Autor: Roch Brada

  • Totalny leniwiec

    Po wczorajszych harcach Roch miał ochotę na chwilkę zapomnienia. Dlatego podjął męską decyzję, że dziś nie idzie na rower. I tak z rana pojechał umyć samochód, później go zatankować. Po tych czynnościach zjadł obiad i poszedł spać. Gdy Roch wstał zszedł na dół i pojechał, rowerem, do Pani z Plusa żeby zapłacić rachunek.

    Tam, znany już ze swojego \”dzień dobry, można z rowerem?\”, został poddany próbie. Pani z Plusa zażartowała sobie i powiedziała, że nie można. Roch nie pozostał dłużny i powiedział, że idzie do konkurencji. Oczywiście konkurencja nie posiada takiej Pani z Plusa więc Roch pozostał wierny salonowi, w którym paruje tak urocza Pani z Plusa.

    Po opłaceniu rachunku Roch dokonał lansu po mieście i wrócił do domu. Wyszedł na balkon i relaksował się z laptopem na kolanach. I tak minęło mu popołudnie i wieczór. Rower w tym dniu był minimalnie używany, ale po wczorajszej przygodzie i jemu, rowerowi znaczy, należy się odpoczynek.

    Jutro nowy miesiąc i nowe statystyki. Będzie się działo.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Zły ten administrator

    Wczorajszej notki jak można zauważyć nie ma, a to dlatego, że zabrakło Rochowi Internetu. Jak na złość ktoś przykręcił kurek z płynącym internetem i Roch nie mógł opisać swoich przygód, a jest to co opisywać.

    Wszystko zaczęło się rano, gdy Roch spotkał się z Koyocikiem i Reedem. Planowali wspólnie pojechać na lotnisko w Pyrzowicach, aby całkiem spontanicznie zrobić zdjęcie startującemu / lądującemu samolotowi. Jak na złość żaden się nie pojawił. Pozostało jechać na Świerklaniec i tam dokonać lansu.

    Rochu, gdzie masz te rowerzystki? – Pytali na zmianę Koyocik i Reed.
    Kurna nie ma.. Pewnie czytały mój blog – Smęcił Roch.
    Ty.. no ale robisz nam smaka, a tu teraz nic.. – Powiedział Koyocik.
    No właśnie.. najpierw opisujesz te lśniące pośladki, a potem ich nie ma – Wtórował mu Reed.
    Spokojnie będą – Mówił Roch choć sam sobie nie wierzył.

    W końcu Roch z Koyocikiem i Reedem pojechali zobaczyć bunkier nieopodal Świerklańca. Chłopaki chyba zapomnieli o pośladkach co Rocha bardzo cieszyło, ale z drugiej strony miał wyrzuty sumienia, że nie było nikogo z pośladkami.

    Po powrocie na Świerklaniec trochę się zmieniło. Zaczęły się pokazywać panie w kusych spodenkach co, po części uratowało Rocha. Uśmiechy od razu pojawiły się na twarzach, a i było o czym dyskutować.

    Kilometrów wyszło 60, co należy uznać z dobry wynik, ale nie były to wyścigi tylko spotkanie z przyjaciółmi. O proszę:

    Roch pozdrawia Koyocika i Reeda, a także pozostałych Czytelników.

  • Nowy gadżet

    Ciężko nazbierane przez Rocha zaskórniaki zostały dziś wydane w sposób optymalny. Z wielką pomocą rodziców Roch stał się szczęśliwym posiadaczem palmtopa, dzięki któremu może nawigować po mieście i nie tylko.

    Zakupiony palmtop nazywa się MIO P560 i jest na pełnym wypasie. Bluetooth i Wi Fi gwarantują łączność wszędzie tam gdzie Roch zechce, a Windows Mobile 6 dopełnia szczęścia. Dodatkowo odbiornik GPS umożliwia przerobienie palmtopa na nawigację co też Roch uczynił.

    Jutro odbędzie się jazda testowa, ale już Roch wie, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

    ****
    Jednak te wszystkie wrażenia nie spowodowały podarowania sobie chwili rowerowej przyjemności. Roch, wraz z Nosiem, pojechali na pączki. Znowu paleta dziesięciu pączków wylądowała w żołądkach Rocha i Nosia i znowu powrót okazał się bardzo ciężki.

