– \”Na taki gorąc chce Ci się iść na rower?!\” – Krzyczała na Rocha mama.
– \”Dużo picia mam, nic mi nie będzie\” – Odpowiedział Roch i zamknął za sobą drzwi.
Tak zaczął się kolejny wypad rowerowy, który miał być inny niż wczorajszy, ale jakoś Rochowi nie chciało się dumać nad drogą więc pojechał do Świerklańca, ale przez Piekary Śląskie, czyli dookoła. Nic nie zanosiło się na to, że w połowie drogi Rocha spotka niespodziewajka.
Nagle, ni z gruszki ni z pietruszki Rocha zaatakował jakiś przelatujący owad, którego Roch nie spodziewał się. Nie spodziewał się też tego, że ten owad ugryzie Rocha w wargę, co spowodowało, że Roch zawył z bólu, ale to nie było najgorsze. Gdy ból ustał zaczęło puchnąć, a żeby było śmieszniej nie było niczego zimnego do czego można byłoby się przyssać.
Jak już warga Rocha nabrała kształtu niczym warga murzyńskiego dziecka można było jechać dalej, ale dyskomfort niedomkniętych ust bardzo Rochowi przeszkadzał. W końcu jadąc 40km/h robi się przeciąg. Po jakimś czasie warga zaczęła wracać do normalności, aż w końcu Roch zaczął przypominać Rocha.
Jedno, co Rocha cieszy to to, że nie połknął owada.
Roch pozdrawia Czytelników.
Dodaj komentarz