Autor: Roch Brada

  • Pogoda też czyta Rocha blog

    Jeśli ktoś w to nie wierzy to Roch zaraz to udowodni. Wczoraj ujawnił swój tajny plan, który zakładał, że Roch będzie robił codziennie sto kilometrów. Od rana nic nie wskazywało na to, że popołudniu pogoda załamie się.

    Od popołudnia zaczynało lekko pokropywać deszczem, ale Roch nie poddawał się. Przelotny opad jeszcze nikogo nie zabił, a na pewno nie spowoduje, że Roch da sobie spokój z rowerem. Wyruszył zatem na jazdę testową. Będąc już pod Wymysłowem Roch obejrzał się za siebie.

    Zobaczył gigantyczną, czarną chmurę, która złowrogo szła w kierunku Rocha. Ten czym prędzej pognał do domu, a chmura za nim. Już pod domem zaczęło kropić, ale rozlało się dopiero jak Roch wszedł do domu. Ta pogoda nie jest, aż taka zła, ale ewidentnie czyta to co Roch pisze.


    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A może by tak stówa?

    Jakiś tydzień temu Roch odkrył niezłą trasę, która umożliwia zrobienie 50 kilometrów w ciągu niespełna dwóch godzin. Przez ten tydzień Roch jeździł nią, aby szybciej zbliżać się do upragnionego dystansu. I dziś Roch pojechał ową trasą, jednak w połowie naszła go wspaniała myśl.

    A może by tak jeździć nią dwukrotnie? – Pomyślał Roch i rozpoczął kalkulację.

    W końcu ułożył wstępny plan jutrzejszej wycieczki. Jeśli zacząć od 1500 jeździć to do 1700 jest pierwsza pięćdziesiątka. Godzina odpoczynku i od 1800 do 2000 można śmiało machać drugą pięćdziesiątkę.

    Dzięki temu dziennie Roch machałby sto kilometrów i to spowodowałoby spore zamieszanie w statystykach Rocha. Póki co Roch objechał trasę jeden raz i czuł się jakby mógł jeszcze ze dwa razy ją objechać. Jutro Roch przeprowadzi test, czy wydoli kondycyjnie i czasowo. Jeśli wszystko uda się to wycieczki Rocha staną się jeszcze bardziej ekscytujące ponieważ w tydzień będzie robił prawie tyle ile miał robić w miesiąc.

    Rachunek jest prosty jak drut.

    Pomysłowy Roch pozdrawia Czytelników.

  • Paraliż ustąpił

    Od rana Roch czuł, że jego nogi rwą się do pedałowania. Jednak poranki u Rocha są zbyt leniwe żeby pedałować, a sam Roch staję się w miarę przytomny dopiero po drugiej kawie zbożowej. Mniejsza z tym co i kiedy Rochowi staje.

    Popołudniu Roch ubrał się, wrzucił na głowę genialnego Buffa i zaczął pedałować. Tradycyjnie pojechał do Świerklańca i Wymysłowa. Później już tylko Dobieszowice, Piekary Śląskie i można było zaczynać etap terenowy wycieczki.

    Na Dolomitach Roch pojechał swoją ulubioną trasą i już miał skręcać na Repty, ale coś go tknęło i wrócił do domu. W domu do Rocha zagadał Koyocik i zaproponował pączusie. Roch przystał na propozycję i w ten sposób Roch miał zagospodarowany wieczór.

    Pod pączkodajnią (jakże smaczna nazwa) była straszna kolejka, ale w końcu udało się zakupić soczyste, duże, mięciutkie, pulchniutkie, cieplutkie, brązowiutkie pączusie w polewie czekoladowej i z nadzieniem różanym.

    Roch zatopił się w tym cudzie cukierniczym wyobrażając sobie Panią z Twomarku, o której Koyocik wspomniał podczas jazdy. I tak Roch spędził miło wieczór.

    Kończąc Roch pozdrawia Koyocika, a także pozostałych Czcigodnych, i już niecierpliwi się na kolejny pączkowy wypadzik.

  • Paraliż nóg

    Od rana Roch wyglądał przez okno w poszukiwaniu deszczowych chmur. Jednak porywisty wiatr przeganiał wszystko i niebo było stawało się coraz czystsze. Z biegiem dnia wiatr ustawał, a słońce mocniej grzało.

    W końcu Roch wyszedł na rower, ale postępujący paraliż nóg spowodował, że dojechał tylko do Pniowca. O Świerklańcu, czy Dobieszowicach nie było mowy. Na Pniowcu Roch kupił sobie soczek (marchwiowo-brzoskwiniowy), posiedział, popatrzył i wrócił do domu.

    W domu sięgnął do lodóweczki, w której od wczoraj chłodzi się, sprezentowany przez Reeda, Strong i zasiadł przed komputerem, aby napisać kilka słów. Roch przeczytał notkę Reeda i postanowił, że opije pomyślność i długowieczność kółek Reeda. W końcu komplet nowych piast XT na sześć śrub, w dobie wszechobecnego Center Locka, jest czymś tak nie możliwym jak dziewica u Rocha na osiedlu.

