Autor: Roch Brada

  • Rochu przywieź trochę burzy.

    Po wczorajszych burzach Roch myślał, że ten okres ma już za sobą. Jednak dziś od rana było \”duszno i porno\” co wróżyło powtórkę z historii. Tuż po obiedzie Roch zaryzykował i wyszedł na rower. Razem z Rochem pojechał mp3grajek załadowany nową porcją zacnych albumów.

    Początkowo Roch chciał oddalić się trochę od domu, ale wrodzona ostrożność jakoś blokowała jego nogi. Później okazało się, że dobrze. W związku z blokadą nóg jedynym miejscem gdzie Roch mógł jechać były Repty. W słuchawkach mocne uderzenie w wykonaniu Billy Tallent (fakt, zespół ma Tallent) zagłuszyło zbliżające się grzmoty.

    W końcu Roch spojrzał w niebo i sztyca pod nim się ugięła. Granatowe, wręcz czarne, nie wróżyło nic dobrego. Roch dał głośniej i pognał w kierunku domu. Pedałował ile sił w nogach, a burza coraz bliżej, grzmoty były coraz głośniejsze.

    W końcu dotarł do domu. Wszedł do klatki i w tym momencie zaczęło lać, wiać i grzmieć. Szczęśliwy, bo suchy, Roch relaksuje się w domu przy komputerku odpiętym od Internetu tak żeby zły piorun nie spustoszył zasobów komputerowych Rocha. Wetknie jedynie kabelek na czas wysyłania posta.

    Tak więc Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: W najbliższym czasie relacja z dwudniowej burzy. Na Tubie oczywiście.

  • Kamieniec

    Na wstępie Roch pragnie przeprosić za wczorajszy brak notki, ale serwer Opery coś nie chciał pracować i Roch nie był w stanie nic na to poradzić. Dziś także są problemy ponieważ nad Rochem szaleje burza i nie wiadomo kiedy Internet się zgubi.

    Tak więc dzisiaj Roch pojechał z Nosiem do Kamieńca, nad jeziorko odpocząć i zrelaksować się. Na miejscu spożyte zostało piwko i dokonany lans. Gorąc lał się z nieba, duszno i parno. Było wiadomo, że to nie wróży nic dobrego.

    No i nadeszła burza – wieje, grzmi i błyska się. Jak dobrze pójdzie to jutro będzie można zobaczyć wideorelację z szalejącej nad Rochem burzy.

    Wybaczcie, Czcigodni, krótką notkę, ale błyska się i pora odłączyć się od sieci.

    Pozdrowienia.

  • Zwyczajny dzień, nic szczególnego

    Dzień jakich w życiu Rocha mnóstwo. Od rana dłubał przy pracy i w końcu Promotorowi spodobała się pierwsza część pracy dzięki czemu (w końcu) może zabrać się za część drugą. Roch dalsze opisy pominie zostawiając lekkie niedomówienie żeby potem wyszczelić niczym Filip z (w?) konopi.

    Popołudniu Roch wybrał się na rower. Dziś nic mu nie podpowiadało żeby zabrać aparat, ale przezornie Roch zabrał aparat. Oczywiście akumulatorków wystarczyło na jedno zdjęcie, na szczęście udało się uchwycić ciekawy widoczek. Później akumulatorki zdechły i dalszą drogę aparat przejechał w kiszeni.

    Roch pojechał na Repty pośmigać sobie troszkę po górkach, zmęczyć się, a tym samym dobrze się bawić. Pojawił się pomysł wypicia małego browarka, ale samemu to chyba nie wypada. Tak więc Roch zadowolił się kondycją z buteleczki udającej bidon.

    Z Rept pojechał na Dolomity, ale zboczył z drogi. Zbliżała się godzina 1700, a więc była pora na zbożową kawkę (tylko taką Roch może pić żeby nie być sennym). Takie Rochowe five o`clock (lub fajfoklok). Po wypiciu ruszył dalej.

    Na Pniowcu swoich sił, w pojedynku z Rochem, próbował młody kolarz, ale Roch nie dał się i postanowił utrzeć nosa \”młodziakowi\”. Na przypieczętowanie zwycięstwa Roch włączył turbo, które dziś było wyjątkowo odczuwalne w związku z nieustanną konsumpcją rzodkiewek. Przegrany kolarz zwolnił jeszcze bardziej.

    Roch skierował się do domu. Towarzyszył mu napęd turbo.

    Turbo Roch pozdrawia Czytelników.

  • Stare, czy nowe?

    Coś w głębi Rocha podpowiadało mu \”weź aparat, weź aparat\” no i Roch zabrał z sobą aparat. Pojechał, rowerem oczywiście, na Repty i tam pstrykał zdjęcia różnym owadom, drzewom i innym mniej lub bardziej martwym rzeczom.

    W drodze powrotnej przetarł oczy ze zdumienia! Otóż pod leśniczówką stała jego miłość i nie była to żadna rowerzystka. Było to BMW serii 6.

    Roch czuł jak mu ślina kapie z ust, a drżące ręce szukają aparatu żeby uwiecznić to cudo. Piękna linia, cudowne osiągi (silnik V10). Są tylko dwa zgrzyty. Pierwszy to taki, że to wersja Cabrio, a nie Coupe, a drugi zgrzyt to pojemność.

    Dokładne oznaczenie modelu to BMW 650i, co dla Rocha jest profanacją! Właściciel powinien kupić wersję M6 w kolorze Brąz Sepang.

    ****
    Po powrocie do domu Roch myślał, że to koniec atrakcji. Jednak zadzwonił Koyocik i zaproponował wspólny wypad. Roch ubrał się i pojechał w umówione miejsce. W drodze na Chechło Koyocik sprawił Rochowi niespodziewajkę.

    Niespodzianką był piękny Chevrolet Impala. Roch dostał motoryzacyjnego orgazmu na widok tego cacka. Pojemność z pewnością grubo ponad pięć litrów, początek lat 70-tych.

    Piękny wózek, na który co prawda nie wyrwie się laski, jak na BMW, ale Chevy, cytując Koyocika, ma duszę. I o to chodzi. Oczywiście obowiązkowe zdjęcie na tle Impali bo taka okazja może już się nie trafić.

    Po tych doznaniach Koyocik z Rochem pojechali do Świerklańca gdzie odpoczęli przy zimnym piwku i wrócili do domu. Żadnych pośladków, prócz Honey, nie stwierdzono, ale to nie ważne. Nie dziś.

    Roch pozdrawia Koyocika i Czytelników.

  • Jak nie deszcz to bułeczki z jagodami

    Zawsze coś Rochowi stanie na przeszkodzie swobodnego pedałowania. Wczoraj był to deszcz, a dziś inny \”kataklizm\” szczególnie, że tan dzisiejszy z pewnością wywoła u Rocha drastyczny wzrost wagi. Otóż od rana mama Rocha pichciła coś w kuchni. Wiadome było, że to coś będzie zawierało jagody ponieważ dzień wcześniej nieoceniona mama zbierała ten granatowy przysmak w lesie.

    Aromaty dochodzące z kuchni uniemożliwiały Rochowi jakiekolwiek myślenie dlatego uciekł na rower. Pojeździł godzinkę i wrócił do domu. Już na klatce schodowej Roch czuł, że w domu czeka coś apetycznego i, niestety, kalorycznego.

    Roch szybko oparł rower i poszedł zmyć z siebie resztki leśnego błota. Później wizyta w kuchni i szok spowodowany ilością jagodowych bułeczek, które zostały wypieczone w piekarniku, w którym Roch kiedyś suszył buty.

    Jak zawsze Roch planował iść wieczorem na rower, ale nie mógł oderwać się od tych bułeczek. I tak plan rowerowania wziął w łeb. Niech pączki z Pniowca się kryją przy takich bułeczkach, o takich:

    Z wiadomych powodów dzisiejsza notka również jest krótka. Bułeczki czekają.

    Do jutra Czcigodni.

  • Deszcz go nie pokonał

    Od rana niebo zachodziło chmurami, a wiatr złowieszczył deszcz. Jednak Roch nie poddawał się i wciąż wyglądał za okno sprawdzając, czy już pada. W końcu ubrał się i zszedł z rowerem na dół. Na dole okazało się, że deszcz zaczął padać. Jednak Rochowi nie chciało się wracać do domu.

    Ruszył więc w deszczu na Pniowiec i z powrotem. Na szczęście w połowie drogi deszcz przestał padać, a słońce zaczęło nieśmiało wyglądać zza chmur. Dzięki temu Roch szybko wysechł i mógł dalej pedałować. W drodze powrotnej ponownie rozpadało się, ale Roch był już pod domem to było mu jedno, czy wróci mokry, czy suchy.

    Po wypiciu kawki Roch postanowił ruszyć na wieczorny wypadzik rowerowy. Udał się na Dolomity i stamtąd na Repty. Jako, że rozpogodziło się Roch mógł bez przeszkód jeździć po krzakach i taplać się w błocie. W między czasie pstryknął także kilka zdjęć.

    Teraz Roch zastanawia się, które upublicznić na 365 project, a które zostawić w swojej przepastnej skarbnicy zdjęć wszelakich.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Turystyka

    Rocha nie interesują już żadne nowe przejazdy kolejowe, ani nic co w telewizji jest reklamowane. Aby uciec od tego wszystkiego pojechał w las, a dokładnie w las pomiędzy Tarnowskimi Górami, a Pniowcem by tam, w spokoju, rozkoszować się jazdą na rowerze i nowym albumem Tiesto – In Search Of Sunrise 7.

    Niestety – zapomniał, że dziś jest niedziela to las, jak i wszystkie inne tereny zielone, będzie oblegany przez niedzielnych rowerzystów. I tak też było, gdzie by nie skręcił to zawsze natykał się na rowerzystów (tak, celowo został użyty rodzaj męski).

    Z tego wszystkiego Roch kupił sobie Heinekena i w samotności spożył ten zacny trunek na powalonym drzewie. Między jednym łykiem, a drugim Roch starał się zrobić jakieś sensowne zdjęcie, które nadawałoby się do albumu 365, ale ten wyczyn udał się dopiero na Reptach.

    Tam też tłumy oblegał ścieżki i alejki dlatego Roch wrócił do domu. Tam nie ma tłumów.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Telewizja kłamie!

    Roch, usłyszawszy wczoraj w telewizji, że w Nakle Śląskim został wyremontowany przejazd kolejowy i teraz można sobie porozmawiać z żywym nastawniczym (osobą, która ustawia drogę przebiegu składu pociągowego) oddalonym o 400 metrów od rzeczonego przejazdu postanowił, że podjedzie i pogada sobie z nim.

    Jedyny znany Rochowi przejazd kolejowy w Nakle Śląskim znajduje się tuż z ARiMR i tam skierował się Roch. Podniecony zbliżającą się rozmową z nastawniczym Roch nie zwracał uwagi na wiatr, na wodę pryskającą spod kół, na TIRy. Gnał przed siebie niesiony wiatrem, który próbował go powstrzymać przed upragnioną rozmową.

    W końcu Roch skręcił z głównej drogi i już odliczał metry do przejazdu, już był u celu, podnosił ręce w geście zwycięstwa niczym Lance Amstrong na mecie Tour de France. Już układał sobie przemówienie, brzmiało ono mniej więcej tak:

    Dzień dobry szanowny panie nastawniczy, czy mógłby pan otworzyć mi te nowe rogatki i umożliwić mi przejazd przez ten nowy i jakże bezpieczny przejazd?

    Powtórzył to kilka razy żeby zapamiętać. Na horyzoncie pojawił się przejazd i znajoma tabliczka. Na miejscu Roch podszedł do tabliczki, cały zalany potem i drżącym głosem przeczytał:

    \”PROSZĘ DZWONIĆ\”
    Nosz kur*a, telewizja kłamie – Mruknął Roch i pojechał.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Prośby Rocha wysłuchane

    Roch to musi mieć jakieś chody u zarządzającego pogodom. Wczorajsze prośby o klimatyzację zostały wysłuchane i od rana termometr wskazywał 10°C. W ciągu dnia temperatura nieśmiało osiągnęła 15°C co dla Rocha było optymalną wielkością.

    Ubrawszy się zszedł na dół i pojechał polować na to jedyne zdjęcie, które zostanie opublikowane na stronie 365 project. Długo nie mógł się zdecydować co tak naprawdę chce uwiecznić. W końcu zatrzymał się i zaczął szukać jakiegoś widoczku.

    W końcu na Rochowym kole usiadła pszczoła i zaczęła pozować do zdjęcia. Roch bez chwili wahania chwycił aparat, zrobił makro i strzelił. I jeden obowiązek został spełniony. Pozostało jeszcze zrobienie 50-u kilometrów.

    Wiatr przeszkadzał, ale Roch nie poddawał się. Pedałował przed siebie, aż licznik wskazał 50 kilometrów. Tak w tajemnicy Roch napisze, że dokładnie wyszło 47km, ale o tym cicho-sza.

    Schłodzony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nieoczekiwane spotkanie

    Żar lał się z nieba, asfalt płynął, termometr szalał. Takie warunki zastały Rocha w drodze na Świerklaniec. Trochę chłodzenia fundowały mu jadące TIRy, ale to nie pomagało. Roch rozpływał się, czuł jak promienie słoneczne wypalają mu skórę.

    Jednak nie poddawał się i pedałował dalej starając się wyprzedzić promienie słoneczne w myśl zasady im szybciej jedziesz tym jest chłodniej. Faktycznie przy wyższych prędkościach robiło się przyjemnie chłodno, ale ileż można jechać z prędkością 30 – 40 km/h.

    Na Świerklańcu Roch zażył kondycji, ale z umiarem gdyż wiedział, że przed nim daleka droga. Ze Świerklańca pojechał do Wymysłowa i tam zawrócił. Gorąc niesamowity bił z nieba i Roch chciał jak najszybciej schować się w jakimś cieniu.

    Do domu wrócił lasem przez Nowe Chechło. Mnóstwo cienia, miły chłodek tylko te muszki, które atakowały Rocha. Będąc już pod domem zadzwonił telefon.

    Się ma Koyocie – Powiedział Roch.
    Się ma, gdzie jesteś i co robisz? – Zapytał.
    Pod domem i nic nie robię – Odpowiedział Roch.
    To co – piwko na Chechle? – Zaproponował Koyocik.
    A i owszem – Odpowiedział Roch.

    Szybko jeszcze podjechał do domu gdzie uzupełnił kondycję i skierował się na Chechło. Na miejscu Roch z Koyocikiem napili się piwka, które przyjemnie schłodziło Rocha od środka i ruszyli w kierunku domu.

    I w tym miejscu apel Rocha i Koyocika: Reedzie! Michale! Nie idźcie tą drogą! Wsiadajcie na rowery i ruszajcie na pączki! Koyocik z Rochem już tam jadą! A dokładnie to w przyszłym tygodniu zostało umówione spotkanie pączkowe i liczą na Was! Przyłączcie się!

    Szczegóły w przyszłym tygodniu.

    I tym miłym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę.

    Nieustannie pozdrawia Czytelników.

  • Królestwo za klimatyzację!

    Niby rower to takie urządzenie, które zapewnia chłodzenie niezależnie od temperatury zewnętrznej. Nic bardziej mylnego. Termometr wskazywał 40°C w słońcu, a więc temperatura oscylowała w okolicach 30°C co dla Rocha i tak jest o wiele za dużo.

    Roch pomyślał, że podczas pedałowania wiaterek będzie go chłodził, a postojów nie przewidywał. Wyruszył w drogę i faktycznie początkowo było miło, sucho i przyjemnie. Po dłuższej jeździe Roch poczuł, że miłe doznania przechodzą do historii.

    Im wolniej jechał tym było bardziej gorąco, a szybciej się nie dało bo nogi zaczynały ograniczać prędkość Rocha. Kondycja w buteleczce również się kończyła co było znakiem, że należy zajechać do domu celem uzupełnienia kondycji w buteleczce.

    W domu Roch wypił kawkę i poczytał sobie to, co \”eksperci\” piszą na tematy około komputerowe. Po lekturze wyruszył na drugi etap pedałowania. Pojechał na Pniowiec i z powrotem. Słońce przestało grzać i można było złożyć kask. Z kaskiem jednak lans większy.

    Po zrobieniu 65km Roch wrócił do domu.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Nowy miesiąc – nowe cele

    No i stało się. Czerwiec skończył się, a z nim skończyły się wolne rubryki w Rochowych statystykach. Pora więc na krótkie podsumowanie minionego już miesiąca. Na tle poprzednich miesięcy czerwiec wypadł doskonale, najwięcej kilometrów, same pięćdziesiątki, dwie setki no i dwa ważne spotkania. Z Koyocikiem na Jurze i to ostatnie, całą trójką.

    Czerwiec w liczbach prezentuje się następująco: 1378 kilometrów w ciągu 67 godzin 2 sekund ze średnią 20,58km/h. Bardziej szczegółowe informacje jak zawsze w pliku pdf (można zauważyć pewne imię nawet):

    czerwiec_2008.pdf

    ****
    Pierwszego dnia lipca Roch pojechał na Pniowiec, ale nie zahaczył o pączkownie ponieważ samotna konsumpcja nie należy do najprzyjemniejszych, a nie było nikogo \”pod ręką\” kto mógłby konsumować te cuda polane czekoladą.

    Tak więc Roch wrócił do domu, gdzie wchłonął tabliczkę czekolady i ponownie wyszedł na rower. Pojechał na Repty i tam pozostał. Wyszedł taki niezobowiązujący 50-o kilometrowy wypad, niestety nie zakończony w pączkowni.

    Nie można mieć wszystkiego.

    Niemniej jednak Roch nieustannie pozdrawia Czytelników.

    P.S: Licznik wskazuje 5109 km.