Autor: Roch Brada

  • Święta

    Święta – najgorszy okres w życiu Rocha nie dlatego, że Roch nie lubi Świąt, ale dlatego, że trzeba jeść. Tak, trzeba jeść bo jedzą wszyscy i wszędzie, jedzą dzieci, jedzą dorośli i Roch też je, a jak Roch je to przybiera na wadze, a jak przybiera na wadze to jego chytry plan zaczyna się sypać.

    Roch myślał, że na rowerze będzie inaczej, ale na Reptach ludzi masa, a gdy podskoczył, z Michałem, do Leśniczówki na piwko to wszyscy jedli. Gdzie nie spojrzeć to chleb z tłustym, jakieś inne kaloryczne potrawy. Żywot chcącego schudnąć Rocha jest makabrycznie ciężki bo gdzie nie spojrzeć to wszyscy jedzą

    Po powrocie do domu, Roch poddał się i zeżarł sernik, bo jak wszyscy to i Roch, a serniczka nie podaruje, bo to przysmak Rocha, coś jak gołąbki, ale tych nie ma, nie wiedzieć dlaczego. Jutro kolejny dzień Świąt i kolejny dzień kuszenia Rocha, ale on nie podda się.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Oczywiście wszystkiego najlepszego dla Czytelników.

  • Wchodzimy pod górę

    Pogoda super, ciepło, ale wietrznie. Tuż po spełnieniu domowych obowiązków Roch, z Michałem, pojechali się przewieźć na Chechło, ale celem był Świerklaniec. Gdy byli już w Świerklańcu padł pomysł żeby pojechać do Piekar Śląskich, bo jazda dobrze żre i szkoda zmarnować taką okazję.

    Do Piekar Śląskich dojechali przez las. Ponętne rowerzystki, których po drodze było sporo, jechały w przeciwnym kierunku (SIC!) i Roch jedynie mógł narzekać, na pecha, który tak ukarał Rocha. W Piekarach nastąpił odpoczynek, konsumpcja i całkiem niespodziewane spotkanie.

    Dalszy plan to Radzionków, przez Księży Las, bo trzeba było kierować się do domu. Z Radzionkowa Roch z Michałem pojechali na Dolomity, bo dobrze żarło i można było uskutecznić kilkadziesiąt kilometrów. Na Dolomitach czekała na Rocha niespodzianka.

    Otóż dwie dziewczyny próbowały wejść pod górkę. Niby nic specjalnego, ale tak piszczały, że zwróciły uwagę Rochowego aparatu, który nieustannie czekał na to, aż jednej z nich powinie się noga, a Rocha przesłona uchwyci ten moment. Jednak nic takiego nie stało się, i dobrze, ale i tak aparat nie nudził się. Stosowną galerię można zobaczyć na Picasie.

    Po powrocie do domu Roch zaległ na krześle i ani myśli ruszać się sprzed komputera. Nawet sernik go nie odciągnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Czerwień Ferrari

    Jako, że Święta się zbliżają i wypadałoby wykonać jakiś świąteczny gest, Roch postanowił umyć swój bolid. Niektóre osoby pytały się, czy Roch przemalował samochód bo jakiś taki szary jest. To nie była nowa warstwa lakieru, a warstwa pozimowego brudu.

    Roch mógł iść na łatwiznę i pojechać na myjnie, ale stwierdził, że zrobi to ręcznie, bo lubi to robić, a i każdy zakamarek zostanie umyty. Zabrał odkurzacz, wiaderko, gąbkę i pojechał do znajomego na działkę, gdzie wodę ma nielimitowaną, ah ta studnia głębinowa, i mógł się taplać ile chciał.

    Po skończonej pracy Roch popadł w zadumę nad kolorem lakieru. Faktycznie, jest to “czerwień Ferrari”, a nie jakieś tam szare.

    Z racji tego, że Roch moczył się, nie mógł iść na rower, ale jeden dzień można sobie odpuścić szczególnie, że jutro Roch planuje jeździć cały dzień.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zajączek złapany za uszy

    Roch, jeżdżąc codziennie, rozglądał się za Zajączkiem, który przynosi prezenty, ale jakoś nie udało się go znaleźć. Dziś Roch podjął kolejną próbę znalezienia Szaraka. W tym celu udał się na Repty i Dolomity, ale w krzakach nic, poza pierwszymi torebkami po chipsach zostawionymi przez “Prawdziwych Turystów”, nie znalazł.

    Z Dolomitów pojechał do Świerklańca, ale i tam nie znalazł Zajączka, który przed Rochem widocznie ucieka. Na Świerklańcu pokręcił kilka kółek i skierował się do domu. Jadąc przez Nowe Chechło spoglądał na licznik, który nie chciał pokazać jakiegoś sensownego dystansu.

    Roch postanowił, że na zakończenie pojedzie na Pniowiec i wróci przez las. W lesie też nie było Zajączka, ale może jutro uda się złapać Szaraka za uszy. Na zakończenie ładny kawałek, który ostatnio gości w Rocha głowie:

    Robert Miles – Children (Orchestral Version)
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=kPx8WroWGXg&hl=pl&fs=1&color1=0x3a3a3a&color2=0x999999&w=425&h=344]

    Roch pozdawia Czytelników.