    Tak więc Twoje zdrowie Reed i żeby kółka się lekko kręciły. Wirtualnie, ale szczerze 🙂

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Strasznie pechowo

    Kolejny dzień \”przelotnych\” opadów deszczu. Do komplety brakowało porywistego wiatru, który dziś się pojawił. Od rana rower stał pod znakiem zapytania. Jednak Roch wpadł na pomysł, że wyskoczy między jednym opadem, a drugim i zrobi chociaż kilka kilometrów.

    Jednak przeliczył się i wstrzelił się w początek nowego opadu dzięki czemu wrócił cały mokry. Dalszych planów nie było. Roch udał się do Reeda dokończyć dila. Na miejscu okazało się, że Reed ma dla Rocha prezent. Napój Bogów, czyli Strong. Roch nie oczekiwał żadnej zapłaty za dil, ale Reed był nieugięty.

    I na tym kończy się dzień Rocha.

    Roch pozdrawia Reeda i pozostałych Czytelników.

  • Pogodowa huśtawka

    Wczoraj lał deszcz, a dziś świeciło słońce. Normalne, pogoda się zmienia, ale dlaczego do jasnej tralala zawsze przytrafia się to w weekend? Wtedy właśnie Roch ma największą ochotę pojeździć jakieś dłuższe dystanse żeby w poniedziałek cieszyć się nową cyferką w dystansie całkowitym.

    Korzystając z ładnej pogody Roch pojechał do Świerklańca i dalej do Wymysłowa. Później już było tradycyjnie, czyli Dobieszowice, Radzionków i potem etap terenowy, a więc na pierwszy ogień poszły Dolomity, a później Repty.

    Roch pędził przed siebie chcąc dokładnie przetestować nowy nabytek. Okazuje się, że wszystko działa, owady już nie łażą po Rochowej głowie, a pot nie ścieka z kasu na okulary. Do tego jest lans bo nikt nie wie kto to taki. Podobno tajemniczość przyciąga Fanki.

    Zamaskowany Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogoda pod psem

    Kiedy coś się planuje to deszcz wszystko zepsuje. I tak było dzisiaj. Planowany był spontaniczny wypad na Świerklaniec, ale pogoda z minuty na minutę się pogorszyła. U Rocha lało jak z cebra co zostało uwiecznione za pomocą wideotelefonu Rocha. W tle, oczywiście, kwalifikacje F1 (go, go Kimi!): leje

    Jednak do Reeda przyszła paczka, w której Roch miał także swój udział. Wsiadł w Megi i za całe 30 minut był w Chorzowie. AutoMapa uparcie twierdziła, że Roch jest u celu, ale cel był jakieś dwa kilometry w przeciwnym kierunku. Żeby było zabawniej będąc już u celu właściwego AutoMapa poprawnie pokazała nazwę ulicy! Te upały zaszkodziły nawet GPSowi.

    Zlot odbył się statycznie, w towarzystwie padającego deszczu. Roch odebrał część swojej paczuszki, w której znajdował się Buff. Kawałek szmatki, z której można robić cuda-niewidy. Od dzisiaj Roch porusza się rowerem zamaskowany. A to wszystko dzięki Reedowi.

    Roch serdecznie dziękuje Reedowi za pomoc w zakupach i pozdrawia 🙂

    Na koniec Roch w wersji letniej:

  • Spontanicznie całkiem

    Oczywiście chodzi o pierwszy dzień nowego miesiąca. Jakoś tak Rochowi nogi odmówiły posłuszeństwa i nie chciały robić kolejnej pięćdziesiątki. W tym postanowieniu Roch wytrwał dzięki dwóm dodatkowym czynnikom. Pierwszy z Nich to Nosiu, który marudził niemiłosiernie, a drugi czynnik to parność.

    Owa parność zapowiadała, że coś z nieba poleci, ale na kilku grzmotach się skończyło. Roch zasiadł przed komputerem i tak już został. Dzięki temu, całkiem spontanicznie, powstał plan zorganizowania zlotu, w którym udział zapowiedzieli Reed i Roch. Koyocik niestety nie rozdwoi się, ale następny zlot nie zostanie mu odpuszczony.

    I tak jutro odbędzie się dwuosobowy zlot w Świerklańcu. Fanki mogą, jak najbardziej, wpadać (na zlot oczywiście).

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Ostani dzień miesiąca

    Po spojrzeniu na licznik Roch miał jasność. Trzeba zrobić sześćdziesiąt kilometrów żeby zbliżyć się do wyniku zanotowanego w zeszłym miesiącu. Pogoda nie sprzyjała temu wyczynowi, ponownie zrobiło się gorąco, ale Roch nie poddawał się. Wlał kondycję do buteleczki, zabrał mp3grajka i ruszył przed siebie.

    Pojechał znaną sobie trasą do Wymysłowa i Dobieszowic. Później pojechał do Piekar Śląskich i Radzionkowa. Póki Roch pedałował to było wszystko w porządku, chłodek i ogólnie dobre samopoczucie. Jednak każdy, nawet, najkrótszy postój skutkował poczuciem gorąca i kapaniem spod kasku.

    Wracając do domu Roch zatrzymał się w pobliskim sklepie celem zakupu kondycji. Ta w buteleczce albo wyparowała, albo jakiś kolarz (kolarka?) wszystko Rochowi wypił. W sklepie Roch kupił najtańszą wodę, z naciskiem na to żeby był mokra. Ilość magnezu i innych minerałów miała drugoplanowe znaczenie.

    Zaopatrzony w litr kondycji Roch popedałował do domu. Tam chwile odpoczął i pojechał na Pniowiec zamknąć miesiąc. Miesiąc zamykał w towarzystwie Stronga. Nie ma to jak opicie zakończenia miesiąca. A jeśli już Roch poruszył cyferkowy temat to warto wspomnieć, że w lipcu Roch uskutecznił 1358 kilometrów w czasie 69 godz. 13 min. ze średnią 21,03 km/h.

    Szczegóły jak zawsze w pliku:

    lipiec_2008.pdf

    Na zakończenie króliczek Playboya:

    Słodka bestia i się nie bała.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kuszenie Rocha

    Pogoda jakby odpuściła, nie było już tak gorąco i można było wyjść wcześniej na rower. Roch nie przemęczał się gdyż widział, że wieczorem odbędzie pączkowa sesja z Koyocikiem i jego Ładniejszą Połówką (TM). Po powrocie do domu Roch wypił kawkę i wyruszył na wieczorny, w dodatku pączkowy, wypadzik.

    Na umówione miejsce Roch dotarł z pięciominutowym poślizgiem spowodowanym przestrzeganiem przez Rocha przepisów drogowych. Stawał na każdych światłach jak ostatni.. kierowca samochodu, miast przemykać sobie tylko znanymi skrótami.

    Pod pączkarniom Roch czuł, że dziś nie jest jego dzień i wciśnie w siebie tylko jednego pączka. Czasem tak bywa w życiu faceta (hihih), że potrafi wcisnąć w siebie tylko jednego pączka. Jednak Ładniejsza Połówka Koyocika (TM) kusiła Rocha.

    Na pewno tylko jeden? – Pytała.
    Tak, dziś nie dam rady więcej – Odpowiedział Roch.
    Ale na pewno? Może jednak? – Kusiła nadal.
    No dobrze – Roch dał się skusić bo jak tu nie ulec Ładniejszej Połówce (TM)

    Pączki znikały jeden po drugim, aż został ostatni.

    Ja już nie mogę – Powiedziała Ładniejsza Połówka Koyocika (TM).
    Dasz radę, dasz radę – Dopingował Koyocik.

    Roch w tym czasie czuł jak pasek jego \”nerki\” zaczyna uciskać rosnący brzuch. Ewidentnie nie był to pączkowy dzień Rocha. Niemniej jednak Roch cieszy się, że spędził miłe chwile z Przyjaciółmi.

    Na końcu Roch pragnie podziękować Koyocikowi i jego Ładniejszej Połówce (TM). W tej roli wystąpiła Kasia 🙂

    Roch pozdrawia 🙂

  • Upalne dowody

    Upałów dzień drugi. Żar leje się z nieba, powoli pojawiają się wielbłądy i arabscy szejkowie, do kompletu brakuje tylko piasku i Sahara jak się patrzy. Roch nie dał rady jeździć w tym upale, a więc poczekał, aż słońce trochę odpuści i słupek rtęci trochę opadnie.

    Gdy było już chłodniej Roch pojechał na Świerklaniec, tam lansował się wśród jeżdżących na rolkach. W końcu pojechał do Wymysłowa i tam zobaczył coś, co go zaciekawiło. Mało co nie wpadł do rowu. Postanowił, że uwieczni to żeby później nikt nie zarzucił Rochowi, że opowiada jakieś kosmiczne bajki.

    W końcu Rochowi udało się uwiecznić legendarne pośladki dzięki czemu może z czystym sumieniem napisać, że cel został osiągnięty.

    Z Wymysłowa Roch pojechał do Dobieszowic i wrócił do w okolice domu. Chłodne powietrze spowodowało, że Roch dopedałował do 70 kilometrów i wrócił do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Uff, jak gorąco

    Grzało jak cholera. W termometrze skończyła się skala, asfalt płynął, woda parowała. Słońce do końca już oszalało i postanowiło, że usmaży jadącego w kasku Rocha. Pędzący Roch miał nadzieję, że słońca się opamięta, ale jego płonne były jego nadzieje.

    Wraz z upływem kilometrów Roch słabł, pocił się coraz bardziej. Nie nadążał pić, żeby uzupełnić ubytki płynów. Masakra to zbyt małe słowo, żeby opisać to co się działo w okolicach Tarnowskich Gór. W końcu, po dwudziestu kilometrach, Roch poddał się i wrócił do domu, gdzie spędził resztę tego upalnego dnia.

    Na osłodę Roch dokonał skromnych zakupów, ale o tym jak paczki przyjdą. A co!

    Usmażony Roch pozdrawia Czytelników.