    Po powrocie Roch z Nosiem posiedzieli pod klatką i rozeszli się do domów.

    Wybaczcie tak zdawkową notatkę, ale Roch zabawia się z palmtopem. Kurcze, aleeeee fajneeeeee 😉

    Jutro mu przejdzie.

  • Bida z nędzą

    Świeżość i niepowtarzalność weszły Rochowi w krew. Codziennie stara się ograniczyć lub zniwelować wszelkie powtórki trasowe, ale z uwagi na ograniczone możliwości od czasu do czasu nastąpi powtórka. Jednak dziś cały dystans można nazwać świeżym i niepowtarzalnym.

    Na pierwszy ogień poszło Miasteczko Śląskie, do którego Roch dojechał drogą wewnętrzną PKP. Na szczęście obeszło się bez pościgu SOKistów, którzy nie lubią jak ktoś się tam plącze. Z Miasteczka Śląskiego Roch wybrał się na Chechło sprawdzić, czy są już nudystki na plażach. Niestety bida z nędzą.

    W końcu udał się na Świerklaniec, gdzie starał się zrobić jakieś zdjęcia rowerzystek widzianych od tyłu. No i jedno udało się pstryknąć na drodze dojazdowej do Świerklańca.

    W samym Świerklańcu ponownie bida z nędzą. Żadnych rowerzystek w promieniu 10 kilometrów. Zrezygnowany Roch wrócił, przez Nowe Chechło, do domu. No prawie do domu. Po sprawdzeniu ilości kilometrów okazało się, że do pełni szczęścia brakuje jedynie 10km.

    Tak więc Roch pojechał na Pniowiec i wrócił lasem. Dziesięć kilometrów, z lekkim naddatkiem, zostało uskutecznione i można ogłosić, że kolejny dzień z rzędu pęka 50km.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wesoło w czubie i w piętach

    No i stało się. Roch po raz kolejny przytoczył cytat z klasyka, czyli z Tuwima. Dlaczego taki tytuł notki? Bo dziś było wesoło w czubie! I nie była to sprawka C2H5OH tylko jakoś tak wstało się Rochowi którąś z nóg i cały dzień już taki pozostał.

    Na początek Roch pojechał na Repty. Tam pojeździł po górkach i, z wesołością wypisaną na twarzy, pognał na Dolomity. Na miejscu lekko się zdziwił, gdy przyszło mu hamować bo ktoś postawił bramki mające uniemożliwić wjazd na teren rezerwatu quadów. Jednak zaciśnięte hamulce i zęby zatrzymały Rocha przed bramkami.

    Z Dolomitów pojechał na Suchą Górę mając nadzieję, że tam nikt nie postawił bramek. Bramek nie było, za to było wesoło w czubie, ale w nogach już nie było za wesoło. Jednak Roch nie poddawał się i chciał dokręcić do 30-u kilometrów w terenie.

    Po powrocie zapragnął jeszcze dwudziestu kilometrów tak, aby licznik pokazał więcej niż 50km. Pojechał na Pniowiec, ale w połowie drogi zawrócił go deszcz.

    Bez kurtki nie da rady jechać – Pomyślał Roch.

    Uzbrojony w kurtkę postanowił dokręcić do 50km kosztem zmoknięcia. Wyjechał w deszczu, ale po chwili zaczęło się rozpogadzać i w końcu wyszło słońce.

    Roch pognał jeszcze raz w kierunku Pniowca, woda pryskała spod kół, ale dla wesołego Rocha to pestka. W końcu tfartki jest i byle deszcz mu nie podskoczy. W końcu dojechał do celu i wrócił.

    Licznik wskazał 55 kilometrów, czyli średnia wakacyjna zachowana.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Tłusty wtorek?

    Na początku Roch planował skromny wypad na Świerklaniec, aby podziwiać lśniące pośladki rowerzystek, ale ich nie było. Wiadomo – początek tygodnia to rowerzystki nie wyjeżdżają. Tak więc Roch postanowił pojechać dalej, czyli do Wymysłowa i tam.. się zgubił.

    Kierował się na Piekary Śląskie i dzięki temu zwiedził muzeum fortyfikacji, a także liczne zajazdy. W końcu wyjechał w upragnionych Piekarach, a właściwie w centrum. Do domu było jakieś 20 kilometrów pod górkę.

    W końcu ujrzał upragnione drogowskazy na Tarnowskie Góry i podążał za nimi. Po dłuższej chwili pojawiły się znajome zabudowania i można było odetchnąć. Roch był w domu.

    Po tych wszystkich przygodach postanowił odpocząć przy relaksującej kawce. Jednak na wieczór zaplanowany był wypad na pączki. Razem z Nosiem wybrali się o 1900 na świeże pączki, których nie jedli od dawna.

    Było ich dziesięć – po pięć z marmoladą i budyniem, po pięć dla każdego. Przy ostatnim kreplu (pączku po \”naszemu\”) Roch już nie mógł, ale udało się i został wchłonięty. W drodze powrotnej Roch nie mógł pedałować, czuł jak brzuch mu rośnie. Jazda była coraz trudniejsza, ale w końcu udało się dojechać. W każdym razie kolację Roch ma za sobą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Zdjęcie pączków, dziewięciu bo Roch nie wytrzymał:

  • Taki lajtowy wypad

    Roch postanowił, że dziś odbędzie się lajtowy wypad na Pniowiec podczas, którego zostanie spożyta puszeczka jakiegoś Stronga. W spożywaniu pomagał Nosiu, który początkowo opierał się, ale koniec końców wchłonął puszeczkę.

    Po odpoczynku połączonym ze spożywaniem Roch z Nosiem pojechali na dłuższą wizytę u pewnej osoby. W drodze powrotnej Roch zobaczył taki oto cymes.

    Stała sobie Syrena 104, czyli jeszcze z drzwiami otwieranymi \”pod wiatr\”. Łezka zakręciła się oku Rocha, który wspomniał sobie czasy świetności polskiej motoryzacji. Kolejnym celem będzie namierzenie Warszawy, ale to jest coraz trudniejsze.

    Po powrocie Roch z Nosiem udali się do Marketu gdzie kupili po piwku i, tym razem legalnie, spożyli na polance. Do tego doskonale pasujące prażynki. Lato pełną gębą.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jedzie Roch przez wieś


    Ciąg dalszy przeżywania nowości, świeżości i innych takich tam. Na początku wypadu Roch pojechał na Dolomity i Suchą Górę. Tam, wraz z Nosiem, spożył artykuły energetyzujące, chwilę się poopalał i wrócił do domu. Po drodze zatrzymali się na lodzika o smaku waniliowym w pobliskim sklepie. Po spożyciu od razu zrobiło się chłodniej w ustach i tak jakoś przyjemnie.

    Po powrocie do domu Roch zasiadł na balkonie i obserwował jak sąsiadka się opala. Jest to ewidentny dowód na to, że lato mamy w pełni. Będzie okazja to Roch uwieczni sąsiadkę i oczywiście umieści zdjęcia na blogu. Niech inni Czytelnicy zazdroszczą Rochowi sąsiadek.

    Po obserwacji Roch wskoczył w spodenki i udał się na drugą część wypadu. I znowu powiewało świeżością, nowością i atrakcyjnością. Szczególnie to ostatnie było wszechobecne na Świerklańcu. Rowerzystki rączo pedałowały na swoich maszynach, pośladki lśniły w słońcu, Roch dostawał oczopląsów bo nie wiedział gdzie patrzeć.

    Jedne pośladki dorodniejsze od drugich, a wszystkie przyozdobione stringami. Normalnie Rochowi trudno było siedzieć na siodełku, a na stojąco (bez podtekstów) ciężko się jedzie. Tak mu się spodobało, że zapomniał o dalszym jeżdżeniu. Kręcił się po Świerklańcu dopóki nie spojrzał na zegarek. Pora było wracać do domu. I wrócił.

    Fotek nie będzie bo telefon padł i nie dało się go ożywić. Jak pech to pech.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Świeżość, nowość, nieprzewidywalność, atrakcyjność


    Zgodnie z wczorajszymi obietnicami Roch wprowadził w swoje wypady rowerowe urozmaicenie, świeżość, atrakcyjność i inne przymiotniki, które od wczoraj będą głównym argumentem przy wyborze trasy. I tak oto Roch miast tradycyjnie pojechać na Repty pojechał na Suchą Górę.

