Tak się złożyło, że bocian, choć są teorie o kapuście, przyniósł Rocha właśnie dziś. Później było z górki, Roch rósł i rósł i w końcu założył bloga, którego prowadzi po dziś dzień i nie zamierza przestać; ale wystarczy tych wspomnień. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Rocha ma swoje święto choć on wcale nie świętuje, dzień jak co dzień.
Rano było ładne słońce więc Roch wykorzystał ten fakt i podskoczył do zaprzyjaźnionego sklepu foto żeby zakupić w końcu program, o którym trąbi od jakiegoś czasu, jednak ostatnia sztuka była już zamówiona i Roch musi czekać na swoją kolej, choć Pani uspakajała, że do końca tygodnia na pewno będzie. Nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Skoro rano było słońce, to — dla równowagi — popołudniu musiała być burza. I tak było. Lało, grzmiało przez 45 minut, a potem niebo zrobiło się błękitne, słońce wyszło i po burzy nie było śladu (poza mokrym asfaltem). Pogoda pokrzyżowała Rochowi plany bowiem chciał pojechać na spottnig, wraz z Guru Lotniczym, ale deszcz i burza skutecznie uziemiła ich w domach. Obserwacje i zdjęcia zostają przeniesione na jutro (o ile pogoda pozwoli).
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz