Początek każdego roku dla Rocha oznacza kilka rzeczy. Pierwsza z nich to oczywiście noworoczne postanowienia, do których Roch — tym razem — podszedł na luzie. Druga z nich to urlop, który stał się już tradycją. Zawsze Roch bierze urlop pomiędzy świętami i przedłuża do go Sześciu Króli (dlaczego Sześciu Króli?). I w tym roku wydarzyło się coś ciekawego. Roch od początku roku miał taką potrzebę jeżdżenia, że wykorzystując fakt urlopu i tego, że dzieciory poszły do szkoły, jeździł niezależnie od pogody. Deszcz, nie deszcz to wsiadał na rower i pedałował. Wpierw przygotował wszystko do powrotu bąbelków, zsynchronizował plan z planem jazdy i jeździł na rowerze. Jeździł dużo i długo. Padał deszcz? Trzeba wziąć kurtkę przeciwdeszczową, a jak było zimno, to wpadała cieplejsza kurtka + rękawiczki. I tak się pedałowało cały urlop.
Urlop szczęścia i radości, bo tak go nazwał Roch. Przez okrągły tydzień Roch przejechał więcej kilometrów niż w niejeden miesiąc w poprzednim roku. Potrzeba pedałowania u Rocha się nasila, ale po powrocie do pracy czasu jakby mniej się zrobiło, ale byle do wiosny — plany są całkiem pokaźne. I tak na rozgrzewkę Roch chce trochę pojeździć po Śląsku, ale nie po starych śmieciach — choć i one uśmiechają się do Rocha — tylko po Katowicach, Chorzowie, a może i Tychach, bo trasa do Pszczyny zrobiła się całkiem atrakcyjna. Im będzie cieplej i dnia coraz więcej, tym dalej Roch chce się wypuszczać z rowerem.
Rozgrzewka już była, a urlopowy tydzień pokazał, że z Rocha kondycją wcale tak źle nie jest, ale do wypadu na Bike Romantic jeszcze trochę mu brakuje. Jednak jak plan wypali to kondycja i prędkość powinny podskoczyć do góry, a na pewno jeden wypad do Mikołeski Roch chce zaliczyć. Choćby miał umrzeć jak rok temu, to warto się poświęcić. Samych kilometrów, w tym urlopowym tygodniu, wyszło około 105, więc przez 5 dni wolnego to — jak na Rocha — całkiem solidny wyniki. Nawet Strava lepiej się prezentuje:
Roch nie sprawdzał, jak w latach poprzednich prezentował się styczeń, ale to chyba jeden z lepszych wyników w ostatnich latach. Można powiedzieć, że w końcu udany urlop, który zwrócił się w 100%. Pozostała część stycznia już nie była taka kolorowa, bo najpierw mróz trzymał, potem odwilż i znowu śnieg i mróz. Nie ma co narzekać — w końcu w styczniu musi być zimno, ale czasem świetnie jest wsiąść na rower w cieńszej kurtce. Jednak wszystko wskazuje na to, że końcówka stycznia też będzie rowerowa, bo pogoda ma się zmienić i temperatura trochę podskoczy.
Podsumowanie pierwszego tygodnia stycznia udało się dopiero napisać pod jego koniec, ale poza pisaniem Roch jeszcze jeździ z Młodym na szkółkę BMX, składa dirtówkę i jeszcze ogarnia swoje rowery, które po zimie skrzypią i piszczą, a w Cube’ie oczywiście — jak co roku z dokładnością co do dnia — zapowietrzyły się hamulce. One są wyjątkowo delikatne, jeśli chodzi o zimno w garażu, a Rochowi nie chce się chwila znosić roweru do piwnicy. Jak temperatura w garażu wzrośnie, to Roch odpowietrzy hamulce, przy okazji wymieni płyn hamulcowy i będzie można jeździć przez kolejny sezon, aż do czasu zimowania w garażu.
Najśmieszniejsze w tym całym odpowietrzaniu hamulców jest to, że Cube ma chyba najświeższy płyn hamulcowy ze wszystkich rowerów — wymieniany jest przed każdym sezonem, nie dlatego, że Rocha tak pedantycznie dba o rower, a dlatego że hamulec z niewyjaśnionych powodów się zapowietrza. Przy czym przez pozostałą część roku jest szczelny i nic się z niego nie wylewa. Są rzeczy, których wyjaśnić się nie da. I chyba lepiej nie szukać wyjaśnienia.
Roch pozdrawia Czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz