Autor: Roch Brada

  • Nowa zabawka Rocha

    Od rana lało, burze, wiatry, czyli totalne załamanie pogody, ale Rocha akurat dziś to nie interesowało. Siedział głęboko w piwnicy, bez Internetu, bez kontaktu ze Światem i pieścił swoje cacuszko, które niczym brzydkie kaczątko przemieni się w łabędzia sunącego po gładkim asfalcie.

    Roch powoli będzie odnawiał rower, który właśnie dostał. Póki co nie przypomina on jeszcze tego, czym będzie po zimie, ale docelowo ma być old school\’owym, lanserskim pojazdem służącym haczeniu lachonów na pączkach.

    Póki co Rocha mama go używa, ale już niedługo ona dostanie nowy rower, a ten powędruje do Rocha, bo przecież nie na śmietnik. Rodzice zawsze powtarzali: \”chleba i rowerów nie wyrzuca się\”. I tego Roch będzie się trzymał.

    I tak dziś Roch naprawił hamulce i chwilę pośmigał. Na czym? Na tym:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zaraz po deszczu

    Pogoda chyba postanowiła wynagrodzić Rochowi wszystkie swoje kaprysy. Pomimo, że od rana lało jak z cebra Roch nie poddawał się i planował kolejny mało ekscytujący wypad. Z upływem dnia pogoda poprawiał się, aż w okolicach 1700 wypogodziło się całkowicie. Wyszło słońce, asfalt zaczął przesychać.

    Roch postanowił pojechać do Rept zrobić jakieś mało ciekawe zdjęcia, które potem mógłby umieścić na blogu i pokazać jakim jest fotograficznym antytalenciem. Opłacało się wozić z sobą aparat bo pogoda ponownie zrobiła Rochowi dobrze.

    Na Reptach bowiem pojawiła się mgła, która w połączeniu ze słońcem dawała ciekawe efekty. Roch zatrzymał się i postawił rower z boku tak, żeby nie przeszkadzał innym, potencjalnym, rowerzystom. Co chwilę było słychać, jak Roch \”strzela\”, do póki nie okazało się, że akumulatorki są słabe, a i na karcie pamięci kończy się miejsce.

    I ponownie Roch dał ciała bo zapomniał naładować ba(k)terie i zgrać starsze zdjęcia. No cóż, Roch już w podeszłym wieku jest i nie o wszystkim może pamiętać. Poza tym jest zarobiony i w ogóle..

    Na koniec słaba próbka twórczości Rocha:

    Więcej można zobaczyć tutaj: klik

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • No i się popsuło

    Spokojnie, nie rower się popsuł, a pogoda. Na szczęście Roch przewidział, że może spaść deszcz i wyszedł na rower wcześniej. Zdążył pojechać na Repty i Pniowiec. Wrócił do domu i spożył tradycyjną five `o coffee(?), odebrał pocztę, sprawdził inne wiadomości, dopisał kilka rzeczy do jego tajnego projektu i postanowił, że pójdzie na wieczorny rower.

    Wyłączył komputer, ubrał się, założył kask i słuchawki, włączył mp3grajka i podszedł do okna. Na zewnątrz lało jak z cebra, woda płynęła asfaltem, ludzie chowali się pod parasolami.

    Kurna, tyle ubierania na nic – Pomyślał Roch.

    Owszem, mógł jeździć w deszczu, ale jakoś humor mu nie dopisywał na tyle żeby moknąć i mieć problemy z wejściem do domu. Tak więc Roch zakończy dzień przed monitorem, a do statystyk wędruje tylko 30 kilometrów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nieoczekiwana zmiana planów

    Początkowo Roch poszedł na rower nie mając pojęcia, że wieczorna część dnia została zaplanowana. Z tym brakiem świadomości Roch pojechał na Repty i na Dolomity. Tam spędził trochę czasu, pojeździł, pstryknął kilka zdjęć i wrócił do domu.

    Uważając, że rowerowy dzień został zakończony zasiadł do komputera i rozleniwił się. Jednak Koyocik zaproponował wspólny wypad na pączki co Rocha niezmiernie uradowało bo w końcu jest z kim zjeść dorodnego pączka, a i okazja nadarzyła się bo właśnie pękło 6000 kilometrów w tym roku.

    Tak więc Roch z Koyocikim pognali w kierunku pączków. Na miejscu ustawili się w długiej kolejce i cierpliwie czekali. Po dłuższej chwili myśleli, że już są u celu gdy panie stojące przed nimi rozpoczęły zamawianie.

    No to tego poproszę.. – Zamawiały.
    ..i tego.. o i tego.. albo nie tamtego.. – Grymasiły.
    .. a to co to jest?.. aa to nie.. i to ciastko jeszcze – Nie dawały za wygraną.

    Roch gotował się, mało co nie wyjął pompki i nie zdzielił tych niezdecydowanych bab. W końcu nadeszła tak chwila.

    Poproszę dwa z czekoladą i jednego z lukrem – Powiedział Koyot.
    A dla mnie cztery z czekoladą – Powiedział Roch.

    Niestety, dla Rocha, rodzina wywęszyła gdzie on wymyka się wieczorem i również sobie zażyczyła. Tak więc dystans, hmmm, został objedzony pączkami. I dobrze bo takie cymesy należy zjadać w zacnym towarzystwie.

    Roch pozdrawia Koyota i Czytelników.

  • Ni to leniwiec ni to wypad.

    Po wczorajszych wojażach Roch postanowił, że dziś troszkę sobie odpuści. Początkowo Roch udał się do miasta żeby kupić wiertło 0.8mm, którym Roch zacznie wiercić dziurki w płytce. Jednak sklep, w którym Roch chciał kupić wiertełko, został zamknięty. I teraz Roch zastanawia się gdzie kupić tak małe wiertełko.

    Później Roch udał się, z Nosiem, na Pniowiec celem spożycia jakiegoś Stronga. Jako, że dziś Roch odpuścił sobie jutro znowu czeka go pięćdziesiątka, a może szcześćdziesiątka, ale o tym jutro. Dziś notka wyjątkowo krótka bo i wypad wyjątkowo krótki.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak najdalej i jak najszybciej

    W niedzielę Roch nabrał ochoty do jazdy. Po sytym obiedzie Roch wybrał się na rower. Plan był prosty – jechać jak najdalej i jak najszybciej. Takoż Roch uczynił jadąc na Świerklaniec. Tam licznik wyświetlił średnią prędkość w okolicach 29km/h. Jednak to zaledwie osiem kilometrów od Tarnowskich Gór i jakiekolwiek pomiary nie miały większego sensu.

    Ze Świerklańca Roch pojechał do Wymysłowa i stamtąd w kierunku Piekar Śląskich mijając po drodze Dobieszowice. Licznik wskazał 25 kilometrów, a więc średnia prędkość już jakoś tam się ustabilizowała. Licznik wskazał 25km/h co też było wynikiem niezłym.

    Z Piekar Śląskich obowiązkowym punktem wycieczki był Kopiec. Jednak Roch nie wjeżdżał na niego bo na szczycie stały tłumy ludzi więc nie było sensy się tam pchać. Z Kopca Roch podjechał do Radzionkowa i tam zaczął część terenową wypadu.

    Pojechał na Dolomity i stamtąd udał się na Repty kończąc w ten sposób niedzielne pedałowanie. Jeszcze obowiązkowy lans na mieście i można wraca do domu. Po 52-ch kilometrach średnia prędkość wyszła 24km/h. Nieźle jednym słowem.

    Roch pozdrawiam Czytelników.

  • Urozmaicenie

    Od wczorajszego wieczora dużo się zmieniło. Po pierwsze Roch postanowił, że pojedzie gdzieś dalej. W tym postanowieniu wsparła go pogoda, która dopisała. Roch początkowo pojechał na Repty, ale tam była masa ludzi, a w dodatku połowa z nich jeździła konno. Trudno, pomyślał Roch, i pojechał na Dolomity.

    Tam już nie było nikogo, a więc szaleństwo \”pełnom gembom\”. Na końcu tego szaleństwa ktoś postawił szlaban pomalowany, uwaga, na zielono. Wcale nie zlewa się z kolorem krzaków, jest widoczny z daleka dlatego, że został postawiony tuż za zakrętem. Atrakcji co nie miara podczas gwałtownego hamowania z 40km/h do zera. Bolidy F1 wymiękają ze swoją drogą hamowania.

    Po tych atrakcjach Roch postanowił pojechać, już asfaltem, do Świerklańca. Pojechał przez Orzech. Wiatr dmuchał w plecy, prędkość w okolicach 50km/h, czysta i równa droga, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Tuż przed Świerklańcem rozstawiono tablice \”wystawa psów\”.

    Fajnie, pieski sobie pooglądam – Pomyślał Roch.

    Jednak na Świerklańcu nie było żadnej wystawy, a jedyny piesek jakiego Roch zobaczył próbował dobrać się do jego nogi. Z tego wszystkiego Roch zrobił rundę po parku w poszukiwaniu pośladków, ale nic nie było. Widać godzina jeszcze młoda albo dziś pośladki są w innym miejscu.

    W dodatku kończyła się kondycja, a kupno nowej na Świerklańcu do koszt siedmiu złociszy. Tuż za Świerklańcem, w Żabce ten sam Powerade kosztuje już tylko 3,20 zł. Pewnie izotoniczność większa.

    I z nowym Powerade Roch wrócił do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nic nadzwyczajnego

    Nic specjalnego nie wydarzyło się u Rocha. Zwykły wypad na Repty i stamtąd na Dolomity. Jadąc w kierunku dolomitów Roch obawiał się, że znowu wpadnie w jakieś błoto, ale nic takiego się nie wydarzyło. Po wyjeździe z Dolomitów Roch okazał się być czysty. To zmotywowało go do dalszej jazdy, ale czasu było mało żeby pojechać na kopiec lub do Świerklańca.

    Roch skierował się ku domowi licząc na to, że po drodze wydarzy się coś, co będzie zasługiwało na opisanie. Niestety, Roch nie zauważył nic nadzwyczajnego tak więc uznał wypad za nudny i postanowił, że nie będzie go opisywał. Bo ileż można wałkować temat Roch był tu i tu.

    Z to jutro będzie o czym pisać, ale o tym Roch napisze jutro.

    Tak więc do jutra.

  • Pączkownia wraz z Koyotem

    Od dawna Roch z Koyocikiem planowali wypad na sławne pączki z Paniowca. Dziś udało zrealizować te plany. Spotkanie nastąpiło w okolicach drogi wewnętrznej PKP, z której to tylko kawałek do pączków. Koyocik przez całą drogę wyczuwał owe pączki jednak na miejscu nastąpiło rozczarowanie.

    Poproszę pięć pączków.. – Zaczął Roch.
    Pączki dopiero od 1920 – Pani sprowadziła Rocha na ziemię.

    Pozostało czterdzieści minut do godziny zero. Koyocik z Rochem zajęli strategiczne miejsca zaraz przy wydawalni pączków tak, aby być pierwszymi, którzy dobiorą się do tych rarytasów. Czas dłużył się, co rusz przychodzili jacyś tubylcy, którzy coś tam wynosili.

    Roch nie mógł zdzierżyć tej sitwy lub tajemniczego układu, który trzymał w swoich szarych łapskach pączki. W końcu Roch ustawił się do kolejki i z cierpliwością czekał, aż nadejdzie jego kolej. W końcu stał twarzą w twarz z całkiem ładną panią, nazwijmy ją pączusiem.

    Co dla pana – Zapytała pani Pączuś.
    Zostań moją żoną.. – Pomyślał Roch.
    ..yyy pięć z czekoladą i dwa z posypką – Nie przemógł się.

    Pani zapakowała pączusie i dała Rochowi.

    Spędziłbym z Tobą resztę życia – Pomyślał Roch odbierając pączusie.
    yyy dziękuję – Znowu nie przełamał się.

    Koyocik zatopił się w pączusia i stwierdził, że to jest to. Roch myślał to samo. Taki pączuś to jest to co Roch i Koyocik lubią. Droga powrotna była ekspresowa – po takiej bombie kalorycznej nie można było jechać wolno. Wnet znaleźli się w Miasteczku Śląskim gdzie umówili się na kolejny pączkowy wypad. Dla takiej pączusiowej Pani warto jechać dziesięć kilometrów.

    Roch pozdrawia Koyocika i pozostałych Czytelników.

  • Każda glina jest inna

    Do tej pory Roch nie wie co podkusiło go na wypad w Dolomity. Niby teren fajny, wymagający i męczący, ale z drugiej strony nie ma tam zwykłego błota, które Roch uwielbia czuć na twarzy – przez co nadal jest fajny i młodzieżowy – jest za to pomarańczowa glina lepiąca się do wszystkiego na co upadnie.

    Początkowo Roch nie przejmował się tym, że przypadkowo utopił rower w takim pomarańczowym paskudztwie, ale później stwierdził, że to było błąd. Pomarańczowe paskudztwo oblepiło cały rower z Rochem włącznie. Było dosłownie wszędzie, na hamulcach, na siodełku, na kierownicy, na łańcuchu i korbie no i na Bomberku.

    Roch zaczęło skrupulatnie czyścić rower z tego paskudztwa, ale to zejść nie chciało – rozsmarowywało się jak nie przymierzając zacna margaryna na sznicie (tutaj ukłony dla Salve!, która postanowiła przyswoić kilka Ślunskich zwrotów).

    Roch odczekał aż to paskudztwo zaschnie i zeskrobał znalezionym patykiem resztki z Bomberka i reszty roweru. I jedź tu człowieku w fajny teren tylko po to żeby potem skrobać rower z tego.. czegoś.

    Z Dolomitów Roch pojechał na Repty – tam nigdy nie było gliny chyba, że takiej w niebieskim mundurze, ale ona nie pozostawia trwałych śladów, nie licząc portfela, który u Roch i tak jest pusty. I w ten oto zgrabny sposób Roch przeszedł do meritum dzisiejszej notki, czyli do tego co kiedyś zamówił, a dziś przyszło.

    Roch zaszalał i dla swojego nowego PDA zakupił etui Krusell, a co się będzie szczypał. Tak na prawdę to dostał go na urodziny, które dopiero przed Rochem. Taki przyśpieszony prezent.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • W końcu bez zgrzytów

    Schodząc z rowerem Roch zastanawiał się co dziś zepsuje mu wypad. Wczoraj klocki postanowiły się skończyć i dlatego Roch zrobił tyle kilometrów ile zrobił. Po wymianie klocków Roch postanowił odbyć jazdę testową, która później przekształciła się w pełnowartościowy wypad. Początkowo hamowanie odbywało się z dużą dozą niepewności ponieważ nowe klocki są dużo mniejsze niż stare, ale ponownie potwierdziło się, że nie rozmiar się liczy.

    Klocuszki hamowały zacnie, a po do tarciu Rochowi zdarzało się zablokować tylne koło. W związku z tym pozostało udać się na Repty i tam zakończyć dzień. Jednak przy drugim przejeździe obok zakochanej parki gruchającej na ławeczce Roch stwierdził, że nie warto im przeszkadzać. Może chłopak ma jakieś plany wobec dziewczyny, a tu taki jeden cały czas jeździ.

    No więc Roch pojechał na Pniowiec i tam pojeździł po lesie. Pękło pięćdziesiąt kilometrów i Roch mógł wrócić do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak nie deszcz to sprzęt

    Coraz bardziej wydaje się Rochowi, że lipiec to kolejny miesiąc, w którym wszystko i wszyscy wypną się na Rocha. Zaczęło się od załamania pogody przez co nie może on uskuteczniać mnóstwa kilometrów, a teraz sprzęt zawiódł.

    Skończyły się klocki hamulcowe, a hamowanie metalem o metal w ekspresowym tempie zabije jego tylną obręcz. W związku z tym Roch wrócił do domu i siedzi bezproduktywnie przed komputerem zamiast pedałować i kręcić obłędne ilości kilometrów.

    W związku z tym, jak na Rocha przystało, wszedł na pewną stronę i dokonał zakupu \”ekskluzywnego\” etui na swój nowy gadżet. Cóż, trzeba było się pocieszyć w jakiś sposób z powodu mikroskopijnych dwudziestu kilometrów.

    Teraz Roch oczekuje na nowy nabytek, a jak już się doczeka to oczywiście poinformuje Was o tym.

    Roch pozdrawia Czytelników.