  • Będzie zmiana pogody

    I nie dlatego, że Rocha coś kręci, rwie, strzyka, czy boli, ale dlatego, że zerwał się wiaterek, który “coś” przywieje. W dodatku niebo było zachmurzone i jakoś ogólnie było inaczej niż – na przykład – wczoraj, kiedy pogoda była super.

    Bojąc się, że spadnie deszcz Roch pojechał, a właściwie próbował dojechać, do Świerklańca, ale pod parkiem zawrócił bo niebo zaczynało robić się granatowe i Roch nie chciał ryzykować powrotu w deszczu. Szybko zawrócił i pojechał do domu, co chwilę spoglądając w niebo, czy czasem nie jedzie za wolno.

    Prognozy też nie są optymistyczne, ale i tak Roch najeździł się za wszystkie czasy więc jeden dzień deszczu jakoś przetrwa, szczególnie, ze lutownica już nie może się doczekać następnego lutowania, więc nudno nie będzie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pojeździł

    Roch dał czadu, poszedł na całość i pojechał na dłuższą przejażdżkę. Zaczął od Radzionkowa, z którego pojechał do Świerklańca. Nie wjeżdżał do parku, tylko pomknął bokiem i wyjechał w okolicach Nowego Chechła. Jako, że mp3grajek miał w sobie sporo energii to Roch pojechał jeszcze na Repty pojeździć po krzakach.

    Z Rept Roch pojechał na Dolomity, na których też spenetrował krzaki i wrócił do domu. W domu wytrawił sobie płytkę i zaczął szukać jakiegoś prezentu na Zajączka, dla siebie oczywiście. W tym roku Roch postanowił zainwestować w siebie i postanowił, że kupi sobie książkę, a nawet dwie.

    Oczywiście książki o programowaniu procesorów, żeby tworzenie robot szło sprawniej i szybciej, a – przy okazji – Roch liźnie trochę wiedzy.

    Ostatnio Rochowi nie chce się robić zdjęć, ale wkrótce to się zmieni, oby.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bujaj się

    Takie słowa Roch usłyszał od spotkanej na mieście pewnej dziewczyny, o imieniu zaczynającym się na E. Bynajmniej nie było to pejoratywne określenie braku chęci rozmowy z Rochem, a raczej jedyne w swoim rodzaju “miłej jazdy” wypowiedziane z uśmiechem na twarzy.

    Roch postanowił, że będzie się bujał, ale późno wyszedł na rower i jego plan dnia mógłby spalić na panewce, gdyby Roch faktycznie bujał się. Opóźnienie było spowodowane grymasami pralki, ale Roch o tym nie będzie pisał. Wystarczy, że znosicie – o Czcigodni – marudzenie Rocha o elektronice, która wciągnęła go do tego stopnia, że na Zajączka zażyczył sobie zestaw książek, żeby horyzonty swoje poszerzyć.

    Jednak nie o tym Roch chciał pisać; wycieczka, z przyczyn obiektywnych, zakończyła się szybko, ale Roch zdołał zrobić 20km bujając się po samym mieście i jego okolicach. Jutro wycieczka będzie dłuższa, bo nic nie zakłóci planu dnia, który Roch ułożył żeby pogodzić rower i elektronikę (nadal rower jest na pierwszym miejscu).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu udało się zlecieć

    W końcu, po wielu tygodniach, udało się spotkać z Koyotem, ale oboje byli wykończeni zimą i dłuższe wojaże nie wchodziły w grę. Po odpoczynku na Świerklańcu ruszyli, przez las, do Chechła. Prędkość raczej spacerowa, ale też nie chodziło, o jakieś wyścigi, tylko spędzenie kilku wspólnych chwil.

    Na Chechle nastąpił kolejny odpoczynek, połączony z podziwianiem okoliczności towarzyszących odpoczynkowi. Jednak Roch czuł się, jakby stado bizonów po nim przebiegło. Może to wina tego, że pogoda troszkę się pogorszyła, a może to wina kondycji, która miała wrócić, ale czy wróciła to jeszcze się okaże, a może to wina tego, że mp3grajek wziął był się zepsuł i Roch nie mógł się odpowiednio “nakręcić”.

    Tak, czy inaczej Roch przed pierwszym zjazdem pożegnał się z Koyotem, bo gdyby zjechał to już by nie podjechał. Roch nie trafił z formą, na zlot, ale takich zlotów będzie jeszcze mnóstwo, a najbliższy zlot zakończy się konsumpcją pączków na Pniowcu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bunkier

    Roch wybrał się z Michałem na przejażdżkę do Świerklańca. Celem jednak był bunkier położony niedaleko Świerklańca. Jednak dojazd do bunkra był niemożliwy, bo dookoła były jakieś mokradła, bagna, a w każdym razie było mokro i ślisko. Zima, która już odeszła w niebyt, pozostawiła po sobie niespodziankę, która czasem bywa wkurzająca.

    Jednak piknik i odpoczynek odbyły się nieopodal bunkra, na boisku w Wymysłowie. Z tego pikniku powstało zdjęcie, Rocha stającego na pniu drzewa, ale po dokładniejszych oględzinach nie nadaje się do opublikowania. Rubensowskie kształty Rocha powodują u niego zakłopotanie, ale to wszystko wina zimy, która nieoczekiwanie zaatakowała i nie chciała odpuścić, ale Roch pracuje nad figurą i niedługo będzie mógł się pochwalić efektami.

    Ze Świerklańca Roch, z Michałem, pojechali na Chechło, odpocząć chwilę, posiedzieć nad wodą, sprawdzić, czy już są jakieś plażowiczki i odpocząć, bo droga była długa i ciężka. Wypad był bardzo udany, kilometrów wyszło 35, a więc norma została zachowana.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Się Roch sponiewierał

    Roch wyszedł na rower, ale jak wiedziałby co się za kilkanaście minut stanie, to nie ruszałby się z domu, a tym bardziej nie wyszedł by na rower. Tradycyjnie Roch pojechał do Świerklańca, ale w Nowym Chechle Roch się zagapił, skończył się asfalt, a pojawiło się grząskie pobocze. Połączenie tego wszystkiego zaowocowało koncertowym upadkiem Rocha, na miękkie pobocze, a roweru na granicę asfaltu i pobocza, dzięki czemu uległa zniszczeniu klamka hamulcowa.

    Roch też trochę się poobijał, ale ogólnie jest w porządku, trochę bólu, trochę wody utlenionej i Roch wrócił do zdrowia. Jednak klamka zmarła i Roch musiał awaryjnie naruszyć swoją żelazną rezerwę budżetową, która przeznaczona jest na “czarną godzinę”. Szybka wymiana i już są nowe, lśniące klameczki.

    Trzeba było przetestować nowy nabytek. Roch umówił się z Aliną, która kiedyś była częstym gościem na blogu. Jednak dziura w oponie Aliny uniemożliwiła trwałe napompowanie opony i kolejny wypad prawie udany. Roch wrócił do domu przez Dolomity. Nowe klameczki działają, hamują i są fajne.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świętowanie drugiego dnia kwietnia

    Okazja do świętowania zawsze się znajdzie, a to imieniny cioci, a to rocznica ślubu, a to urodziny. Świętować można też jakiś dzień, nie związany z jakąś szczególną rocznicą. Tak też zrobił Roch z Michałem, ale wcześniej Roch wybrał się na przejażdżkę sam. Jednak mp3grajek szybko wyzionął ducha i Rochowi odechciało się jeździć. Wrócił do domu i zajął się programowaniem robota.

    Po pomyślnym zaprogramowaniu robota, Roch wybył na rower z Michałem. Celem były Repty ponieważ dzień jest jeszcze za krótki na dłuższe wojaże. Na Reptach Roch prawie rozjechał dziewczynę, która uprawia jogging, ale przytomność i trzeźwość umysłu zapobiegły rozjechaniu dziewczyny. Została także pstryknięta fotka Rochowi, ukazująca jego słuszną wagę, ale to tymczasowa waga, bo Roch już zaczyna zrzucać zbędne kilogramy.

    W drodze powrotnej nastąpiło skromne świętowanie drugie dnia kwietnia, bez specjalnej okazji, ot tak, spontanicznie. Po powrocie do domu Roch zajął się uruchamianiem robota, ale to póki co jest tajemnica.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prima aprilis

    Dzień, w którym każdy każdemu robi jakiś żart, dla Rocha był łaskawy. Nikt nie zrobił mu psikusa, co Rocha ucieszyło, ale i Roch nie robił żartów. Na przekór wszystkim i wszystkiemu Roch był poważny, jak na dojrzałego, młodego człowieka przystało. To był taki prima aprilis dla wszystkich. Bycie poważnym w tym dniu wcale nie jest łatwe, ale Roch dał radę i wytrzymał, co nie było trudne z racji tego, że sam na rowerze jeździ więc nawet nie było komu spuścić powietrza z koła, albo wrzucić kilka kamyków do kierownicy.

    Nie mniej jednak Roch pojechał do Radzionkowa i stamtąd, przez Dobieszowice i Wymysłów, do Świerklańca. Będąc na miejscu podziwiał coraz skąpiej ubrane rolkarki (rolki?) i inne spacerowiczki, które wyległy na ścieżki, łapiąc pierwsze promienie wiosennego słońca. Roch pokręcił się chwilę po parku i wrócił do domu. Tak się złożyło, że podczas powrotu w mp3grajku pojawiło się “Hurroo Hurroo!” i od razu nogi same poniosły.

    Jako, że marzec to już przeszłość, wypada pochwalić się tym mizernym dystansem, który Roch popełnił. Jak zawsze można sobie obejrzeć pliczek z cyferkami: Marzec 2009. W skrócie wygląda to tak: 204km w czasie 9 godz. 51 min, czyli nie ma się czym chwalić.

    Roch pozdrawia Czytelników.