Autor: Roch Brada

  • Faaaajnie

    Roch wpadł w monotonię. Podobną do tej małżeńskiej, w której małżonkowie pewne czynności wykonują mechanicznie, nie mając z tego żadnej przyjemności. Ot, odfajkowane i można zająć się czymś innym. Z Rochem jest tak samo, a uświadomił mu to Koyocik, który pokazał Rochowi, że jazda na rowerze może być znowu przyjemna i fajna.

    Wspólnie pędzili lasem z prędkością przekraczającą 30km/h w kierunku pączkodajni, ale to nie był ich cel. Celem była szybka jazda przez las, maksymalne zmęczenie, ból nóg, pot lejący się wiadrami i oddech jakby zaraz płuca miały wyskoczć przez gardło. To właśnie osiągnęli na miejscu. Roch nie miał siły nawet zauważyć, że Pani Od Pączków (TM) ma rude włosy, co dla Rocha jest najwspanialszym widokiem pod słońcem. Wspanialszym nawet od widoku lśniącego XTRa wkręconego w ramę.

    Roch mechanicznie połknął pączka, popchnął go Oranżadą O Smaku Coli (TM) i pognał z Koyocikiem dalej w las. Licznik wskazywał średnią prędkość nie mniejszą niż 27km/h co było czymś wspaniałym. Roch odkrył na nowo rower, dowiedział się co stracił pedałując mechaniczne przed siebie. Okazało się, że nie ważne ile kilometrów się zrobi, ale jak bardzo bolą nogi i ile potu zostało wylanego po drodze.

    Dziś, dzięki Koyocikowi, Roch odkrył rower na nowo. I oto chodziło.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Chyba zbyt osobiste.

  • Wyhaczanie Rocha

    Roch z góry przeprasza za wczorajszą ciszę, ale coś mu odebrało chęć i pisania i jeżdżenia. Za to dziś się działo.

    Rankiem Roch udał się do Adventure i zakupił nową kierownicę, prostą jak drut, czarną i wypasioną (co może być wypasionego w kawałku aluminium 6061?). Wrócił do domu i rozpoczął montaż. Wykręcił starą, odkręcił małego Rocha, który zadomowił się na starej kierownicy i zaczął montaż.

    Korzystając z okazji wymienił także mostek na nowy, dłuższy i.. srebrny. Ni jak to nie pasuje do siebie, ale co tam. W pewnym momencie Roch zobaczył Pierwszą Ofiarę Montażu (TM). Obcięty został kabelek, i to przy samej podstawce, który łączy podstawkę licznika z czujnikiem, który odbiera impulsy. Mogło urwać się wszystko, a urwał się najważniejszy element, bo bez licznika jak bez ręki.

    Początkowo Roch sięgnął do portfela, ale postanowił, że sam naprawi usterkę. Sięgnął więc po swoją lutownicę i cynę. Rozpoczął się demontaż podstawki. Chińczycy, składający podstawki, chyba nie przewidzieli, że trafi się taki Roch, który rozbierze nierozbieralne i naprawi nienaprawialne.

    Po udanym zalutowaniu kabelków okazało się, że licznik jest jak nowy. Działa i to jest najważniejsze. Już z ciekawości Roch zajrzał do Internetu po ile są podstawki – 23-y złote zaoszczędzone. To będzie jakieś osiem Strogów.

    ****
    Po montażu przyszła pora na testy. Roch, z Nosiem, pojechał do Świerklańca gdzie posiedział chwilę i postanowił, że wróci do domu. Wyjeżdżając ze Świerklańca Roch został zaczepiony przez zagubioną, młodą i głodną wiedzy niewiastę.

    Przepraszam, czy są tu jakieś atrakcje? – Zapytała z uśmiechem.
    Noooo, ja jestem – Odpowiedział Roch.
    A są jakieś budki z lodami? – Zapytała Pani z jeszcze większym uśmiechem.
    No tam dalej Pani ma – Odpowiedział Roch wskazując azymut.
    A jakieś inne atrakcje? – Zapytała.
    No jest Pałac Kawalera – Odpowiedział Roch.
    A Pan stamtąd wraca? – Zapytała Rocha.
    Oczywiście, jako kawaler mam tam wstęp – Odpowiedział Roch w mig załapując aluzję.

    Chwilę jeszcze pogadali i Pani poszła do budki z lodami, a Roch pojechał przed siebie. Jednak Pani narobiła mu smaka na lodzika. Zatrzymał się w Nowym Chechle i kupił lodzika. Gdy go tak lizał podeszła do niego druga kobieta i zapytała, czy świecą jej stopy. Rochowi stopy od Świerklańca świeciły, ale jej chodziło o tylne światła w jej samochodzie.

    Ehh Roch był dziś rozrywany przez fanki, a to wszystko dzięki nowej kierownicy, którą Roch założył do swojego roweru. Taka mała rzecz, a tyle radości.

    A rower wygląda tak:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Blisko, coraz bliżej

    Wielkimi krokami zbliża się upragnione i wyczekiwane 10 tyś kilometrów na rowerze. Do pełni szczęścia brakuje 2 900 km, które Roch dokręci z dziką przyjemnością. Dzisiaj pękła kolejna pięćdziesiątka zrobiona samotnie pedałując po asfalcie w kierunku Dobieszowic.

    Roch wrzucił kilka kawałków do mp3grajka i pognał przed siebie. Najpierw na Nowe Chechło i Świerklaniec. Tam polansował się w parku i stamtąd pojechał do Wymysłowa. Roch nieustannie liczy na to, że spotka tam starą znajomą, z którą nie widział się dobre trzy lata, a którą poznał w autobusie wracając z uczelni.

    Jednak los nie chce doprowadzić do spotkania i Roch przemyka samotnie z Wymysłowa do Dobieszowic. Tam zawsze ma dylemat, czy jechać prosto i ryzykować skończenie \”pod kreską\”, czy odbić w lewo i solidnie wyskoczyć ponad kreskę, która oscyluje w granicach pięćdziesięciu kilometrów. Dziś jednak zaryzykował znalezienie się \”pod kreską\” i pojechał prosto.

    Najgorsze jest to, że cały czas jest delikatnie pod górkę, nie ma typowego podjazdu, ale cały czas asfalt stawia opór. Nie ma niczego gorszego jak taki pseudopodjazd. Jednak Roch zacisnął zęby i pojechał prosto. Wyjechał gdzieś w okolicach Kozłowej Góry i udał się do domu.

    Wiedział, że będzie \”pod kreską\” dlatego brakujące kilka kilometrów dokręcił na ulicy Gr.. no wiadomo.

    No i Roch wypłynął nad kreskę.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Bond to przy Rochu pikuś

    Popołudniu Roch udał się do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Adventure celem zanabycia drogą kupna kierownicy, bo obecna już zaczyna \”cykać\” co może oznaczać, że niedługo Roch przywali zębami w mostek. Niestety upragnionej kierownicy nie było i trzeba czekać do jutra. Później pojechał z Nosiem na Suchą Górę, aby trochę posmakować błota.

    Gdy już Roch miał dosyć błota, a nogi miały dosyć pokrzyw Roch udał się na Dolomity i stamtąd do domu. W między czasie Nosiu dostał sms i nieopatrznie wygadał się, że ma spotkanie z jakąś tajemniczą Anią o 1800. Roch znany jest z tego, że potrafi być niezłą mendą jeśli chodzi o, nie koniecznie swoje, sprawy sercowe.

    O 1800 muszę jechać na Wilkowice do Ani – Wygadał się Nosiu.
    Jedź, po co mi to gadasz – Zakonspirował się Roch.
    Ale nie przyjedziesz? – Nosiu zrozumiał swój błąd.
    Jaaa? Po co? Nawet nie wiem gdzie to jest – Odpowiedział Roch.

    Jednak kłamał jak z nut. Roch doskonale wiedział gdzie są Wilkowice i jak tam dojechać. W domu nasmarował łańcuch żeby móc bezszelestnie podjechać i pstryknąć zakochanym gołąbeczkom zdjęcie. Gdy Roch zajechał na Wilkowice rozpoczął poszukiwania.

    Jeździł po lokalnych uliczkach i wypatrywał odstrzelonego Nosia. W końcu go zobaczył, a ten mało co nie spadł ze skutera. Przyśpieszył i wyminął Rocha. Roch ruszył w pościg. Wiedząc, że skuter ma mocno ograniczoną moc postanowił dogonić go.

    W końcu poszedł po rozum do głowy i zobaczył, że Nosiu skręcił w lewo. Roch wjechał w pierwszą boczną uliczkę, dojechał do głównej drogi i dogonił go. Pod blokiem Nosiu, niczym Romeo, wypatrywał swojej Juli.

    W końcu Roch objechał blok i przejechał obok nich. Zdjęcia nie ma, ale zabawa była przednia. Z Wilkowic Roch pojechał do Miedar i Pniowcem wrócił do domu.

    Z Rocha to jednak wredna menda 😀

    Roch pozdrawia Czytelników. Strzeżcie się bo nie znacie dnia, ani godziny.

  • Zaległości poburzowe

    Ostatnimi czasy trochę się działo. Wszystko zaczęło się od załamania się pogody, które nastąpiło w piątek i postępowało przez całą noc i dzień następny. W tym czasie Roch nakręcił całkiem niezły film, który zostanie opublikowany jak tylko Tuba przestanie grymasić.

    W między czasie, a dokładnie w sobotę, Roch świętował 24-e urodziny. Prezent sam sobie kupił, a i życzenia sam sobie złożył. Później wegetował w domu bo burza szalała w najlepsze. Podobno w okolicach pojawiła się trąba powietrzna, ale Rochowi nie zrobiła prezentu.

    Po przejściu burzy padła sieć. Padła całkowicie i jedyny sposób na jako takie korzystanie z Internetu to telefon zamieniony w modem. Rachunek będzie imponujący, ale trzeba było sprawdzić pocztę i takie tam. W końcu Admin stanął na wysokości zadania i już dzisiaj sieć śmigała aż miło.

    Dla Admina solidne brawa i butelka dobrej wódki, bo mógł czekać do poniedziałku, a nie pracować przy niedzieli. W ten oto sposób minął Rochowi długi weekend. Na koniec zdjęcie prezentu, jaki Roch sobie kupił. Wygodna deseczka:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jak miło być online 🙂

  • Urodziny w trybie offline

    Po ostatniej burzy Roch został odcięty od sieci. Burza rozwaliła połowę sieci dzięki czemu nie na sieci.

    W związku z tym Roch używa telefonu do pisania tej notki i dlatego nie będzie ona długa.

    będący poza siecią Roch obchodzi dziś urodziny i nawet nie moze sie pochwalić prezentem.

    Roch pozdrawia Czytelników. W poniedziałek pewnie zajrzy na blog.

  • Daleko posunięta monotonia

    Roch, jak codzień, wyszedł na rower. Powietrze było ciężkie, co wróżyło opad deszczu. Roch nie chciał jechać nigdzie daleko, ale Nosiu się uparł. Roch zacisnął zęby i pojechał na Dolomity. Na samych Dolomitach Roch jeszcze mocniej zaciskał zęby żeby nic spod kół nie syczało na niego.

    Jednak wszystkie gady gdzieś się schowały i można było przejechać Dolomity w miarę spokojnie. Z Dolomitów Roch pojechał do Świerklańca, a po drodze zakupił butelkę kondycji wraz z bąbelkami, gdzie spoczął na ławeczce i rozpoczął intensywny odpoczynek.

    Ze Świerklańca Roch skierował się do domu, nigdzie nie skręcał, nie szukał bocznych ścieżek. Jednak codzienne kręcenie pięćdziesiątek powoduje pewne zmęczenie u Rocha.

    Cóż, Roch nie popisał się w tej notce, ale i tak czasem musi być.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Sykło i uciekło

    Roch postanowił, że pojedzie w las pojeździć po czymś innym niż asfalt. W tym celu udał się na Dolomity i tam postanowił, że zakończy rowerowy dzień. Zazwyczaj Roch nie spogląda pod koła ponieważ Bomberek wybiera nierówności, ale Roch coś tknęło i spojrzał pod przednie koło, który właśnie przejeżdżało po ogonie jakiejś małej żmijki lub innego zaskrońca.

    Wygrzewa się to to na środku ścieżki jakby nie mogło sobie znaleźć bardziej ustronnego miejsca, a później jeszcze syczy na człowieka jak ten niechcący przejdzie po ogonie. Roch nie miał zamiaru dyskutować i pognał czym prędzej przed siebie.

    Nie zatrzymywał się nigdzie, gnał przed siebie, aż wyschnął mu Buff na głowie. Zatrzymał się dopiero pod Dobieszowicami. I tak z rekreacyjnego wypadu do lasku zrobił się wypad do Dobieszowic i Świerklańca.

    Dziś jednak Roch nie ustrzelił żadnego zdjęcia pośladków, ale z to cyknął rodzynka ortograficznego:

    Roch nic nie chce spszedać, ale chce pozdrowić Czytelników.

  • Gajowy Roch

    Tytuł nieco mylący, ale Roch chciał zaznaczyć, że dziś polował. Polował na pośladki, takie jędrne z prawdziwego zdarzenia, takie na których Roch mógłby dokonać żywota. I znalazł. Przypadkowo co prawda, ale znalazł. Jednak po kolei.

    Roch wyskoczył na rower i od razu pojechał na Świerklaniec. Pędził sobie 30 km/h, suszył Buffa więc patrzył w asfalt. Jednak co chwile spoglądał co tam dzieje się przed nim. Podniósł głowę i o mało co nie spowodował wypadku.

    O kur*a, ale pośladki – Zapiał zaśliniony Roch i zatrzymał się w miejscu.

    Samochód, który jechał z nim zostawił trochę gumy na asfalcie, ale kierowca zrozumiał jak sam zobaczył to co Roch. Wyjął szybko aparat, ustawił, wycelował i.. ciach. Pośladki ustrzelone. Roch otarł ślinę i pojechał dalej. W między czasie rozesłał MMS ze zdobyczą.

    Ze Świerklańca Roch wrócił tą samą drogą, a nóż coś znowu ustrzeli. I ustrzelił. Spotkał Koyocika, który wracał z pracy. Nie można było zmarnować takiej okazji i Roch wraz z Koyocikiem postanowili trochę pojeździć.

    Najpierw Chechło, a później Miasteczko Śląskie. Na zakończenie Pniowiec i kontrolny przejazd obok pączkodajni, która była zamknięta. W Tarnowskich Górach pożegnali się i rozjechali się każdy do swojego domu.

    Na koniec pośladki:

  • Się nie chciało

    Pogoda dopisała więc Roch postanowił, że zaatakuje upragnioną stówkę. Zaczął jak zawsze od Świerklańca i dalej pojechał do Wymysłowa, Dobieszowic. Pedałował sobie podśpiewując pod nosem bo mp3grajek odmówił posłuszeństwa.

    Będąc już w okolicach Dolomitów Roch wstąpił do sklepu i zakupił najtańszą wodę jaka była. Portfel świecił pustkami, a klepaków było akurat na najtańszą dostępną wodę. Na bąbelki nie starczyło. Z uzupełnionymi płynami Roch pojechał na Dolomity i tam zakończył pierwszy etap.

    Licznik wskazał 50 kilometrów i można było wracać do domu. W domu Roch opuściła chęć do jazdy. Jednak ustawienie odpowiedniego opisu na komunikatorze spowodowało, że odezwał się Nosiu. Roch pomyślał, że można zaryzykować kolejną wizytę na Pniowcu.

    Jednak trasa była inna. Ponownie Roch wylądował na Świerklańcu, ale tym razem skierował się w kierunku Chechła. Z Chechła można było atakować Miasteczko Śląskie, ale Rochowi wybitnie się nie chciało. Wrócił zatem do domu z 70-ma kilometrami.

    I tak nieźle.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kłody pod nogami

    I wcale nie będzie o kaprysach pogodowych, a raczej programowych. Rochowy komputer odmówił posłuszeństwa, a właściwie to Vista przestała chcieć współpracować z Rochem. Ten bez chwili zastanowienia wpisał to co każde dziecko zna na pamięć i już po 40 minutach komputer posiadał nowiutki system.

    Później przyszła pora na aktualizacje, konfiguracje, a jeszcze Roch chciał wyskoczyć na rower. Dlatego podzielił sobie wszystko na określone kawałki dnia i dzięki temu już o 1400 był na rowerze. Wraz z Nosiem pojechali na Świerklaniec, a później do Wymysłowa i Dobieszowic.

    Z Dobieszowic wypadało jechać na Kopiec, a stamtąd na Księżą Górę. Tam Roch chciał się popisać i mało co nie wpakował się w jedyne stojące drzewo. Przypadkowo wjechał na korzeń, który podbił Rochowy rower, który to rower stracił kontakt z podłożem przez co stał się niesterowny.

    Gdy Roch tak leciał w powietrzu zastanawiał się, czy kolejne spotkanie z drzewem będzie tak samo bolesne jak poprzednie. Czuł, że jednak trochę zaboli chociaż drzewo nie było specjalnie grube. Gdy już koła otrzymały względną przyczepność Roch rozpoczął hamowanie. Jednak, tutaj kłania się doświadczenie motoryzacyjne, nie zablokował kół żeby znowu nie stracić upragnionej przyczepności. A drzewo się zbliżało.

    W końcu, jakiś metr przed drzewem, udało się zatrzymać szalejący rower i Roch nie musiał sprawdzać, czy będzie bolało, czy nie.

    Po tych doznaniach Roch udał się na Dolomity i wrócił do domu. W normalnej sytuacji Roch zasiadłby do komputera i rozpoczął pisanie kolejnej, nudnej, notki, ale nie wczoraj. Do zainstalowania pozostał Service Pack 1 dla Visty bo bez niego nie da się korzystać z systemu. Godzina z głowy, a później Mama Roch zapragnęła pączków.

    Trzeba było się ubrać, wsiąść do Megi i jechać do pączkodajni. Wrócił o 21sup]00 to już nawet nie chciało mu się włączać komputera.

    Na koniec Roch:

  • Pogodo! Nie idź tą drogą

    W skrócie można by napisać: było tak samo jak wczoraj, lało i chmurzyło się. Jednak jest pewne ale. Popołudniu zaczęło się wypogadzać więc Roch postanowił spróbować wyrwać się z domu i chociaż chwilkę popedałować.

    Początkowo bał się, że wczorajsza historia powtórzy się i znowu trzeba będzie uciekać przed deszczem. Jednak słońce nieśmiało wyglądało zza chmur co dla Rocha było dobrym znakiem. Im więcej słońca tym Roch dalej wypuszczał się, aż dojechał do Pniowca.

    Dalej nie było czasu jechać gdyż słońce wyszło dopiero w okolicach godziny 1800. Na dłuższą wycieczkę, na przykład stukilometrową, było odrobinę za późno, ale według wszelkich znaków na niebie i ziemi jutro ma być ładnie i będzie można spróbować uskutecznić stówkę.

    Dziś tylko 30 kilometrów, za to w błocie co liczy się podwójnie.

    Roch pozdrawia Czytelników.