumowe pasek, który owijamy wokół kierownicy i zaczepiamy o haczyk. Tutaj należy zaznaczyć, że ów pasek ma ograniczoną długość, więc jak mamy grubszą kierownicę albo sztycę (u Rocha ma ona 31.6 mm) to może zacząć się kombinowanie. Na przykład do sztycy Rocha ciężko jest ją zapiąć i trzeba przypinać do rurki tylnego trójkąta. Nie zmienia to jednak faktu, że dzięki niewielkim wymiarom można je upchać praktycznie wszędzie.
Za źródło światła odpowiada pojedyncza, bardzo jasna, dioda LED. I tutaj druga uwaga: nie są to lampki, które oświetlą nam drogę w nocy. To lampki, które mają za zadanie zaznaczyć naszą obecność na drodze. Najlepiej nazywać je światełkami pozycyjnymi, bo taka ich właśnie jest rola. Ostatnio Roch odkrył jeszcze jedną ich zaletę, ale o tym napisze on trochę później. Co do samego działania to nie ma do czego się przyczepić. Obsługuje się je jednym przyciskiem, który włącza, zmienia tryb pracy i wyłącza lampki.
Jeśli już jesteśmy przy trybach pracy to mamy je dwa: ciągły i mrugający. O ile nad ciągłym nie ma co się rozwodzić, o tyle w trybie mrugania podoba się Rochowi to, że mrugają one dość szybko i przez to mogą szybciej zwrócić uwagę innych osób, że coś się zbliża. Dodatkową zaletą – dla Rocha przynajmniej – jest to, że zasilana są przez dwie baterie CR2032, czyli standardowe „pastylki”, a Roch zawsze zapomina o ładowaniu lampek – oczywiście może też zapomnieć o wymianie baterii, ale chodzi też o to, że baterie można wymienić i z biegiem czasu nie spada ich sprawność, a w lampkach akumulatorowych może się okazać, że przed każdym wyjściem na rower trzeba je ładować.
Dane techniczne
Tak jak Roch wcześniej pisał są to lampki, które mają pojedynczą, bardzo jasną, diodę LED, zasilane bateriami CR2032, pozostałe parametry to:
- Mocowanie za pomocą elastycznej opaski,
- Jasna dioda LED,
- Zasilanie bateriami CR2032:
- Przednia lampka: 2 sztuki,
- Tylna lampka: 1 sztuka,
- Baterie są w komplecie,
- Tryb świecenia: mrugający / ciągły,
- Czas świecenia:
- Mrugający: 85 godzin,
- Ciągły: 60 godzin,
- Lampki odporne na warunki atmosferyczne,
- Waga
Wrażenia z użytkowania
Tak jak już Roch pisał, są to lampki pozycyjne i ich głównym zadaniem jest zaznaczenie naszej pozycji tak żeby inni użytkownicy dróg rowerowych lub jezdni widzieli, że coś jest na drodze. Nie ma nic gorszego niż osoba jadąca na rowerze bez żadnego światła – i to Roch pisze jako osoba stawiająca rower ponad wszystko. Nawet najgorsze światło jest lepsze niż poruszanie się bez oświetlenia. Roch zaczął ich używać dopiero po tym jak kupił sobie drugi zestaw, bo pierwszy się zdekompletował. A było to tak:
Pewnego razu, kiedy to słońce zachodziło już szybko, Roch wraz z dzieciorami postanowił po raz ostatni pojechać pociągiem do Tarnowskich Gór, ale widział, że będą już wracali po zmroku, a więc trzeba było skompletować oświetlenie. Oczywiście każdy rower miał swój zestaw, ale Roch zapomniał, że Młody też już jest rowerzystą i powinien mieć swój komplet światełek. Jednak miał w szafce właśnie ten zestaw lampek i pomyślał on, że to właśnie jest ten moment, w którym trzeba je wyjąć z opakowania i zacząć ich używać.
Więc zrobił z Młodego testera lampek; założył je na rower, rowerami dojechali do dworca PKP, potem już tylko pociągiem, przesiadka, kolejny pociąg i Tarnowskie Góry witają. Standardowo obiadek u Mamusi i dzikowanie po miejskim parku, w którym od czasu młodości Rocha nic się nie zmieniło. I w sumie to dobrze, bo tam właśnie Roch stawiał swoje pierwsze kroki na rowerze, a teraz ma okazję do przekazania tego parku swoim dzieciom, a im tam się wyraźnie podoba. Podoba do tego stopnia, że zaczynają się ścigać po górkach.
No i podczas jednego z takich wyścigów Młoda zahamowała, Młody w nią przywalił i powstały straty, bo zgubiła się jedna lampka i czujnik z licznika się złamał (i też się zgubił), ale o tym dopiero Roch przekonał się jak chciał włączyć Młodemu tylną lampkę. No cóż, trzeba było to ogarnąć, więc Roch zamówił kolejny zestaw i tak ma półtora zestawu lampek, a dokładnie to dwie przednie i jedną tylną.
Nowy komplet światełek Roch od razu założył do swojego roweru, żeby mieć możliwość przejechania się z nimi i zobaczenia jak to się z nimi jeździ. I właśnie dzięki temu odkrył ich drugie zastosowanie. Żeby oświetlić sobie drogę Roch używa innych świateł, które mają większą moc i ilość lumenów pozwalającą swobodnie jeździć nawet w kompletnym mroku, ale trzeba je też ładować, a odkąd Roch częściej jeździ rowerem to czasem zapomni je naładować. I właśnie taka sytuacja miała miejsce podczas ostatniego wypadu do miasta.
Główne oświetlenie rozładowało się, co prawda przeszło w tryb oszczędzania energii, ale pozostał zestaw XLC, który mrugał aż miło, a przez to Roch nie stał się anonimowym użytkownikiem drogi dla rowerów. Był widoczny nawet pomimo tego, że sam już nie oświetlał sobie drogi. I to jest właśnie główna i największa zaleta tym światełek. Zapewnienie nam widoczności, a tym samym bezpieczeństwa. Bo to jest ważne, tak samo jak kask, czy odblaskowa odzież. To wszystko powoduje, że jesteśmy widoczni na drodze, a im wcześniej zostaniemy zauważeni tym więcej czasu mają kierowcy na reakcję. I Roch to powtórzy: nie ma nic gorszego niż niewidoczny rowerzysta.
Podsumowanie
Mamy porę roku jaką mamy, szybko nastaje zmrok, a nawet w dzień widoczność jest mocno ograniczona przez mgłę, czy przez smog. Dobrym pomysłem w tym okresie jest używanie właśnie jakiegokolwiek oświetlenia żeby być widocznym na drodze. Chodzi w końcu o nasze bezpieczeństwo, bo jeśli zostaniemy wcześnie zauważeni na drodze to kierowcy, ale też inni rowerzyści na drogach dla rowerów, mają więcej czasu na reakcję. I właśnie w takiej roli idealnie odnajduje się ten zestaw lampek od XLC.
Zalety
- Zasilanie bateryjne,
- Bardzo jasne diody LED,
- Kompaktowa obudowa,
- Możliwość przymocowania do odzieży, plecaka.
Wady
- Trochę za krótka opaska, czasami trzeba mocna ją naciągnąć,
- Komora baterii zakręcana na śrubkę.
Jeśli chcieć by się do czego przyczepić to trzeba uważać na opaskę, bo ta nie zawsze wystarcza żeby objąć grubszą sztycę, czy kierownicę, ale że jest gumowa to można ją oczywiście naciągnąć, no i jeszcze kwestia komory baterii, która jest strzeżona przez taką małą śrubkę, którą da się wykręcić małym śrubokrętem, a w warunkach polowych pewnie ostrzem ze scyzoryka, ale trzeba to mieć na uwadze. Poza tym to solidny komplet światełek, które robią to co do nich należy. Zapewniają nam bezpieczeństwo i sprawiają, że jesteśmy widoczni dla innych.
I niech minusy nie przesłonią Wam plusów, bo naprawdę trzeba się mocno napracować żeby przyczepić się do czegoś. Roch zamontował przednią lampkę na podkowie amortyzatora, a tylną na tym elemencie, który łączy rurki tylnego trójkąta nad kołem; ogólnie takie miejsca, że samych lampek nie widać, a po ich włączeniu wszystko widać. I oto właśnie chodzi, żeby być widocznym na drodze. Za cenę w okolicach 80 zł dostajemy zastaw dwóch lampek, które zagwarantują nam widoczność, a jeżdżąc po oświetlonym mieście możemy używać tylko ich.
Roch pozdrawia Czytelników.
Artykuł powstał we współpracy z XLC Parts.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz