Autor: Roch Brada

  • Torba podsiodłowa XLC BA-W39

    Lato, w końcu, w pełni; pogoda zachęca do jeżdżenia na rowerze, a ilość jasnych godzin w ciągu dnia powoduje, że te wypady mogą być całkiem długie. I tak też stara się robić Roch, co prawda nie zawsze się to udaje, ale jak już ma możliwość to stara się pojeździć trochę więcej. Pakuje wtedy swoją nerkę, która towarzyszy mu przy każdej okazji i rusza przed siebie. Do nerki wchodzą najpotrzebniejsze rzeczy: klucze, bidon, telefon, inhalator i jakiś drobny banknot w razie gdyby na trasie przyszło coś kupić, a akurat nie byłoby terminala w sklepie. Jednak czasem fajnie byłoby zapakować coś więcej jeszcze.

    I tutaj dochodzimy do pojęcia, które kojarzy się z gravelem, czyli do bikepackingu. Do tej pory Roch do transportu większej ilości rzeczy używał plecaka, ale od pewnego czasu ma też inną torbę, która pomieści całą szafę, a i jeszcze można wpakować piłkę nożną. I tak zbliżamy się do kolejnej recenzji, tym razem na tapet bierzemy torbę podsiodłową XLC BA-W39: https://www.rowertour.com/p/195796/xlc-tail-bag-ba-w39-torba-podsiodłowa

    Jakość wykonania

    Zacząć należy od tego, że torba podsiodłowa jest przepastna. Można tam zmieścić naprawdę dużo bagażu, a jeśli odpowiednio rozłoży się rzeczy to spokojnie wejdzie odzież na zmianę a i pewnie jakieś spanie się zmieści.

    Torba podsiodłowa wykonana jest z poliestru 600D, co gwarantuje że nasze rzeczy znajdujące się w środku pozostaną suche nawet podczas jazdy w deszczu. Torbę przypinamy pod siodełko za pomocą dwóch pasków, a do sztycy mocujemy dwoma szerokimi rzepami. Dzięki temu torba jest stabilna i nie lata na boki nawet jak jest załadowana po brzegi. Skoro już doszliśmy do końca torby to wspomnieć należy, że zamknięcie torby to \”rolltop\”, czyli zwijamy ją i ściągamy paskami. Dodatkowo na brzegach są rzepy, którymi można je \”skleić\”.

    Ten rodzaj zamknięcia powoduje, że możemy regulować jej objętość. Jeśli chcemy wrzucić tylko potrzebne rzeczy, to bardziej ją zwijamy, ale jeśli potrzebujemy większej objętości to rozwijamy ją i mamy \”wór bez dna\”. Całkiem rozsądne rozwiązanie, które sprawdzi się zarówno na krótkim wypadzie \”dookoła komina\” jak i na dłuższym, gdzie trzeba zabrać dodatkowe rzeczy.

    Wszystkie paski można zwinąć i schować pod gumką dzięki czemu nic nie zwisa, a całość sprawia schludne wrażenie. Jedynie paski mocujące torbę do sztycy, w odczuciu Rocha, mogłyby być nieco krótsze, albo Roch ma wyjątkowo cienką sztycę, bo tymi paskami spokojnie można by owinąć ją ze dwa albo i trzy razy. No chyba, że Roch nie potrafi poprawnie zamontować tej torby.

    Dane techniczne

    Jak już Roch wspomniał, torba wykonana jest z poliestru 600D, reszta parametrów to:

    • Wymiary: 68 x 33 x 15 cm,
    • Pojemność: 20 litrów,
    • Kolor: Czarny,
    • Waga: 1636 g,
    • Zapięcie Rolltop umożliwiające regulowanie objętości torby,
    • Wodoszczelna,
    • Sztywna wkładka wewnętrzna zachowująca kształt torby,
    • Elastyczne paski umożliwiające mocowanie drobnych przedmiotów na torbie,
    • Elementy odblaskowe zwiększające bezpieczeństwo.

    Torbę mocuje się do prętów siodełka za pomocą dwóch pasków, a do sztycy dwoma szerokimi rzepami.

    Wrażenia z użytkowania

    Z początku Roch miał niemałą zagwozdkę jak podejść do tej torby. Bo do tej pory do bikepackingu miał raczej podejście luźne, żeby nie napisać, że w ogóle nie próbował, ale w końcu postanowił, że sprawdzi jak ta torba sprawdzi się podczas codziennego używania. Bo jedno to epicki wypad, a drugie to upchanie się z gratami, bo bombelek chce jechać pograć w piłkę, albo akurat pogoda nie jest pewna i trzeba, oprócz kluczy od domu, zabrać jeszcze kurtkę, a przy okazji bidon i aparat.

    I tak też podszedł do tematu. W codziennym używaniu torba daje radę, można do niej wrzucić trochę rzeczy i zwinąć ją bardziej, a można zapakować strój piłkarski, lustrzankę, piłkę nożna i buty, a jeszcze zmieści się bidon i zapięcie do rowerów. Trzeba jednak pamiętać o pewnej kolejności układania rzeczy wewnątrz, bo raz się zdarzyło, że Rochowi końcówka torby się \”złamała\”, ale po poprawieniu ułożenia już nic się nic działo.

    Dodatkowo, dzięki \”szybkiemu\” mocowaniu, można torbę zabrać ze sobą jeśli zostawiamy rower gdzieś przypięty. Ponowne założenie torby trwa chwilę i nie sprawia żadnego problemu.

    Podsumowanie

    Pierwsze spotkanie Rocha z bikepackingiem spowodowało u niego przerażenie, że o to teraz trzeba będzie pakować kuchenkę turystyczną, namiot i jeździć od miasta do miasta, ale potem – gdy już ochłonął – okazało się, że bikepacking wcale nie musi oznaczać gigantycznych wypraw. Spakować można się też na całodzienny wypad z dziećmi, a jak wiadomo te są bardzo wymagające jeśli chodzi o potrzeby i trzeba mieć zawsze wszystko pod ręką.

    To wcale nie oznacza, że torba podsiodłowa XLC BA-W39 sprawdza się tylko podczas wypadów za miasto. Równie dobrze można zapakować się na kilkudniowy wypad i przejechać kilkaset kilometrów. To właśnie ta uniwersalność powoduje, że będziemy po nią sięgać jak tylko będzie potrzeba przewiezienia większej ilości bagażu. O ile w ogóle zdejmiemy ją z roweru.

    Za cenę ok. 220 zł (teraz na rowertour.com jest obniżka) dostajemy pojemną torbę, która jest wodoszczelna i wytrzymała, a 20 litrów objętości umożliwia przewiezienie naprawdę sporej ilości bagażu.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • Podsumowanie długiego weekendu (i plany na kolejny)

    Tak się ostatnio składa, że Roch pomiędzy rowerowaniem zajmuje się także remontowaniem, a w sumie to remontowania było więcej w ostatnim czasie, więc kolejność powinna być odwrotna, ale mimo całego tego zamieszania Roch próbuje chociaż na trochę wyjść na rower. Pod względem remontowym jest pomiędzy głębokim lasem, a czarną du*ą, ale już widać światełko w tunelu, poza tym co to za wakacje bez malowania. Pod względem rowerowym zaś całkiem w porządku, bo w końcu zaczęło się dziać.

    Roch, jak można było przeczytać tu i ówdzie przygotowuje kolejną recenzją tudzież test i w sumie ma wszystko dopięte na ostatni guzik. Było jeżdżone, zdjęcia są, nawet ciut kolarskiej opalenizny Roch załapał, więc do pełni szczęścia brakuje tylko piątku żeby wszystko ujrzało światło dzienne. Kolejny długi weekend za Rochem. Pozostały jedynie wspomnienia i początki kolarskiej opalenizny. Weekend poza ogarnięciem malowania upłynął w wypadzie z bombelkami najpierw na piłkę nożną, a potem na pizzę.

    W ostatnim czasie pogoda w ogóle nie rozpieszczała więc taki dłuższy wypad był dla wszystkich okazją do relaksu i spędzenia czasu na świeżym powietrzu łapiąc odrobinę witaminy D. Roch też planował inaugurację wypadów do Olsztyna, ale granie w piłkę i pizza się przesunęły, więc on sam już nie miał czasu na taki wypad. Jednak Roch stara się też pedałować po pracy, bo taki wieczorny wypad ma swoje zalety. Raz, że już nie jest tak gorąco, a dwa że Roch jedzie w standardowe miejsce, a tym samym podtrzymuje swoją lokalną legendę na drodze technicznej A1.

    Być może w nadchodzący weekend, jak Roch uwinie się z malowaniem, to uda się pojechać do Olsztyna. W każdym razie Roch próbuje pogodzić sprawy remontowe ze sprawami rowerowymi. Na zakończenie ławka, która pełniła funkcję miejsca odpoczynku na piłce nożnej.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dwa tygodnie remontu i dzień roweru

    \”Normalnie o tej porze\” – cytując Kaliber 44 – Roch jeździłby na rowerze, ale \”o tej porze\” wcale nie jest normalnie. Deszcz siąpi z nieba, jest tak zimno, że Roch ponownie włączył sezon grzewczy w domu żeby choć trochę uprzyjemnić sobie siedzenie na tyłku i wyglądanie przez ochlapane farbą okno w poszukiwaniu lepszej pogody, ale ta nie chce nadejść. Więc remont nie sprawia Rochowi aż takiego rowerowego bólu, bo lepiej już wykorzystać ten czas na panele, malowanie i co tam jeszcze trzeba będzie zrobić, niż na utyskiwanie że w domu nudno, a na rower iść nie można. Chwilowo cały dom zwęził się do jednego pokoju, ale jeszcze chwila.

    Wczoraj, korzystając z tego, że jest niedziela, Roch dał sobie spokój z remontowaniem, a wykorzystał ten czas na pedałowanie. Choć trochę, choć kilometr, ale na rowerze, bo ostatni czas wyjątkowo nie sprzyja pedałowaniu. Szczególnie, że Roch niedługo planuje kolejną recenzję, ale o tym za chwilę. Przygotował i zapakował rower, ubrał się, ale czuł że to nie będzie najlepsze pedałowanie. Nogi, a w zasadzie dwa kołki obute w buty i przypięte do roweru nie chciały współpracować. To był dzień, w którym bardziej napędza się nogi niż rower, ale dzień wcześniej Roch położył podłogę, a w nocy nosił 18-o kilowego bombelka, bo ten ma katar i nie mógł spać.

    Nogi miały prawo nie chcieć pedałować, ale Roch nie mógł już wysiedzieć w domu. Chęć wyjścia na rower była silniejsza na dwa drewniane kołki, które dla niepoznaki nazwano nogami. Trasa standardowa, czyli techniczna A1 żeby podtrzymać \”local legend\” na Stravie, ale ten przejazd kwalifikował się raczej do \”fallen legend\”, ale takie dni też muszą być. I trzeba je zaakceptować, bo nie zawsze w życiu udaje się być legendą, czasem trzeba upaść żeby… (dobra stop, bo wyjdzie coaching). Najważniejsze to wyjść na rower, nawet jak nogi nie chcą.

    Remontu jeszcze trochę zostało, ale rower też będzie używany. Pogoda może w końcu się wyklaruje, nogi znowu poniosą, a w planach na długi weekend jest dłuższy wypad, a nawet bikepacking, bo Roch dostał od zaprzyjaźnionego Rowertour torbę podsiodłową XLC BA-W39, która pomieści szafę, a nawet dwie jak dobrze się poukłada. Teraz Roch nie będzie się rozpisywał o niej, bo na to przyjdzie czas, ale kilka zastosowań już Roch dla niej ma. Przed nim jest długi, czerwcowy, weekend i można uda się jakiś bikepacking zrobić za dłuższym wypadem.

    Jest plan, życiówka, albo \”dekadówka\” bo wcześniej Roch robił takie dystanse, ale w ostatnim czasie może to być i życiówka. Jednak o tym, czy się udało i czy w ogóle doszło do skutku Roch napisze jak wróci z drogi, ale parcie ma spore, więc kto wie, czy nie zaciśnie zębów i nie pojedzie. Jednak do tego czasu Roch trochę musi nogi rozruszać, żeby nie było kołków.

