Idąc z ciosem, Roch postanowił, że będzie jeździł na rowerze wieczorami. Po mocno kijowym październiku postanowił on, że listopad będzie lepszy, a nawet dużo lepszy. Jednak dzień jest już bardzo krótki, więc pozostaje mu jeździć po zmroku. Na szczęście lampki Roch posiada, choć przednią musi trochę „stuningować”, bo ciągle mu opada. Obejma na gumkę nie koniecznie dobrze trzyma lampkę na swoim miejscu, ale dociśnięcie jej zgrzytem powinno załatwić sprawę. W planach ma wydłużanie dystansów, ale na razie kręci się „dookoła komina”. I tak chce polepszyć swoje jeżdżenie na rowerze, żeby wiosną wejść w sezon jakkolwiek przygotowanym. Jak do tej pory dobrze mu idzie, ale trzeba mieć na uwadze, że śnieg może spaść, a tym samym motywacja do pedałowania.
Cały proces trwa już jakiś czas, ale Roch nie chwali się tym — wrzuci fotografię roweru, ale nie pucuje się z tym, że postanowił jeździć na rowerze; choć w sumie robi to w tym momencie, ale jest już po fakcie, bo pedałowanie — takie krótkie, bez zbędnych przygotowań i celebracji lycry, weszło mu w nawyk. Jedynie co potrzebuje to bluzę, bo jeździ w dresiku. Wszystko po to, żeby jak najszybciej się zorganizować i wyprowadzić rower z garażu. Zabiera ze sobą niezbędnik, czyli klucze telefon i kask. No i swoje nowe okulary, nad którymi będzie zachwycał się trochę później. Z reguły celem Rocha jest jak najszybsze wyjście z domu, żeby nie stracić ochoty na wychodzenie już w nocy, bo teraz ciemno robi się bardzo szybko.
Jeździ, gdzie chce — nie planuje, nie nawiguje, tylko zwyczajnie wybiera jakiś kierunek i tam jedzie. To też kolejny z pomysłów racjonalizatorskich mających na celu polepszenie wyników rowerowych. Ten październik zabolał go mocno i nie może sobie darować tego, że taką lipę odstawił. No więc kiedy już wsiądzie na swojego gravela (albo MTB), złamie wszelkie kanony mody rowerowej i pojedzie byle gdzie, to jedzie się nad wyraz dobrze. Bez żadnego patrzenia na czas, kilometry czy miejsce, do którego ma dojechać. Jedynie co jakiś czas sprawdza, czy lampki nie rozładowują się, bo trochę zimowały w garażu i stan baterii nie jest Rochowi znany, ale jak do tej pory tylko jedno ładowanie, więc chyba jest dobrze.
I takie pedałowanie mu chyba odpowiada, bo wsiada na rower z większą chęcią, a i powoli tempo jakby się zwiększało, ale — to jest kolejna optymalizacja — Roch olewa GPS-y. To znaczy, nie zrezygnował z nich, bo GPS-y były zawsze, ale ogranicza się do kliknięcia stop i zapisz i koniec. Nie porównuje, nie liczy, jednak na koniec miesiąca sobie podsumuje, ale to będzie już po fakcie i to, co miał mieć w nogach, to już ma, a przynajmniej mieć powinien. I teraz właśnie nadszedł czas na pochwalenie się nowym zakupem.
A to nie byle co, bo Roch kupił sobie okulary fotochromowe. Świetny gadżet, bo można jeździć w pochmurny dzień, a jak wyjdzie słońce, to w momencie się przyciemniają. Tak, takie gadżety są drogie, a nawet bardzo drogie, ale nie u Rocha. Długie poszukiwania i Roch znalazł Majfrenda, u którego kupił świetne oksy (poważnie) za całe 22 złote. Do tego doszła darmowa przesyłka i dostawa w 10 dni, choć dzięki Poczcie Polskiej wyszło trochę więcej, ale oni awizo wysysają z mlekiem ojca. Roch wrzuci link, bo według niego są warte swojej ceny, a ten fotochrom działa idealnie i szybko: SCVCN okulary rowerowe fotochromowe. I nie jest to żaden wpis sponsorowany, ale te okulary naprawdę są w porządku. Do tego stopnia, że GOGi, które Roch kupił wcześniej, skończyły w samochodzie jako „okulary do jazdy w słońcu”.
Jeśli więc chodzi o pedałowanie w listopadzie, będzie ono dużo lepsze niż w październiku, który dla Rocha jest miesiącem, który — pod względem rowerowym — mógłby nie istnieć. Nawet cotygodniowe raporty Garmina są dużo bardziej optymistyczne, bo wcześniej pokazywały same zera, a teraz widać już postęp. Strava również pokazała paski powyżej zera, a i sam Roch częściej zaczął wyciągać rower z garażu, choć patrząc na prognozy pogody to niedługo zmigruje z nimi do ciepłej piwnicy.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz