Żeby coś stało się nawykiem musi być regularnie powtarzane – tak przynajmniej twierdzą internety, które dodatkowo podają ile czasu trzeba daną czynność powtarzać żeby weszła nam w krew. Oczywiście do takich informacji warto podchodzić z dystansem, bo inne źródła w tych samych internetach mówią, że to wcale nie jest tak, że po 20 czy tam 60 dniach możemy ogłosić, że oto mamy nowy nawyk, który jeszcze dzień wcześniej był tylko czynnością regularnie powtarzaną. W przypadku Rocha różnie z tym bywa, ale od pewnego czasu wynalazł sobie nową czynność, którą już zaczął regularnie powtarzać, czy to będzie nowy nawyk? Czas pokaże, ale na pewno to fajna zabawa.
Zanim jednak zacznie rozpisywać o tym co robił w ostatni weekend to napisze o innej rzeczy, która też miała być w piątek, ale ostatecznie nie doszła do skutku. Chodzi oczywiście o kolejną recenzję, która miała się pojawić na blogasku, ale różny splot wydarzeń sprawił, że przez pewien czas – a może nawet już w ogóle – takie notki nie będą się pojawiały, a przynajmniej nie z dopiskiem „we współpracy”, bo Roch właśnie zakończył ten etap w swoim życiu. Mógłby tutaj popaść w influneserskie tony i zapłakać nad tym, ale taka jest kolej rzeczy i prędzej czy później można się było tego spodziewać. To nie oznacza wcale, że Roch przestał używać XLC – dalej uważa, że to bardzo dobre produkty, a z pewnością w przyszłości będą jeszcze lepsze i z tego Roch się cieszy. Jednak żeby praca poświęcona na zdjęcia nie poszła na marne to Roch choć ostatni raz, ale poinflensuje żeby wieczory spędzone przed komputerem nie były tak całkiem bezproduktywne.
Przejdźmy jednak do spraw, które wydarzyły się w ostatni weekend, bo jak już Roch wspominał na wstępie, znalazł on fajne miejsce do robienia zdjęć. Odkąd w piątki pracuje krócej to ma czas żeby podjechać po Żonkę do pracy. Rowerem oczywiście, bo jak inaczej, ale zawsze to okazja do przejechania 10 kilometrów, poruszania się i polansowania się w blasku swojej influenserskiej sławy. Ogólnie miejsce jest fajne z tego względu, że ma industrialny klimat i ceglane mury, przy których dobrze opiera się rower.
Jednak ostatni piątek to była masakra deszczowa. Początkowo Roch planował nie jechać, ale jego syndrom niespokojnych nóg nie dawał mu spokoju, bo dawno już nie jeździł. Na początku nic nie zapowiadało, że będzie to oberwanie chmury, ale im dalej Roch odjeżdżał od domu tym mocniej padało. Jednak w tym momencie było mu wszystko jedno czy pada, czy nie – chciał tylko pojeździć na rowerze. Nie wziął ochraniaczy na buty, więc przemokły szybko; zresztą prawie wszystko przemogło, łączenie z tym, że siodełko załapało wody, ale Proofide od Brooksa jednak działa i nie jest to tylko wymysł producenta. Kiedy już dojechał na miejsce to deszcz przestał padać, w zasadzie to powrót do domu był już w słońcu i nawet Roch zdążył przeschnąć.
Oczywiście nie obyło się bez zdjęcia, po które Roch tłukł się w deszczu przez pół miasta, ale było warto, bo miejsce naprawdę fajne jeśli chodzi o industrialny klimat i zdjęcia. Przy lepszej pogodzie Roch na pewno wybierze się z aparatem w to miejsce żeby zrobić całą galerię takich zdjęć. Na tę chwilę to przymiarki do czego większego, ale ściana na pewno ma potencjał. W sumie to nie tylko ściana, ale cały zespół budynków, bo jest ich tam więcej. Niedługo kolejny piątek, więc pora ładować baterię i jechać na kolejne zdjęcia. Na zakończenie oczywiście zdjęcie gravela:
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz