Autor: Roch Brada

  • Idziemy w maratony!

    Yes! yes! yes! – tak zareagował Roch kiedy zobaczył terminy Bike Atelier Maraton, jeszcze bardziej się ucieszył jak doszły do tego lokalizacje tych maratonów. Po roku bez \”ścigania\” i ogólnego rozpiep*u Roch czuje się jakby zerwał się z łańcucha. I tak w tym roku plan minimum zakłada dwa starty. I to starty szczególne, bo jeden w Częstochowie, a drugi w rodzinnych Tarnowskich Górach. I w tych dwóch Roch na pewno pojedzie. Choćby się waliło i paliło. No chyba, że jednym twittem zabroni się aktywności, ale to już nie zależy od Rocha.

    No więc pora zacząć się przygotowywać do tych startów. Rowerowanie już jest, pozostaje jeszcze zacząć znowu biegać. Z tym bieganiem to fajna sprawa, bo jest sezonowe. Roch nie lubi biegać zimą, bo jest zimno i ślisko, a latem jest znowu za gorąco. Więc bieganie jest tylko w okresach przejściowych, a potem przestaje biegać i jest podręcznikowy efekt yoyo. No, ale mając motywację w postaci startu w dwóch (przynajmniej w dwóch) maratonach Roch chyba zacznie biegać. W końcu jest kolejny okres przejściowy, czyli kończy się zima, a zaczyna wiosna.

    Nie mniej jednak takiego obrotu sprawy Roch się nie spodziewał. W poprzednim sezonie Częstochowa wypadła z kalendarza, ale w tym wróciła i doszły do tego Tarnowskie Góry. Pora zatem zacząć przygotowania. W tym sezonie już rower będzie przygotowany we własnym \”garażowym serwisie rowerowym\”.

    Na zakończenie plakat z terminami maratonów:

    Źródło: Bike Atelier Maraton

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wraca nowa normalność

    Nie, nie będzie o polityce, a o tym, że przez aferę zębową Roch wypadł z rytmu. Kolejna drama, którą przyszło toczyć Rochowi to – oczywiście – jego ząb. Tak się jakoś zdarzyło, że ząb był pękł w dziwny sposób i od tego zaczęła się lawina \”sypiących się terminów\”. Bo z zębem jest tak, że nie da się go samemu naprawić, tylko trzeba iść do fachowca, który zna się na robocie. Na szczęście Roch ma znajomą Panią od zębów, która pomogła mu wyjść na prostą.

    W sumie pięć wizyt i chyba będzie dobrze. Chyba, bo ta piąta wizyta jest jeszcze przed Rochem. A dlaczego aż pięć? Bo Roch nie potrafi długo wysiedzieć na fotelu. Bynajmniej nie chodzi o ból i wiercenie, a o nudy. Roch nie lubi siedzieć w jednym miejscu bez ruchu, ale z otwartymi ustami. To też Pani stomatolog musiała wykazać się anielską cierpliwością, ale udało się pokonać najgorsze i teraz już tylko będzie z górki. Musiała też zabierać Rochowi ssak, którym ten bawił się przykładając go do języka.

    Ale dość tej dramy, lepiej przejść do lepszej części, czyli do roweru. W ostatni weekend Roch znowu pojechał na poszukiwania wjazdu na tą wymarzoną część drogi technicznej przy A1. Tak, to już jest nudne, ale Rochowi nie daje to spokoju bo wie, że tam jest superowe miejsce na gravelowanie. Jak jeszcze dojeżdżał do pracy to widział tę ścieżkę zza szyby samochodu, ale nie wie (jeszcze) jak tam wjechać rowerem, a na autostradę rowerem nie można wjeżdżać.

    Przed Rochem jeszcze jest dokończenie recenzji kół, na których teraz jeździ, a trzeba przyznać, że poszedł on po bandzie; koła są bezdętkowe, opona też jest szersza, ale o tym wszystkim i o innych smaczkach będzie już nie długo. Tak więc, nie licząc drobnego epizodu zębowego, który trwał około miesiąca, Rocha wraca do normalności. Najważniejsze, że pogoda dopisała na tyle żeby pojeździć na rowerze, bo z tego wszystkiego to właśnie jeżdżenia na rowerze brakuje Rochowi najbardziej. Fakt, że dni są coraz to dłuższe wzbudza w Rochu nadzieję, że po pracy wyłączy komputer, wskoczy w obcisłe i zrobi jakąś rundkę \”dookoła komina\”.

    Wcześniej było to trudniejsze, bo po pracy jeszcze godzina w samochodzie, ale teraz na home office ta godzina może być przeznaczona właśnie na pedałowanie i to podoba mu się najbardziej, a jak w końcu znajdzie ten właściwy wjazd to i rundka do Woźnik będzie możliwa, bo ten odcinek właśnie tam się kończy. Kto wie, może w najbliższy weekend Roch tego dokona. Na zakończenie zdjęcie z jednego z wypadów, bo była moc na tych ścieżkach.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pierwsza gravelowa droga odkryta

    Marzec, już czuć nadchodzącą wiosnę, choć przeplata się ona jeszcze ze śniegiem, ale to już raczej ostatnie podrygi białego puchu. Przed nami wiosna, długie dni i możliwość pedałowania po pracy, nie wspominając już o weekendach. Ostatni weekend był ciut rowerowy, bo sobota była w siodle, a niedziela przed monitorem, bo trzeba było trochę rozwiązać problemów technicznych. Jednak abstrahując od siedzenia przed komputerem to sobota była owocna.

    Po pierwsze dlatego, że pogoda dopisała, a po drugie dlatego, że Roch znalazł pierwszą gravelową drogę w Częstochowie, która miała szutry, wyboje, ale była tak szybka, że można było wygenerować kurz spod kół. No ideał po prostu. Jak pogoda dopisze to Roch w kolejny weekend spróbuje znaleźć jej dalszą część. Jednak nawet to co był to już dało poczucie prawdziwego \”gravelowania\”, a nie jeżdżenia po ścieżkach w centrum.

    Droga ta jest drogą \”techniczną\” wzdłuż autostrady A1 (między węzłami Blachownia, a Południe). Jak uda się znaleźć jej dalszy ciąg to będzie to taka gravelowa \”Route 66\”. Jednak nawet i ten – całkiem spory – kawałek sprawił wiele frajdy, potem już tylko Blachownia i tam powiew normalności. Brower pod chmurką, czyli jak za dawnych czasów.

    Tylko, że teraz każdy udaje, że to nie jego ogródek, a \”jak przyjdzie policja to my nic nie wiemy\”. Do tego doprowadziły durne ograniczenia, że trzeba się rozglądać, bo ludzie są tak sparaliżowani strachem. Jednak nie ma co iść w politykę, bo nawet \”nielegalne\” użycie krzesełka na zewnątrz sprawiło Rochowi sporo radości i powiewu normalności.

    Tak więc udało się popedałować i w weekend i w tygodniu. Tak, w tygodniu też Roch zaliczył jeden dzień wolnego z okazji naprawy uszkodzonego zęba. Musiał znowu usiąść na fotelu dentystycznym, ale po wizycie sprawił sobie Dzień Dzielnego Pacjenta i poszedł na rower. Odkrył kolejne gravelowe tereny, choć początkowo chciał dalej eksplorować okolicę autostrady A1 to dobrze, że tego nie zrobił. Złapał go śnieżyca i wichura. Ciężko było jechać jak podmuchy były tak silne, że Roch musiał trzymać się roweru żeby go nie zdmuchnęło.

    Jednak taki obrót sytuacji sprawił, że Roch odkrył kolejne tereny do gravelowania, więc tam jeździł. Ogólnie weekend i jeden dzień tygodnia należy uznać za bardzo owocne. O ile pogoda pozwoli to najbliższy weekend będzie pod znakiem dalszego eksplorowania okolic autostradowych, bo tam podobno są fajne ścieżki, tylko trzeba znaleźć na nie wjazd.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie kończącego się weekendu

    Rowerowo ten weekend się już kończy, a więc można zacząć o nim pisać, jako o minionym. Przynajmniej pod względem pedałowania. Samego pedałowania było nie wiele, bo wciąż coś wyskakiwało pobocznego, ale koniec końców w sobotę Rochowi udało się wyskoczyć wieczorem na rower, a w niedzielę było pedałowanie z bombelkiem, który chciał odkrywać nowe drogi. Więc bujali się po osiedlach i skręcali w coraz to dziwniejsze trasy, aż w końcu udało się wyjechać na jakąś bardziej \”główną\” drogę, która prowadziła do domu. Na dłuższe wypady jeszcze jest ciut za zimno dla dzieciorów.

    Tak było w niedzielę; sobota zaś upłynęła pod znakiem wieczornego pedałowania, bo była to jedyna okazją żeby samotnie przejechać się kawałek na nowych kołach. Nie ma co zdradzać szczegółów, ale jedno jest pewne. Te koła są wytrzymałe. Całkiem przypadkiem wpakował się w schody, po których musiał \”awaryjnie\” zjechać. To są właśnie uroki jazdy po ciemku. Co prawda jest oświetlenie, ale niektórych przypadków nie jesteśmy w stanie wyłapać.

    I tak właśnie, całkiem przypadkowo, odpowiedział sobie na pytanie postawione w pierwszej części testu, ale o tym też napisze jak będzie na to pora. Niedziela niestety nie była możliwa solo, ale może przyszły weekend będzie bardziej luźny, no chyba że pogoda nie dopisze, co w marcu może się jeszcze zdarzyć. Niemniej jednak pozimowy rozruch jest w pełni. Subskrypcja Zwift została zawieszona, trenażer wylądował w piwnicy, a rowery w garażu bo temperatury ujemne nie są już przewidywane, a przynajmniej nie tak ujemne jak były tego roku.

    Teraz pozostały jeszcze dwie sprawy; zrobić porządek w garażu (po raz kolejny) i przymierzyć się do największego wyzwania, czyli do wylewki i przygotowania gruntu pod piwnicę. Jak uda się to dociągnąć do końca to będzie to mega osiągnięcie w tym roku, ale w planach jest jeszcze kilka epickich wypadów rowerowych. Jednak najbliższym wyzwaniem to jest przetestowanie kół, na jedno pytanie Roch już sobie odpowiedział.

    Zdjęcie z ostatniego wieczornego wypadu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Z impetem w nowy tydzień

    Są na świecie dwie rzeczy, które u Rocha powodują przypływ chęci. Pierwsza z nich to kilka dni wolnego, a druga to zapowiedź wiosny. Ten czas, kiedy dzień robi się coraz dłuższy, a powietrze zaczyna pachnieć wiosną. Kiedy jeszcze Roch dojeżdżał do pracy to pamięta jak wychodząc z budynku czuć było powiew wiosny; świeże powietrze (nie licząc śląskiego smogu) uderzało do głowy i powodowało chęć do pedałowania, aż serce pękało, że trzeba było wracać autem. To był ten moment kiedy wszystko budziło się do życia i chęć robienia czegoś kiełkowała w Rochu. I tak jest w tym roku z tą różnicą, że Roch nie dojeżdża do pracy, bo teraz praca dojechała do niego.

    Po ostatnim, krótkim, urlopie Roch zabrał się w końcu za to co miał do zrobienia, a mowa tu oczywiście o złożeniu kół, które były prawie kompletne, a jednak wszystko było w rozsypce. O szczegółach nie będzie pisał, bo na to za wcześnie, ale już teraz może zdradzić, że \”no to jest coś wielkiego\” i nie chodzi tu o średnicę, a jakość i ogólne działanie. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, ale to będzie też wykorzystane w nadchodzącej recenzji.

    Jak już te koła założył i zamontował to wymyślił sobie, że stary komplet, oryginalny Gianta weźmie na serwis. Przednia oś zaczyna coś \”chrobotać\”, więc pewnie odrobina nowego smaru by się przydała, ale to dopiero jak zrobi się ciepło. Warunki piwniczne są dużo gorsze niż te garażowe. O ile po raz kolejny posprząta garaż bo przez zimę znowu zarósł. Wczoraj, kiedy skończył składać koła, było już za późno na jeżdżenie, ale za to dzisiaj pojechał do szkoły bombelka po książki.

    Fajnie tak znowu wsiąść na gravela i pojeździć. Zima w tym roku była mniej łaskawa niż w zeszłym, ale i tak styczeń nie był najgorszy, a luty upływał Rochowi pod znakiem składania kół. Jednak teraz już jest wszystko przygotowane na nadchodzący weekend. O ile pogoda dopisze to Roch wsiada na rower i jedzie przed siebie. Oczywiście nie obyło się bez ofiar. Na placu boju poległa pompka, którą Roch wykorzystywał do napompowania bezdętkowego koła, a to wcale nie jest takie proste.

    Żeby opona wskoczyła w stopkę trzeba podać spore ciśnienie w krótkim czasie, a Roch nie ma odpowiedniego kompresora, ani specjalnej pompki. Domowe DYI z butelki po Coli i dwóch wentyli też średnio się sprawdziło, ale ta pompka dawała radę. Za czwartym razem udawało się osadzić oponę w obręczy. Teraz trzeba będzie się rozejrzeć za nową, ewentualnie naprawić starą.

    Tak czy inaczej Roch zabiera się do roboty ze zdwojoną siłą, a w najbliższy weekend – o ile pogoda pozwoli – można spodziewać się jakiejś relacji z pedałowania.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Gravel na nowych kołach
    Zdjęcie robocze

  • Odpoczynek od rowerów, czyli spóźnione ferie

    No i udało się wyjechać na ferie. Dzięki łaskawości naszego \”najjaśniej nam panującym czempionom\” otwarła się możliwość spędzenia choć odrobiny czasu na smyczy dłuższej niż tylko \”do sklepu i z powrotem\”. Korzystając z otwarcia stoków i hoteli Roch wraz z dzieciorami wyjechał na spóźnione ferie, bo te właściwe dzięki nieudacznictwu naszych czempionów zostały spier*ne doszczętnie, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

    Jak tylko pojawiła się informacja, że smycz zostanie wydłużona, tak Roch zaklepał termin wyjazdu, co nie było łatwe, bo cały kraj rzucił się na wyjazdy więc Roch brał co było wolne, ale koniec końców wybrał bardzo dobrze. Kierunek to Wisła, a tam Nowa Osada, bo bomebelki lubią jeździć na nartach. I szczerze to był to powrót do normalności – takiej, która była znana z 2018 i 2019 roku. Nie było imprez, ale też każdy zachowywał się normalnie. 

    Normalność uderzyła Rocha do tego stopnia, że chciał jechać do Czech, ale potem Żonka sprowadziła go do roku 2021, nowego porządku, bo bez testu nie da się nigdzie wyjechać. Jednak abstrahując już od polityki i naszych \”Czempionów\” to odpoczynek mega, mimo że bembelki nie zawsze chciały współpracować to finalnie każdy ciut odpuścił i było elegancko. Młoda na snowboardzie pomyka jak stary wyjadacz, a Młody na nartach sam już zjeżdża. Jak na pięciolatka to całkiem niezłe osiągnięcie. Codziennie po cztery godziny na stoku to niezły wynik. Roch tylko chodził i doładowywał skipass\’y.

    Ogólnie te cztery dni we Wiśle to genialnie spędzony czas. Z jednej strony obserwowanie jak dzieciory wchodzą na kolejny poziom osiągów sportowych, a Młody dodatkowo socjalizuje się, Młoda zawiera nowe znajomości; dodatkowo Roch przekonuje się, że narty nie są dla niego, on jednak najlepiej czuje się w siodełku rowerowym, ale to niczego nie przesądza, bo za rok Roch spróbuje snowboardu. Narty nie są dla niego, albo Roch nie jest stworzony dla nart.

    Podsumowując i trzymając się z dala od polityki: wypad superowy, dzieciory ogarniają samodzielnie stok, baterie naładowane i odrobina normalności w tym nienormalnym czasie. Aż chce się wracać do tego. W dodatku miejscówka, w której się zatrzymali bardzo, ale to BARDZO fajna. Gospodarze to fenomenalni ludzi i Roch wie co pisze – nigdy nie było mu tak dobrze jak tam. Wracając do domu Roch już kombinował jak tu urwać się na jakąś majówkę, bo odkrył Wisłę na nowo. Zarówno pod względem lokalizacji, jak i normalności, której tak Rochowi brakuje.

    Majówka, na 99%, znowu we Wiśle.

    PS. Jak ktoś chce spędzić fantastycznie czas, w fantastycznej lokalizacji, z fantastycznymi ludźmi to tylko tutaj: Villa Kokosowa. Nie ma lepszego miejsca, a już na pewno nie ma lepszych ludzi.

    PS.2: Od poniedziałku wracamy do rowerów.

  • No i jak tam po weekendzie?

    Czas najwyższy trochę zaktualizować postęp prac nad składaniem kół, których Roch pisał w tej notce Zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 – część pierwsza. Później pojawiła się rozkmina, czy koła dętkować, czy mlekować i ostatecznie pojawiła się ankieta. Udział w niej był liczny; jedna odpowiedź sugerowała żeby mlekować. Temu anonimu bardzo dziękuję za popchnięcie Rocha w dobrą stronę. I tak na zamówione zostały tarcze, wentyle i opaska uszczelniająca. Tarcze jedynie słuszne i w sumie jedne z niewielu dostępnych modeli. Nie licząc XTR, czy Ultegry to wszystko inne jest fest ciężko dostać od ręki. COVID faktycznie odcisnął piętno na branży rowerowej. Z tego co Roch dowiedział się w zaprzyjaźnionym sklepie rowerowym to zamówienia przychodzą jak chcą i kiedy chcą, a najczęściej to przychodzą niekompletne. Tak więc jeśli coś się opóźnia to na prawdę sklep jest najmniej winny, cały łańcuch dostaw dostał w łeb.

    Jednak Rochowi udało się kupić tarcze, te które chciał i chyba jedyne rozsądne i jakościowo i cenowo. Tańsze Deore są tylko pod klocki mineralne, a i jakość hamowania jest gorsza, odrobinę droższe XT już są pod klocki metaliczne (+żywiczne) i można założyć, że będą dobrze hamowały. Do tego wentyle i taśma, które na stronie producenta też były wyprzedane i trzeba było ratować się na Allegro. No ale komplet jest i jest nawet zamontowany, poza tylną tarczą bo piasta ma śrubkę regulacyjną grubszą niż nakrętka center lock\’a i trzeba kupić inną nakrętkę, taką pod osie 15 mm, która oznaczona jest symbolem SM-HB20, ale ta już też idzie.

    Przednie koło, nie licząc opony jest gotowe. Tylne ma założoną tarczę, ale nie przykręconą i pozostaje kwestia przełożenia kasety, ale to już na sam koniec zostanie. No i opony. Opon też jeszcze Roch nie ma, ale żeby nie przedłużać to przełoży opony ze starych kół i na spokojnie ogarnie temat nowych opon tak żeby mieć dwa komplety kół. I plan ma taki, że koła XLC będą miały oponę bardziej szutrową, a oryginalny zostaw kół będzie bardziej szosowy. No chyba, że coś się jeszcze zmieni, bo to tylko pomysł, a dopiero jego realizacja pokaże, w którą stronę pójdzie Roch.

    Na tę chwilę Roch czeka na nakrętkę, która przykręci się do tylnej piasty. Swoją droga te koła mają maszynowe łożyska i sprytny system regulacji luzów, przez co dołączona do tarcz nakrętka nie pasuje, ale za to można luzy kasować na założonym kole, bez konieczności wyjmowania koła z ramy, ale o tym w drugiej części, która już gdzieś tam się pisze.

    W tym tygodniu czekają jeszcze Rocha ferie, te zaległe, bo otworzyli łaskawie stoki i hotele to można, korzystając z odrobiny wolności pojechać gdzieś na dłuższy weekend. A po powrocie zabieramy się za mlekowanie kół.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Mroźne pedałowanie, ale w końcu się udało

    Kolejny weekend, który upłynął pod znakiem pedałowania. Tym razem pogoda była pół na pół, bo w sobotę było sucho, bez śniegu i całkiem ciepło. Jednak niedziela była już zupełnie inna. Przez noc napadało tony śniegu, temperatura spadła i zaczął wiać wiatr. I to były idealne warunki żeby potwierdzić to, co napisał w przedostatniej recenzji kurtki rowerowej XLC:

    \”Szczerze to Roch nie miał okazji sprawdzić, przy jakiej temperaturze założyłby dodatkową warstwę, ale na pewno kurtka zda egzamin przy mroźnej pogodzie.\”

    I teraz może oficjalnie potwierdzić, że przy przy -8℃, które dzięki wiatrowi było odczuwalne jako -14℃ kurtka dalej dzieła i zapewnia ciepło. Co prawda Roch przejechał tylko 5 kilometrów, ale to dlatego, że spodnie już nie dały rady. W nogi wiało trochę bardziej, ale też temperatura było sporo niższa. Jednak kurtka dawała radę.

    Czasem pogoda potrafi spłatać figla, a czasem jest w stanie pomóc i potwierdzić wcześniejsze opinie. Nie żeby Roch chciał powiedzieć, że \”a nie mówiłem\”, ale zazwyczaj to co pisze to się potwierdza, ale dość już tych przechwałek. Poza tym, że Roch sprawdzał ile wytrzyma w -14℃ to jeszcze wyciągnął gravela. Chciał sprawdzić jak się jeździ zimą na cienkich oponkach. No jeździ się całkiem dobrze, ale trzeba uważać żeby nie wywalić się na byle nierówności. Jednak MTB przebacza więcej.

    Poza tym jest na etapie kompletowania kół, które dostał do testów. Co prawda pisał, że będą dętki, ale dziś doszedł do wniosku, że może niekoniecznie by chciał. Doszedł też do tego, że przygotuje ankietę, która będzie odpowiadała na pytanie \”co zrobić z kołami\”, a więc będziecie mieli realny wpływ na to co Roch z nimi zrobi. Jedno jest pewne. Tarcze będą na center lock, bo nie chce się pchać w jakieś adaptery. Po prostu zaszaleje, czy wleje do opony mleko, czy włoży dętkę to będzie zależało od Czytelników i obserwatorów fanpage.

    Niedługo będzie startował z całym projektem. Dużym plusem mlekowania kół jest to, że ma już mleko, a dętek nie ma, a plusem dętkowania kół jest to, że ma łatki, a nie ma bezdętkowych łatek (pasków gumy?) uszczelniających. Tak więc jedno jest pewne – będzie zabawa i o to chyba chodzi, żeby czerpać przyjemność z testów. 

    Ankieta jest dostępna tutaj: Co zrobić z testowanymi kołami. Na zakończenie zdjęcie z dzisiejszego gravelowania:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01 – część pierwsza

    Mamy początek lutego, jeszcze ostatni test kurtki XLC nie zdążył ostygnąć, a już wchodzi kolejny. Tym razem jednak będzie inaczej. Z kilku powodów, o których Roch postara się napisać w \”zajawce\”. Po pierwsze primo, na blogu zaczynają się pojawiać zmiany, związane właśnie z \”zajawką\”, czyli wstępniakiem, który jest na stronie głównej i ma zachęcać do przeczytania całej notki. Po drugie primo i najważniejsze: ten test będzie wyjątkowy, tak jak to co Roch będzie testował. Cały test będzie składał się z dwóch części. Pierwsza z nich to będą wrażenia i jakość wykonania, czyli to co da się uchwycić bez konieczności używania testowanego produktu, a druga część to będą właśnie wrażenia z użytkowania. Tak więc zaczynamy pierwszą część testu, a testować będziemy zestaw kół do szosy i gravelu XLC WS-D01.

    Jakość wykonania

    Tak jak Roch napisał we wstępniaku, dziś skupimy się na cechach, które możemy wyłapać bez używania kół, bez zakładania ich do roweru. Ot, wyjmujemy z kartonu i pierwsze co to ogromny efekt \”WOW\”. Później jest tylko lepiej. Koła są czarne, z szarymi napisami, na piastach też są napisy XLC, więc od razu wiemy, z jaką marką mamy do czynienia. Po krótkim rozpoznaniu tematu koła dla XLC zostały zbudowane przez włoską firmę \”Miche\”. Szukając głębiej dochodzimy do tego, że \”Miche\” została założona w 1919 we Włoszech i specjalizuje się głównie w kołach i napędach rowerowych.

    Mamy więc pewność, że to co z kartonu wyjęliśmy to nie jest chiński wytwór, który ma niedoszlifowane ranty, czy obręcz na złączeniu jest przesunięta. Tutaj Roch bardzo próbował znaleźć coś co będzie świadczyło o kiepskiej jakości, ale szczerze nie ma się do czego przyczepić. Każde połączenie jest szlifowane, nawet dziury na nyple widać, że są wygładzone.

    Piasty przystosowane są do sztywnych osi 12 mm i kręcą się bardzo gładko. Tylna piasta jest wręcz bezgłośna. Bębenka prawie w ogóle nie słychać, co dla Rocha jest pewnym \”kłopotem\” bo akurat lubi jak koło brzęczy, ale obiektywnie patrząc nie ma powodu do narzekania. Jest cicho, koła kręcą się bardzo dobrze, wręcz aksamitnie. Chyba nie trzeba wspominać, że są fabrycznie wycentrowane.

    Co do jakości to nie ma obaw. Solidna robota, kawał dobrego koła. Jako, że są one w rozmiarze 700 to na pewno wpadną do gravela. Warto wspomnieć, że koła przystosowane są do tarcz w systemie Center Lock, czyli nie mamy śrub, a nakrętkę i wielowypust na kołnierzu piasty.

    Dane techniczne

    Od strony technicznej koła prezentują się następująco:

    • Przeznaczenie: Szosa/Gravel,
    • Materiał obręczy: Aluminium,
    • Mocowanie tarczy: Centerlock,
    • Rozmiar kół (ETRTO): 622-19 mm,
    • Przystosowane do opon: 28-35 mm,
    • Rodzaj osi przedniego koła: 12×100 mm,
    • Rodzaj osi tylnego koła: 12×142,
    • Maksymalne obciążenie: 120 kg,
    • Kompatybilne z systemami Shimano i SRAM 8, 9, 10 i 11 rzędów,
    • Piasty: Wykonane z kutego aluminium 7075-T6, obrabiane CNC,
    • Łożyska piasty mogą być regulowane z założonym kole,
    • Szprychy: Stal nierdzewna 16 + 8/16 + 8 (Sapim),
    • Nypel: Mosiądz,
    • Waga przedniego koła: 890 g,
    • Waga tylnego koła: 1050 g.

    Cechy szczególne

    • Doskonałe do gravelu,
    • Solidna konstrukcja z aluminium,
    • Piasty wykonane z kutego aluminium i obrabiane metodą CNC,
    • Precyzyjnie wykonane we Włoszech.

    Warto wspomnieć o zaplocie kół. Od strony tarczy są to dwa krzyże, czyli szprychy \”przecinają\” się w dwóch miejscach, co jest konieczne z uwagi na to, że podczas hamowania koło musi wytrzymać siły działające na tarczę.

    Natomiast po przeciwnej stronie mamy zaplot na \”słoneczko\”, czyli szprycha idzie prosto od otworu w piaście do obręczy nie krzyżując się z innymi szprychami. Jak promienie słońca. Taki zaplot ma na celu zredukowanie wagi przez zastosowanie krótszych szprych.

    Wrażenia z użytkowania

    I tutaj stawiamy przecinek. Nie można bowiem opisać swoich wrażeń z używania czegoś, czego nie używało się dostatecznie długo. Póki co, Roch miał okazję jedynie wyjąć koła z kartonu, zaliczyć stan \”WOW\”, wyobrazić je sobie na gravelu, ale na tym koniec. Owszem, są doskonale spasowane, precyzyjnie pracują, ale jak ogarną szuter? Jak poradzą sobie z krawężnikami? Te pytania pozostają bez odpowiedzi i dopóki Roch nie wjedzie na szuter i nie przywali w jakiś krawężnik to nie będzie mógł – z czystym sumieniem – powiedzieć, czy warto zainwestować około 1300 zł (po przecenie to ok. 800 zł) w zestaw kół XLC.

    Jednak na te i inne pytania Roch odpowie dopiero jak na nich pojeździ. Tymczasem na pewno będą wpisy o dopieszczaniu tych kół, bo trzeba założyć im tarcze, opaskę, dętkę i oponę.

    Podsumowanie

    Podsumowanie tej empirycznej części jest proste: zestaw kół XLC WS-D01 jest wykonany z oszałamiającą dbałością o detale, nie mamy tu żadnego niedociągnięcia. Łączenie jest niewidoczne, otwory na nyple są idealnie szlifowane. Piasty pracują aksamitnie, bębenek jest cichy. Całość daje nam poczucie, że mamy do czynienia z produktem wysokiej jakości, który będzie pracował bezawaryjnie przez lata.

    Szczerze to Roch nie może się doczekać, aż założy je do gravela. Początkowo miał je zamiar uszczelniać i przerabiać na bezdętkowe, ale po rozpakowaniu ich od razu doszedł do wniosku, że będą \”dętkowe\”. Nie pozostaje nic innego jak uzbroić je w tarcze, dętkę i oponę i sprawdzić co te cacka potrafią, a sądząc po ich budowie to jeszcze nie raz wywołają efekt \”WOW\” u Rocha.

    I na tym zakończymy tę część recenzji. Pierwsza część miała przybliżyć Wam to czym te koła są — a są efektem doświadczenia w budowie kół i precyzji wykonania. Druga część, która pojawi się w marcu, odpowie Wam na pytanie, ile te koła są w stanie znieść.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.

  • Podsumowanie rowerowego weekendu

    No i tak, mamy weekend za sobą, nawet udało się ominąć poniedziałek, a więc czas najwyższy żeby pochwalić się ostatnim weekendem stycznia, który był rowerowy do granic możliwości. Oczywiście nie było epickich wypadów w nieznane, ale jazda \”wokół komina\” też powinna się zaliczać do kategorii epickich szczególnie, że temperatura oscylowała w okolicach -4℃. No i leżał śnieg; dużo śniegu. Do tego stopnia, że Roch kilka razy się wywalił, a i prawie co nie zaliczył OTB (over the bar), ale to zima – musi być zimno i ślisko, a śnieg też ma swoje uroki.

    W sobotę i niedzielę wpadło po 10 kilometrów, więc nie ma źle. Do tego jeszcze kulig rowerowy z dziećmi, bo lepiej je ciągnąć na rowerze niż za samochodem. Bardziej ekologicznie, a i zabawy jest więcej. Oczywiście w ruch poszedł, trochę zaniedbany ostatnio, Cube, bo na gravela Roch bał się wsiąść. Cienkie opony, prawie gołe nie wróżyły nic dobrego. Za to MTB w takich sytuacjach idzie przez śnieg jak dzik. No i zabawy jest też sporo. Tak więc linka do sztycy, a na obu końcach bombelki przypięte do jabłuszek (dupolotów). Sanek nie mają, bo Roch założył, że w tym roku też zimy nie będzie, a potem sklepy zamknęli, a teraz już po ptokach bo zima raczej bliżej końca jest, ale jabłuszka im nie przeszkadzają. Ważne, że się ślizga.


    Poza tym oczywiście wypady z Żonką, no bo z nikim tak dobrze się nie jeździ jak z nią (i wcale tego Roch nie pisze ze względu na to, że będzie to czytała). Ogólnie styczeń zakończył się z przytupem, a i zapowiada się ciekawy rok. Nie zdradzając szczegółów to Roch wygospodarował jedno pomieszczenie w piwnicy, na które ma błogosławieństwo żeby zaadoptować \”pod siebie\”, więc tam powstanie mini serwis (już nie garażowy) i miejsce z trenażerem na zimowe pedałowanie. Najwspanialszy (serio, bez przekąsu, ale z delikatnym zabarwieniem wazeliny) Teść na świecie zaoferował się, że pomoże Rochowi zrobić wylewkę. Więcej pojawi się pewnie jak Roch zacznie tam grzebać.

    Poza tym powstaje mglisty plan zorganizowania letniego wypadu na południe Polski z rowerami, ale o tym i o piwnicy pewnie Roch będzie pisał. Na razie ogląda filmy na YT jak się kładzie wylewkę. Tak więc ten rowerowy styczeń zasiał chyba ziarno planów na ten rok.

    Dzieciory na razie nie ogarniają zimowego roweru. Młoda próbowała, ale przegrywała z fizyką, a Młody nie lubi czuć się skrępowany kurtką na rowerze, więc ich rowery czekają na serwis, ale i z tego będzie relacja. No i na koniec, ale nie ostatni, gravel. W nim też Roch planuje jedno – kosmetyczne – usprawnienie. Poza tą piwnicą, mglistym wypadem i serwisem notki na blogasku też będą pojawiały się częściej.

    I na koniec mem, bo ta kurtka XLC no jest genialna. Serio.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • O taką zimę tośmy walczyli

    Roch nie jest jakimś wielkim fanem zimy, wręcz jest jej hejterem, bo to tylko kłopot. O ile odśnieżanie auta w tym roku Rochowi odpadło, ale zostało wiele niedogodności związanych ze śniegiem. Tony ubrań, zimno, czapki, a nawet rękawiczki. No zima to nie jest ulubiona pora roku dla Rocha. Lepsze jest lato, bo dzień długi i można jeździć. Jednak 2021 rok jest kolejnym rokiem przełomów.

    Tegoroczna zima zapowiadała się podobnie jak poprzednia, bez śniegu z lekkim mrozem, a może nawet ciut na plusie. Jednak ostatecznie sypło i sypie dalej. Dawno już Roch nie czuł -15℃ po wyjściu z domu, a jest to całkiem fajne uczucie jak powietrze mrozi nos, a pod kołami skrzypi śnieg. Tak, pod kołami bowiem w tym roku roku – poza chomikiem – Roch odnalazł swój dawno zaginiony zapał do jazdy w zimnie i kilka razy poszedł na rower. Cube sprawdził się doskonale, na gravelu trochę się bał bo tam oponki cienkie i takie jakieś gładsze.

    Dzieciory też próbowały, ale ciężko im było kierować i ograniczyły się do Zwiftowania. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że statystyki na Zwift mają imponujące. Młoda jeździ po 20 kilometrów, czasem trzeba jej czujnik odłączyć bo Roch ma wrażenie, że zajeździłaby się na amen; Młody tak samo, goni innych kolarzy jak szalony choć on ma najłatwiej bo 20 calowe koło nie łapie się na rolkę z oporem, więc pedałuje w powietrzu, ale zabawa przednia, no i ruch. Choć po odblokowaniu szkół jest już lepiej z aktywnością, ale nie zaczynajmy politykowania.

    Wracając do zimy. Roch tapla się w śniegu, buduje bazy i nawet bałwana ulepił. Tegoroczna zima jest więc bardziej aktywna i bardziej rowerowa, choć nie tak bardzo jak miniony styczeń, ale wtedy pogoda była taka, że aż chciało się tłuc kilometry. Teraz skromnie, ale też kilka wpadło do statystyk. No więc wracając do tej zimy to udało się nawet zrobić rowerowy kulig. Jabłuszko, zwane też dupolotem, kawałek linki i rower. Jeden koniec do jabłuszka, a drugi do roweru i przepis na frajdę gotowy.

    Tyle wystarczyło żeby Młoda piszczała z radości, a Roch poczuł co to znaczy ciągnąć bombelka o wadze 37 kg. Sporo rzeczy dzieje się tej zimy i to jest dobre i trzeba to pielęgnować. Oczywiście chomik dalej rozstawiony i Roch też pedałuje w miejscu, ale myślami wybiega w nadchodzący weekend, bo może uda się coś pojeździć. Dziś pewnie będzie wypad do paczkomatu, oczywiście rowerem po śniegu. Dobrze się ten rok zaczął, trzeba teraz wytrwać w tym przez jakiś miesiąc żeby postanowienie stało się nawykiem, ale to już zależy tylko od Rocha.

    Na zakończenie bombelek na lince.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Kurtka rowerowa XLC JE-S26

    W Nowy Rok należy wejść ubranym cały na biało albo w ogóle. Roch postanowił zacząć ten rok właśnie cały na biało. Startuje bowiem drugi rok współpracy z internetowym sklepem rowerowym – rowertour.com i wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie tak samo udany jak poprzedni. Co ciekawe pierwsza notka pojawiła się dokładnie 17 stycznia 2020, czyli bez dwóch dni, mamy rocznicę i trzeba to uczcić z przytupem, czyli kolejną notką z recenzją. I jak zawsze będzie to coś wyjątkowego, a żeby było ciekawiej to pogoda w sam raz dopisała, bo było zimno i śnieżnie.

    I tak, pierwszą recenzją w tym nowym roku, jest termiczna kurtka rowerowa XLC JE-S26.

    Jakość wykonania

    Po rozpakowaniu kurtki pierwsze wrażenie jest mega pozytywne. Szczególnie wewnętrzna strona kurtki sprawia wrażenie koca, pod którym można się zaszyć i przeczekać do wiosny. Zewnętrzna strona przygotowana jest na cięższe warunki, deszcz, zimny wiatr czy śnieg, ale to środek kurtki zachęca do założenia krótkiego rękawka. Całość robi solidne wrażenie. Do tego świetne dopasowanie, nawet przy rozmiarze XXL nie powoduje, że czujemy się jak w namiocie. Poza tym w obcisłym, nie ważne jak bardzo, zawsze dobrze się wygląda.

    Oczywiście nie mogło zabraknąć elementów odblaskowych; tutaj główną rolę odgrywa logo XLC, które odbija światło zapewniając nam widoczność po zmroku, co w przypadku zimowych warunków jest kluczowe. Szwy, suwaki, dopasowanie – to wszystko sprawia wrażenie, że kurtka jest uszyta na miarę. Oczywiście nie mogło zabraknąć kieszonek na plecach. W sumie mamy ich 4 sztuki w tym jedna zapinana jest na suwak, a pozostałe trzy są “tradycyjne”, czyli ładowane od góry.

    Spokojnie mieszczą zimowe rękawiczki, klucze do domu, czy nawet zapięcie rowerowe, a kieszonka na zamek spokojnie pomieści telefon komórkowy, choć tutaj trzeba wspomnieć, że 6,5 cala wchodzi na styk. Z większym modelem może być problem żeby zasunąć zamek. Oczywiście można włożyć telefon do jednej z pozostałych trzech kieszonek, które nie są zapinane na zamek.

    Z przodu oczywiście zamek na całej długości, tył jest przedłużany co zapewnia, że kurtka nie będzie się nam podwijała, rękawy proste bez rzepów i innych gadżetów, które utrudniałby zakładanie rękawiczek. Całość jest doskonale dopasowana, nic nie odstaje ani nie krępuje ruchów.

    Dane techniczne

    • Materiał:
      • góra: 85% poliester, 15% poliuretan,
      • podszewka 87% poliester, 13% elastan,
    • Ocieplana, wygodna bluza,
    • Wiatro i wodoodporna,
    • Doskonała na chłodne dni,
    • Oddychająca, membrana doskonale odprowadza nadmiar ciepła,
    • Elastyczny materiał,
    • 3 tylne kieszenie,
    • Boczna kieszonka zapinana na suwak,
    • Elementy odblaskowe,
    • Dostępne rozmiary: XS, S, M, L, XL, XXL,
    • Waga 400 g.

    Wrażenia z użytkowania

    Jako, że wraz z nowym rowerem szybko skończyły się ciepłe dni Roch zmuszony był kupić sobie jakąś ciepłą kurtkę. Jeżdżenie w kamizelce i koszulce skończyło się dla niego katarem i kichaniem, co w obecnej sytuacji było stresujące dla wszystkich dookoła. Koniec końców Roch wybrał Decathlon, bo był blisko i można było szybko kupić kurtkę tak żeby nie marznąć i nie czekać na przesyłkę. Dlatego Roch ma porównanie jak jeździ się w kurtce od XLC, a jak w kurtce z Decathlonu.

    Na korzyść XLC przemawia na pewno przyjemniejsze wykończenie i podszewka, która jest zwyczajnie miła i przyjemna, w dotyku przypomina koc, który aż zachęca żeby pod kurtkę założyć tylko krótki rękaw, ale trzeba mieć na uwadze, że kurtka jest zimowa, więc powinniśmy się ubrać ciut cieplej, ale tylko ciut. I tak na przykład Roch jeździł przy lekko dodatniej temperaturze w okolicach +5℃, potem poszedł pojeździć kiedy słupek rtęci zszedł na poziom 0℃, aż w końcu ostatni wypad był z bombelkiem przy ujemnej temperaturze.

    Wnioski są proste, kurtka jest bardzo ciepła. Pod spodem Roch miał podkoszulkę, koszulkę z długim rękawem i na to kurtka. Za każdym razem było ciepło. Szczerze to Roch nie miał okazji sprawdzić, przy jakiej temperaturze założyłby dodatkową warstwę, ale na pewno kurtka zda egzamin przy mroźnej pogodzie. Na cieplejsze dni można zrzucić jedną warstwę, ale też nie ma co liczyć na to, że przy +10℃ będzie nam komfortowo. Mimo membrany i oddychalności po prostu będzie gorąco.

    Poza walorami termicznymi warto wspomnieć o jej możliwościach transportowych. Trzy kieszenie na plecach spokojnie wystarczają do transportu kluczy, zapięcia, czy jedzenia. Dodatkowa kieszonka zapinana na suwak spokojnie zmieści telefon, choć 6.5 cala wydaje się być górnym zakresem, który kieszonka jest w stanie przyjąć. Oczywiście nie zabrakło odblaskowych wstawek, które zwiększają nasze bezpieczeństwo.

    Podsumowanie

    Co tu dużo pisać; zima to specyficzna pora roku, ale jak mawiają nie ma złej pogody do jazdy na rowerze, jest tylko źle dobrane ubranie. Kurtka rowerowa XLC JE-S26 gwarantuje, że nie zmarzniemy nawet podczas długich wypadów przy ujemnej temperaturze. Nie jest jej groźny wiatr ani deszcz, czy śnieg. 

    Ciepło mamy zagwarantowane dzięki membranie, która dba o równowagę termiczną, a nadmiar ciepła skutecznie odprowadza na zewnątrz. No i w końcu zima przestała być straszna, a jazda na rowerze nabrała nowego wymiaru. Za około 400 zł możemy mieć kawał solidnej kurtki, która zagwarantuje nam ciepło nawet na dłuższych wypadach. Do jej mocnych stron należą na pewno jakość wykonania, odprowadzanie ciepła i miła w dotyku podszewka, która naprawdę jest jak koc. Tylko ciepłego kakao brakuje.

    Artykuł powstał przy współpracy z rowertour.com – sklep rowerowy online i XLC parts.