    Na zakończenie bikepackingowa wersja gravela:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sezon rowerowy z Młodym otwarty

    Chyba każdy ma tak, że po zimie trzeba trochę czasu na pełny rozruch i wejście na pełnej prędkości w wiosnę. Młody też potrzebował tego czasu na rozruch i ponowne odkrycie roweru. Jednak udało się. Początkowo kręcili się z Rochem \”dookoła komina\”, ale z dnia na dzień promień wypadów się powiększał, aż doszedł do zeszłorocznego. Młody przypomniał sobie, że kiedyś zaczynał odrywać koła, że najfajniejsza zabawa jest jak koła odrywają się od ziemi, a w krzakach i na górkach jest super. I tak o to zaczął się dla Młodego sezon rowerowy.

    Nim jednak jeżdżenie zaczęło się na dobre to potrzebował trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Największą traumą na rowerze były owady, które zaczęły latać, ale Młody się przyzwyczaił, a może oswoił się z tym, że natura ma swój cykl, a jednym etapów są różnego rodzaju robaki, które chodzą lub latają, ale ten fakt też Młody ogarnął wzorowo. I zaczęli odważniej wjeżdżać w krzaki i górki, aż odkryli gdzieś głęboko w krzakach amatorski bike park, który młodemu spasował bardzo.

    Do tego stopnia, że nawet spróbował wyskoczyć z hopki, ale skończyło niedolotem, za to przez kierownicę przeleciał wzorowo. Zanim Roch do niego dobiegł Młody zdążył się pozbierać, a zamiast rozpłakać się to zapytał \”dlaczego się wywróciłem\”. Na to pytanie Roch odpowiedział, że \”dlatego, że jechałeś za wolno i nie doleciałeś\”. Młody zniszczył go odpowiedzią \”aha, to kiedyś jeszcze spróbuję\”. Prawda jest taka, że Roch spodziewał się raczej płaczu i powrotu do domu, a tymczasem młody jeszcze dzikował po górkach, choć hopki już omijał. Widać, że sprawia mu to frajdę, a wywrotki są wpisane w jazdę na rowerze, choć można się przed nimi zabezpieczyć, ale o tym za chwilę. Pewnie będzie jeszcze próbował wyskoczyć, a Rocha zadaniem jest zminimalizować ryzyko kontuzji, bo nie można w dziecku zabić pasji do czegokolwiek. Tak więc obecny tydzień upływa na pedałowaniu z bombelkami, a w weekend może uda się wyskoczyć na godzinkę jakiegoś gravelowania.

    Chyba, że Roch zbierze się w sobie i zabierze się za serwis Cuba, bo ten po zimie jeszcze czeka na swoją kolej. Trochę na nim Roch jeździł, ale piszczący łańcuch skutecznie go odstrasza. W sumie to dziś jest dobry dzień na serwisowanie roweru. Więc dlaczego by nie. Młody ciągle chce żeby Roch wziął Cuba, bo na gravelu Roch jest zachowawczy.

    * * * *

    I na zakończenie parę słów o bezpieczeństwie. Bezpieczeństwie na rowerze, oczywiście. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać do kasku, zresztą Roch jest najlepszym przykładem, że kask potrafi uratować zdrowie. Od tamtego wypadku nawet Żonka zaczęła jeździć w kasku, bo widok Rocha na masce samochodu chyba fajny nie był.

    Jednak na samym kasku sprawa naszego bezpieczeństwa nie powinna się kończyć. Wiecie, że nawet w dzień mrugająca tylna lampka może zwiększyć nasze bezpieczeństwo? Mrugające światełko może zwrócić uwagę kierowcy jadącego za nami. Nie ma co się oszukiwać, nasze bezpieczeństwo na drodze zależy od nas i od tego jak się zachowujemy w ruchu drogowym.

    I dlatego Rowertour zorganizował akcję Bezpieczny Rower, która ma na celu propagowanie bezpiecznego poruszania się na rowerze, ale także ma pokazać jak zabezpieczyć rower przed kradzieżą i jak być widocznym na drodze. A do tego można zgarnąć fajne nagrody w konkursach. Warto poczytać co jeszcze możemy zrobić, żeby rowerowanie było jeszcze przyjemniejsze i bezpieczniejsze. Bo, cytując Lecha Janerkę:

    A rower jest wielce okej, Rower to jest świat.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    To nie jest sponsorowana akcja, bezpieczeństwo jest najważniejsze, a poza tym Roch polubił się z Rowertourem więc dlaczego nie miałby wesprzeć tak szczytnej inicjatywy!

  • Dlaczego dopiero teraz!?

    Chronologia wydarzeń była mniej więcej taka: majówka -> urlop -> koniec urlopu. Wcześniej Roch pisał, że majówka była kompletnie do kitu, czas urlopowy też pozostawił wiele do życzenia, ale czas po urlopie okazał się wystrzałem zieleni, ciepła i słońca. Z dnia na dzień Roch wskoczył w krótkie spodenki i ani myśli już zmieniać na długie. No, ale okres \”po urlopie\” ma to do siebie, że jest się po, więc trzeba wrócić do pracy. Nawet jak to oznacza, że przejście z łóżka do biurka. To też jest powrót do pracy. A pogoda kusi.

    – \”Gdyby tak mieć nieograniczoną ilość urlopu…\” – czasem zastawia się Roch, ale szybko dochodzi do wniosku, że na wiecznym urlopie nie kupowałby sobie fajnych rzeczy do rowerów, więc chęć na wieczne wakacje natychmiast mu przechodzi. Pogoda będzie już tylko lepsza, a dzień dłuższy więc po pracy Roch wskoczy na swoją ulubioną trasę i zrobi około 18 kilometrów. A skoro już przy ulubionej trasie jesteśmy to Roch polubił ten odcinek tak bardzo, że Strava dała mu tytuł lokalnej legendy na tym segmencie.

    Lokalna legenda (local legend) to taki nowy ficzer na Stravie. Za najbardziej uparte i najczęstsze pokonywanie danego segmentu Strava daje tytuł lokalnej legendy. Oczywiście jeśli ktoś przejedzie ten odcinek więcej razy to tytuł przechodzi na inną osobę, ale funkcja fajna i motywująca. Tak więc jutro wskoczy w obcisłe i pojedzie ugruntować (dosłwnie) swoją lokalność. Wtorki u Rocha są zajęte. Bombleki jeżdżą na swoje zajęcia popołudniowe, więc Roch szoferuje i rozwozi dziatki, a później przywozi.

    * * * *

    Weekend, bo w sumie o nim też trzeba wspomnieć, upłynął pod znakiem pedałowania. Sobota była bombelkowa, a w niedzielę Roch pojechał na swój ulubiony fragment, żeby podtrzymać tą lokalną legendę. Pogoda normalnie idealna do pedałowania. Nie licząc wiatru, który trochę przeszkadzał, ale wiatr był, jest i będzie, więc nie ma co narzekać tylko zacisnąć zęby i jechać dalej.

    Obecny tydzień też zapowiada się rowerowo, po pracy szybka rundka \”dookoła komina\” i można wracać. Ważny żeby weszło w nogi. Na zakończenie ślad pogodnego wypadu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie majówki i kończącego się urlopu

    Tak się złożyło, że majówka dla Rocha przedłużyła się do końca tygodnia, a to z tego powodu, że Roch wymyślił sobie, że będzie miał urlop po majówce. Bo chciał przedłużyć sobie pedałowanie na rowerze, a koniec końców tym urlopem zapewnił sobie pedałowanie w ogóle, bo majówka była jaka była. Żeby dosadnie określić przebieg majówki musiałby użyć słów powszechnie uznanych za obelżywe, ale tego nie zrobi. Majówka była do kitu. Deszcz, zimno i pochmurnie. Chmury i zimno można jeszcze jakość znieść, ale w deszczu to się ciężko jeździ, a poza tym kto to widział, żeby w maju było zimno. Maj to prawie lato, a majówka oznacza albo pedałowanie, albo spędzanie czasu przy grillu. A w tym roku, ani nie dało się pedałować, a i z grillowaniem nie było łatwo.

    Dziwny ten rok, a podobno miało już być normalnie. To był, a w zasadzie dalej jest, wyjątkowo zimny maj. Cytując Korę i jej \”Wyjątkowo zimny maj\”:

    Dzień za dniem pada deszcz,
    Słońce śpi, nie ma cię,
    Jest mi bardzo, bardzo źle.

    I nie sposób się z tym nie zgodzić. Ten maj należy do wyjątkowo zimnych. Już tam pal licho z temperaturą, ale deszcz padał ciągle. Nie było szans żeby cokolwiek zaplanować. O ile udało się wyjść za bramę to wracało się już mokrym. Więc Roch ograniczył się do pedałowania z Młodym, bo ten wszedł w tryb rowerowy i teraz nie ma opcji żeby nie jeździł. Jeżdżenie po okolicy udało się ogarnąć między opadami, więc Rochowi wpadło kilka kilometrów, a Młody szczęśliwy, bo jeździł po kałużach.

    Praktycznie wszystkie plany, które Roch chciał zrealizować wzięły w łeb. Jednak po majówce czekał go urlop. No i całkiem przyjemnie udało się go spędzić. Po pierwsze Młoda jeździła do szkoły na rowerze, a Roch jej towarzyszył i odprowadzał rower. Jak już dzieciory rozeszły się do szkoły i przedszkola, wtedy wskakiwał w obcisłe i jeździł. Pogoda zdecydowanie lepsza, choć dalej zimno, ale przynajmniej nie padało.

    W zasadzie to jeden dzień urlopu zapewnił Rochowi więcej kilometrów niż cała majówka. Potem było tylko lepiej. Co prawda drugi dzień urlopu był deszczowy, ale Roch wykorzystał ten czas na serwis roweru teściowej. W \”Garażowym Serwisie Rowerowym\” Roch ogarnął hamulce, oponę i koszyk dzięki temu Rocha teściowa dalej może jeździć na rowerze. Uprzedzając pytanie, czy Roch \”dobrze\” naprawił hamulce, to wszystko zostało zrobione zgodnie ze sztuką. Rocha teściowa jest bardzo w porządku i nie ma potrzeby \”regulacji hamulców\”.  Jednak jakby ktoś miał problematyczną teściową to na hasło: TESCIOWA2021 Roch daje 21% zniżki na smarowanie hamulców.

    Kolejne dni upłynęły już na pedałowaniu. Jedynie dziś, prawie pod domem, Rocha złapał deszcz, a raczej ulewa, bo w momencie spadło tyle deszczu, że na Rochu nie było suchej nitki, ale to było do przewidzenia. Chmury goniły go, ale jakoś udawało się uniknąć deszczu. Dopiero pod domem go złapało. Urlop się kończy, jeszcze tylko piątek został rowerowy, potem weekend i znowu powrót do popołudniowego pedałowania \”po pracy\”

    Śledząc prognozy okazuje się, że nadchodzący tydzień będzie jeszcze lepszy jeśli chodzi o pogodę, bo temperatura ma być dwucyfrowa i z dwójką z przodu. Przez chwilę Roch myślał, czy nie dobrać jeszcze wolnego, ale potem doszedł do wniosku, że jednak popołudniu też da się jeździć, a biorąc pod uwagę swoją stałą trasę \”wzdłuż A1\” to nie ma czego się bać. Kilometry będą się gromadzić, a przecież o to chodzi. Żeby nie siedzieć, tylko ruszyć się i choć przejechać tę \”A1\” po raz któryś z rzędu.

    Podsumowując: o początku maja jedyne co można napisać to to, że \”był to wyjątkowo zimny maj\”. Na tyle zimny, że Roch do tego pory nie schował kurtki, a pod kask zakłada bufa, bo trochę zimno jednak. Jednak to co działo się po majówce to już inna, lepsza, bajka. Mimo, że było zimno to nie padało, a to już jest połowa sukcesu. Do tego średnio 15 kilometrów codziennie, no i trafił się serwis roweru. 

    Ogólnie urlop zwrócił, a w zasadzie dalej się zwraca, się z nawiązką, bo było pedałowanie, naprawianie, a i Roch załatwił trochę zaległości niezwiązanych z rowerem. Perspektywa ocieplenia wywołuje w Rochu kolejną falę zadowalania, bo \”home office\” zapewnia, że Roch ma jeszcze sporo czasu na pedałowanie po pracy. I będzie się to starał wykorzystać do granic możliwości. Na zakończenie jedno z nielicznych zdjęć z majówki. Mały wypad w teren, bo akurat Młody chciał.

    Roch pozdrawia Czytelników.
    PS. Pamiętacie notkę o porządkach w garażu? No, to już niedługo zbliża się remont i garaż przyda się na graty. Rozpoczyna się kolejny cykl.

  • Szybka rundka dookoła komina

    Pogoda trochę się opamiętała i pozwoliła sobie, z odrobiną nieśmiałości, na słońce. Temperatura w dalszym ciągu przypomina zimową, ale jest dobrze. Trzeba czerpać z tego co się ma, a poza tym nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie (chyba, że pada przez tydzień bez przerwy). Roch wykorzystał ten czas żeby odrobinę popedałować, bo ubiegły tydzień upłynął pod znakiem gapienia się w okno i sprawdzania prognoz. Każda chwila bez deszczu jest na wagę złota. W końcu przestało padać i Roch nie czekając na zachęty poszedł na rower.

    Taki \”środkowo-tygodniowy\” wypad, raczej dla samego popedałowania, nie był specjalnie ekscytujący jeśli chodzi o trasę. Na pedałowanie dookoła komina Roch upodobał sobie drogę techniczną wzdłuż A1. Bo jest fajna, terenowa i gravelowa, choć tym razem na przejażdżkę Roch wziął MTB, bo stoi w garażu i nikt się nim interesuje. Skoro rowery są dwa, to trzeba je traktować tak samo. Poza tym Roch chciał porównać wrażenia na gravelu i na MTB jadąc tą samą trasą.

    Szczególnie zależało mu na odcinku piaszczystym, bo tam gravel jest raczej przepychany jest, a Roch nie wiedział jak będzie z MTB. No i MTB poszedł jak przecinak. Pomijając fakt, że Roch prawie władował się w krzaki to pojechało prawie gładko. Tak więc trzeba podszlifować umiejętności na gravelu, ale tam też Roch ma cieńsze opony, więc siłą rzeczy będzie się bardziej zakopywał. Na MTB jest jeszcze jedna fajna rzecz – amortyzator. Większość zajazdów szedł jak dzik w żołędzie, nie patrząc czy dziura, czy nie. Roch widzi górkę to pedałuje jeszcze mocniej. Na gravelu też pewnie tak się zrobić, ale póki co Roch omija (jeszcze) dziury, choć też nie przestaje pedałować na zjazdach.

    Ogólnie wypad bardzo fajny. Wpadł standardowe 13 kilometrów, Cube zrzucił pajęczynę z kół, a Roch trochę popedałował po lesie, a przy okazji zrobił coś, o czym od dawna myślał, ale jak zawsze \”nie było ku temu okazji\” i \”zawsze coś wypadało\”.

    * * * *

    Otóż pisze on o tej drodze technicznej, a tak naprawdę to nie wie, czy ona tak się nazywa i czy to trwała budowla jest, czy tylko na czas dopieszczania autostrady. Teraz zaczynają budować się MOPy, czyli te miejsca, w których można odpocząć, czy tam skoczyć na siku. Jednak dopóki się da tamtędy jeździć to Roch będzie jeździł, a nawet jak coś tam się wybuduje to społeczność rowerzystów i tak pewnie wyjeździ objazdy, więc o istnienie tej drogi raczej nie ma co się martwić, ale jak zawsze cały akapit poszedł na to na co miał nie pójść, więc pora na nowy akapit.

    No więc Roch postanowił, że uwieczni ten fragment trasy \”dookoła komina\”, a po części pokaże o czym on w ogóle pisze. Bo wątków z drogą techniczną było już parę na blogu, a nawet Roch rzucił się na eksplorację nowych miejsc. No więc Roch zapiął GoPro na kierownicę i pojechał nagrywać. Włączył na początku i wyłączył na końcu, ale chcąc wejść z przytupem w erę YouTube, trochę to \”zmotował\” i dołożył drażniącą muzykę. I tak oto powstał pierwszy materiał na pierwszym kanale, który miał ujrzeć światło dzienne przy okazji jakiejś charakterystycznej daty (np. 1 maja), ale koniec końców jak ma coś wyjść to nie ma sensu czekać na jakieś rocznice. 

    Tak więc oficjalnie kanał Pedałydwa ujrzał światło dzienne, a na nim jest pierwszy \”film\”, który pokazuje jak wygląda ta mityczna droga, a zasadzie najbardziej objeżdżany fragment. Uprzadzając ekscytację to \”film drogi\” z drażniącą muzyką, drgającym obrazem i bez narracji, ale początki są zawsze trudne. Oby jednak to nie były początki końca.

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=TKnpIZ4zKjg]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wiosenne porządki w garażu. Taka tradycja już.

    Weekend miał być smutny i deszczowy, co Roch uwiecznił na memie, który pojawił się na fanpage, ale finalnie okazał się całkiem znośny i dało się wyjść i… posprzątać garaż. Tak, wiosna to pora sprzątania garażu, żeby mógł on przez resztę roku zarastać gratami i tak aż do kolejnej wiosny, kiedy to Roch znowu go posprząta. I cykl sprzątania garażu się zamyka. W tym cyklu wyjechała z garażu nieużywana komoda, która miała być przez kogoś zabrana, ale jak przez dwa lata po nią nie przyjechał to chyba można było ją zutylizować.

    W garażu od razu zrobiło się więcej miejsca, a jako ze była tam też nieużywana paleta to Roch w przypływie chęci i za namową Żonki zrobił z niej stojak na rowery. Wiele nie potrzeba było. Paleta, wyrzynarka, wkrętarka i kilka wkrętów. Po jakiejś godzinie stojak był gotowy, choć trzeba było go ratować, bo Roch źle przeciął paletę no i była lipa, ale kilka dodatkowych desek uratowało sytuację. 

    Stojak mieści cztery rowery i działa. Nie wygląda zbyt dobrze, ale to kwestia kosmetyczna, najważniejsze jest to, że działa i rowery w końcu mają swoje miejsce, a nie stają gdzie dało się je oprzeć, bo tak do tej pory to wyglądało. Gdzie było miejsce tam się opierało rower. Teraz mają swoją stałą miejscówkę. I tak minął weekend, ale czasem zamiast jeździć na rowerze trzeba coś zrobić żeby te rowery miały gdzie stać, a pedałowanie Roch odbije sobie po majówce, bo ma tydzień wolnego, więc się najeździ. O ile pogoda pozwoli.

    Jednak weekend nie jest stracony, bo coś tam się grzebało w okolicy roweru. No i w końcu udało się zrobić ten stojak. Początkowo plan był taki żeby rowery  wisiały, ale w końcu będą stały. Teraz jeszcze tylko doprowadzić do końca pomieszczenie serwisowe, ale to już o wiele grubszy temat jest. Jednak może się uda, kto wie.

    Na zakończenie robocze zdjęcie stanowiska rowerowego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ehh, co to był za wypad

    Długo by opisywać co działo się w weekend, ale jeśli Roch miałby określić to jednym słowem to byłoby to epicki. Wszystko przez to, że udało się skręcić w jakąś leśną drogą i potem już poleciało. Jednak na początku był plan. A plan był taki żeby pojechać do Olsztyna, bo pogoda była fenomenalna. Było ciepło, słonecznie i watr raczej nie dawał o sobie znać. Było idealnie.

    Plan był prosty – rozpoczęcie rowerowania w kierunku Olsztyna, bo tam jeszcze w tym roku nie było jeżdżone, a trasa jest długa i fajna. Jednak tym razem, całkiem przypadkiem Roch skręcił w polną drogę i zaczął pedałować po wale wodnym licząc na to, że dojedzie do drogi rowerowej prowadzącej do Olsztyna. Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego kręcił się lesie i odkrywał kolejne gravelowe szlaki, które są tak blisko i nie są drogą techniczną A1, choć do niej nic Roch nie ma, też tam jest fajnie, ale czasami warto oderwać się od utartych szlaków.

    I tak było tym razem, całkiem obcy las mimo, że Roch mniej więcej widział gidze jest, świetne dróżki i \”piaskowa góra\” bo tak Roch nazwał piaszczysty zjazd, po którym nie dało się zjechać. Dalej już było z górki, a raczej pod górkę, ale ciągle przez las. Gdyby nie to, że pogoda zaczęła się psuć to pewnie jeszcze dalej pojechałoby się tym lasem. Koniec końców do Olsztyna nie udało się dojechać, ale było dużo lepiej niż pedałowanie betonową drogą.  Na koniec jeszcze Roch z Żonką zgubił drogę, ale lokalsi widzieli jak dojechać do Częstochowy.

    Wypad bardzo udany, na pewno w najbliższy weekend zostanie powtórzony, a jeśli pogoda pozwoli to i pojedzie się dalej w las odkrywać nowej miejsca. Ostatni wypad, na przykład, przebiegał obok leśnego \”bike parku\”, który ktoś sobie wykopał. Ogólnie wrażenia ogromne, aż szkoda, że pogoda się posypała.

    Na zakończenie zdjęcie przy ściętych drzewach, klasyka w lesie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Strava dla upamiętnienia:

  • Było wszystko: gravel, szosa, las i wiatr

    Jak to się mówi: święta, święta i po świętach. Te święta były wyjątkowo udane jeśli chodzi o pedałowaniu. Zaczęło się w sobotę, tradycyjnie od drogi technicznej wzdłuż A1. Ostatnio ten kierunek bardzo Rochowi spasował. Do tego stopnia, że ciągle tam jeździ. Chyba dlatego, że jest tam wszystko co jest fajne. Las, trochę zjazdów, korzenie no i piasek. Piasek nie jest aż tak fajny, ale jest no i trzeba po nim jechać. Na koniec jeszcze było kilka podjazdów, ot tak na \”dobitkę\”.

    Wczorajszy wypad w tamte rejony był bardzo wietrzny. Roch miał wrażenie, że zaraz zrobi się jakaś trąba powietrzna, która zdmuchnie go głęboko w las, ale tam tworzył się tylko \”przeciąg\”. Ładnie to było widać jak jechało się obok ekranów dźwiękochłonnych. Tam był w miarę spokój, wiało co prawda, ale szału nie robiło. Dopiero jak ekran się skończył to chciało urwać głowę. Roch nie wiedział, czy próbować opanować rower, czy tylko złapać się kierownicy i próbować wytrzymać te osiem sekund na tym wietrznym rodeo.

    Po raz kolejny Roch odkrył nowy fragment tej drogi technicznej. Tym razem dojechał aż do Wyrazowa, czyli kolejny odcinek został zaliczony, a skoro był już pod Blachownią, to zaliczył też trochę asfaltów i lasu. Tam na szczęście wiatr odpuścił i było całkiem przyjemne i szybkie pedałowanie, ale szosowanie musi być szybkie. Gravel po raz kolejny pokazał swoją uniwersalność. W zasadzie nie ma różnicy, czy chce się do lasu, czy na szosę – gravel to uniwersalne rozwiązanie.

    Swoją drogą teraz Żonka zaczyna myśleć o nowym rowerze i waha się czy gravel, czy może coś innego. Dla Rocha wybór jest oczywisty – uniwersalność jaką oferuje gravel nie ma sobie równych. Tak więc pora zacząć odkładać do \”świnki – skarbonki\” na nowy rower dla Żonki. Wracając jednak do wypadu: reszta trasy to czysta przyjemność, las, równy asfalt i praktycznie zero wiatru, a jak powiewało to w plecy, a wtedy noga podawała jeszcze lepiej. Epicko się jechało, ale to może efekt parcia Rocha na rower. W tym roku czuje giga potrzebę na jeżdżenie.

    Czasem nawet po pracy, jak Żonka zjedzie do bazy, to Roch siada na rower i choć na godzinkę idzie popedałować. To zasługa tej drogi wzdłuż A1; z jednej strony jest po prostu fajna, z drugiej strony jest blisko, a dojazd do niej nie oznacza przebicia się przez miasto. Wystarczy \”za kominem\” skręcić do lasu. Swoją drogą ten las też jest fajny, ale dobitnie pokazuje zidiocenie ludzi. Góry śmieci walają się wszędzie, aż chce się płakać, że ktoś kto nasi miano \”homo sapiens\” jest do tego zdolny. Z trzeciej strony Roch chyba podświadomie postawił sobie za cel odkryć wszystkie fragmenty tej drogi.

    Teraz chwila przerwy od pedałowania to Roch zajmie się swoim drugim, trochę zapomnianym, rowerem. W Cube trzeba zrobić serwis pozimowy i taki jest cel na najbliższy czas. Zamykać się w garażu i grzebać przy rowerze, a kolejny weekend już Żonka coś przebąkuje o tym, że może by jakiś dłuższy dystans walnąć. Roch nie trzeba zachęcać, pyta tylko gdzie trzeba dojechać. Na pewno będzie jakaś relacja z serwisowania Cube\’a, bo jemu też się SPA należy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 – część druga

    No i nadszedł ten moment, w którym odpowiemy sobie na pytanie zadane w pierwszej części recenzji zestawu kół do szosy i gravelu XLC WS-D01, czyli cytując pierwszy wpis:

    Druga część, która pojawi się w marcu, odpowie Wam na pytanie, ile te koła są w stanie znieść.

    Jednak zanim odpowiemy sobie na to pytanie Roch trochę opisze o całym procesie ich składania. Bo poza szprychami, piastą i obręczą trzeba było na nie założyć jeszcze tarcze, oponę i podjąć decyzję w którą stronę iść. Drogi były dwie: albo dętka, albo mleko. Roch wybrał tą drugą drogę, czyli zrobienie z kół wersji bezdętkowych. Bo to wcale trudne nie jest, a zawsze to jakiś nowy skill w rowerowym świecie. W oficjalnej specyfikacji nie jest podane, że koła są „tubeless ready”, ale to wcale nie znaczy, że nie można ich zamlekować.

    Żeby to osiągnąć trzeba się trochę nagimnastykować, ale proces jest całkiem przyjemny jeśli tylko robimy wszystko dokładnie. O jakości wykonania i technikaliach Roch pisał w pierwszej części; teraz pozostało tylko opisać jak na tych kołach się jeździ, ale też Roch opisze kilka smaczków, na które trafił podczas składania kół, a które na pewno uchronią nowych i szczęśliwych nabywców przed przestojami w pracy. Tę część recenzji podzielimy nietypowo, bo na etapy pracy przy kołach.

    Dętka, czy mleko? Czyli w którą stronę pójść

    Po wyjęciu z kartonu mamy gołe koła, które wymagają pewnej troski żeby móc je założyć do roweru. Pierwsze co to oczywiście podjęcie decyzji, w jaki system iść. Dętka jest oczywista. Opaska na obręcz, dętka i opona. Nic nas nie zaskoczy, niczego nie da się zepsuć. Druga droga to „tubeless”. Czyli taśma, uszczelnienie obręczy, zawór i mleko. Trochę więcej zabawy, ale z doświadczenia Roch może polecić drugą drogę.

    Po pierwsze sam „fun” z grzebania przy rowerze, po drugie mamy coś nowoczesnego co po przebiciu samo się uszczelnia (a przynajmniej powinno), a po trzecie koszt jest porównywalny, a mleko – które zostanie – możemy spokojnie wykorzystać na dolewki. Nic się nie zmarnuje. Zaczynamy od odtłuszczenia powierzchni – to jest kluczowe i lepiej się do tego przyłożyć, bo może się okazać, że w połowie taśma się odklei i będzie „lipa”. Dobry odtłuszczacz to podstawa.

    Długo Roch kombinował czego użyć, aż w końcu użył resztek „nail cleaner” od Semilaca, którego Żonka używa do paznokci. Poważnie, to działa. Jak Wasza ładniejsza połówka ogarnia hybrydy to na pewno ma jakiś „nail cleaner”. Pewnie znajdzie się coś bardziej profesjonalnego, ale dla Rocha zupełnie takie rozwiązanie wystarcza. Po odtłuszczeniu pozostaje nakleić taśmę.

    W internetach jest sporo filmów o tym jak nakleić taśmę i są one przydatne. Na pewno dobrze napinamy taśmę, kleimy dokładnie i równo. Koniecznie na zakładkę. Najprościej zacząć 10 cm przed otworem na wentyl i skończyć 10 cm za nim. Tak, żeby taśma na siebie nachodziła. Jak już ogarniemy taśmę to sprawdzamy, czy nie ma bąbli powietrza (jak są to wyciskamy). Nie pozostaje nam nic innego jak zamontować wentyl, czyli robimy dziurę w taśmie i wkręcamy wentyl. I tu pierwszy #protip. Roch użył wentyli Trezado w rozmiarze 30 mm, które wychodzą na styk. Nie wystają zbyt dużo, można spokojnie pompować koło. Dłuższe wentyle będą bardziej wystawały, ale 30 mm to minimum żeby cokolwiek dalej z kołem zrobić. Jak już mamy wszystko zmontowane to zakładamy oponę, wlewamy mleko (60 ml spokojnie wystarczy) i pompujemy. Mamy gotowy zestaw kół, z których zrobiliśmy bezdętkowe.

    A hamulce? Co z hamulcami!

    Według specyfikacji jedynie tarcze w systemie center lock pasują do kół, ale można zastosować adapter center lock -> 6 śrub. Jednak Roch poszedł w centerlock, a tarcze to Shimano XT (SM-RT86). I tutaj ważna uwaga: tylne koło, mimo, że ma oś 12 mm to potrzebuje nakrętki center lock do osi 15 mm. Oznaczenie tej nakrętki to SM-HB20. W przednim kole spokojnie sprawdzi się ta dołączona do tarczy.

    A to przez nakrętkę regulacji luzów, która umożliwia kasowanie luzu łożysk na zamontowanym kole. Tak, zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 ma możliwość kasowania luzów nawet jak koła są zamontowane w rowerze. Genialne rozwiązanie! jak już wszystko zmontujemy to mamy wyborny zestaw kół.

    Wrażenia z jazdy

    No i doszliśmy do clou tej części recenzji. Jak się na tych kołach jeździ. Pierwsze to rzuca się w oczy, a właściwie to w uszy, to brak odgłosów kręcącego się bębenka. Nic nie grzechota, a rower jest bezgłośny. Jedynie opony szumią i wiatr w uszach. W porównaniu do fabrycznych kół Gianta Roch może powiedzieć, że zdecydowanie kręcą się lżej i płynniej. Roch nie wie na ile dodatkowych watów to się przełoży, ale na pewno kultura pracy jest zdecydowanie wyższa.

    Do tego wyżej wspomniany sposób kasowania luzów zasługuje na brawa. Nie trzeba się bawić w zdejmowanie koła i kasety żeby dobrać się do konusów. Tutaj wystarczy poluzować imbusem 2.5 mm śrubkę i palcami przekręcić nakrętkę żeby skasować luzy. Można to zrobić nawet na trasie. Wystarczy mieć imbusa 2.5 mm. I tyle.

    Według specyfikacji na koła można założyć maksymalnie oponę 35 mm. I tutaj Roch musi napisać, że opona o szerokości 38 mm spokojnie się mieści w obręczy i przy tym nie jest balonem. Obecnie Roch ma opony 700x38C i rower nic nie stracił na trakcji. Dalej jest pewnie i przyczepnie. No i ciut wygodniej niż na 35 mm.

    Podczas jednej z przejażdżek, wieczorem, Roch całkiem przypadkiem i nie zamierzenie zjechał ze schodów. Po prostu było ciemno, mimo lampki, cień padł tak że wydawało się prosto, a okazało się, że wcale tak nie jest. No i schody zaliczone, koła dalej proste, więc są też odporne na błędy (i schody). Jazda na tych kołach przypomina poruszanie się luksusową limuzyną, która ma podwójne szyby, więc do kabiny nie przedostaje się nic z zewnątrz. Tak samo jest tutaj. Zupełna cisza. Do tego gravelowanie na tych kołach też nie sprawia problemu. Nawet brodzenie w grząskim piachu nie robi na nich wrażenia, nie mamy wrażenia, że te koła są wiotkie i giętkie. Po szutrze idą jak dzik w żołędzie i mało co potrafi je zaskoczyć. Trochę Roch obawiał się o zaplot, bo jednak słoneczko z jednej strony wywołało u niego obawę, że przy pierwszym hamowaniu albo wjechaniu w dziurę koła poskładają się, ale nie, wszystko jest na swoim miejscu więc obawy o sposób zaplotu były bezsensowne.

    Podsumowanie

    I doszliśmy do końca tej recenzji. Wyjątkowej pod każdym względem. Z jednej strony to pierwsza taka recenzja, która została podzielona na dwie części. To wynika z potrzeby pojeżdżenia i poczucia tych kół. Z drugiej strony to pierwsza recenzja, która od Rocha wymagała podjęcia szeregu decyzji, które tak naprawdę miały wpływ na to jak te koła się zachowały. Od podjęcia decyzji o przejściu na system bezdętkowy, przez dobór tarcz, aż w końcu na montaż opony, która – jakby nie patrzeć – jest poza fabryczną specyfikacją producenta, ale to właśnie, według Rocha, jest naturalnym podejściem do tematu. Trzeba sprawdzić warunki graniczne, a nie tylko opcje zawierające się w specyfikacji.

    Można było szukać opony 35 mm, ale można też było użyć tego co ma się pod ręką i sprawdzić rezultaty, a te są jednoznaczne. Zestaw kół XLC WS-D01 sprawdził się w każdych warunkach. Od jazdy po schodach, przez wypady \”do miasta\” aż do dłuższych wypadów przez \”drogi, lasy i szutry\”. Pozwalają na wiele błędów i wybaczają chwile nieuwagi, a przez to stały się idealnym towarzyszem w Rochowym gravelu.

    Na plus na pewno można zaliczyć kulturę pracy, jakość wykonania i spasowania elementów. Na pewno rozwiązania techniczne, jak na przykład kasowanie luzów, czy „maszynówki” w piastach, do tego ich wytrzymałość i tolerancja na błędy. Małą łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest ta nieszczęsna nakrętka centerlock tylnego koła, ale teraz już będziecie wiedzieć, że trzeba od razu zamówić większą nakrętkę.

    Roch jest mega zadowolony z tych kół. Nie tylko sprawiają wiele frajdy podczas jazdy, ale też możliwość ich konfiguracji, dopasowania pod siebie, a w końcu spędzenia kilku wieczorów w „Garażowym serwisie rowerowym” jest wartością samą w sobie. Dłubanie, dopasowywanie i skręcanie. Całe to przedsięwzięcie zakończyło się kołami szytymi na miarę, tak jak garnitur, tak te koła pasują jak ulał i dopełniają gravelowego charakteru roweru.

    I na koniec odpowiedź na główne pytanie tej części recenzji:

    Druga część, która pojawi się w marcu, odpowie Wam na pytanie, ile te koła są w stanie znieść.

    Bardzo dużo.

    Już całkiem na zakończenie garść statystyk, czyli gdzie Roch jeździł na tych kołach. Wszystkie linki są dostępne na Stravie:

    Być może ustawienia Stravy spowodują to, że osoby bez konta zobaczą tylko stronę logowania, więc poniżej Roch zamieszcza screen dla osób, które nie korzystają ze Stravy.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.