    Dawno tam nie był, ostatni raz to chyba z Koyocikiem tam zajechali, i postanowił, że odwiedzi stare śmieci. Po drodze spotkał Wojciecha wracającego z pracy. Trochę razem jechali, ale Wojciech nie zdecydował się wyskoczyć w teren.

    Z Suchej Góry Roch udał się na Dolomity i tam trochę pomykał po krętych ścieżkach pokrytych gdzieniegdzie błotem. Po dłuższej chwili stwierdził, że z Dolomitów można pojechać na Repty. Licznik wskazywał 40 kilometrów.

    Co za problem zrobić jeszcze 30? – Zapytał samego siebie.

    Ruszył więc przed siebie. Na Reptach licznik wskazywał 60 kilometrów. Brakowało jedyne dziesięć, które można było urwać jadąc na Pniowiec. I udało się. Dzisiejszy wypad wykazał się świeżością, atrakcyjnością i nowością.

    Abstrahując od wypadów rowerowych Roch chciałby nadmienić, że dziś zamknął definitywnie pewien rozdział w życiu. W ciągu 14-u sekund. I na tym koniec.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Jutro kolejna atrakcyjna wycieczka.

  • Nudno tak jakby

    Odmiana by się przydała ponieważ dalsze jeżdżenie tymi samymi trasami staje się nudne. Wciąż te same korzenie i dziury, te same drzewa i takie same widoki. Roch szuka jakiejś alternatywy, która mogłaby wprowadzić trochę świeżości w rowerowe wycieczki Rocha.

    Jednak na Jurę za daleko, a i samemu to raczej niebezpiecznie – jeszcze jakiś wyposzczony niedźwiedź napadnie atrakcyjnego Rocha, a będąc zmęczonym trudno się ucieka. Pozostaje więc poszukać bliższych rejonów, w których Roch nie był lub był daaawno temu.

    I w tym miejscu pora na solidne, w dodatku publiczne, postanowienie: Roch wprowadzi trochę urozmaicenia, a nie tylko Repty, Pniowiec i odwrotnie. Od jutra zaczyna się nowy rozdział w pedałowaniu (bez skojarzeń). Świeżość, nowość, nieprzewidywalność, atrakcyjność to nowe słowa, które będą mobilizowały Rocha do wymyślania nowych wypadów.

    Dziś kolejne 55 kilometrów zostało zrobione tylko dlatego, że Roch nie miał nic innego do roboty na rowerze. Ot z nudów przejechał kilka kilometrów.

    Od jutra zmiany!

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak codzień

    Cóż tu dużo pisać – Roch był na rowerze. Żadna to nowość bo od początku pisania tego pamiętnika Roch stara się wykreować na kolarza. Jak mu to wychodzi to już nie jemu oceniać. Koniec tych filozoficznych wycieczek.

    Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami Roch pojechał na Dolomity sprawdzić oponkę, ale na miejscu doszedł do wniosku, że jedyne co może sprawdzić to amortyzator bo wyboje takie, że włos Rochowi zjeżył się łydkach.

    Zrezygnował z testów i pojechał na Repty. Tam pomykał między wycieczkami szkolnymi, które usilnie zwiedzają sztolnie z nadzieją, że coś w tej ciemni zobaczą. Po 25-u kilometrach Roch wrócił do domu gdzie czekała na niego kawka, po której nabiera jeszcze większej ochoty do jazdy.

    Po spożyciu Roch udał się na Pniowiec, spokojnie pedałując laskiem dojechał do celu. Tam pozostało opracować drogę powrotną i zrealizować ją. Będąc prawie pod domem Roch zauważył pyrkający, bliżej niezidentyfikowany pojazd, który wolno sunął po drodze.

    Na tyle wolno, że Roch zdążył uruchomić aparat i walnąć fotę:

    I tym motoryzacyjnym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę.

    P.S: aaaa licznik Rocha wskazał 4500 kilometrów.

  • Kolejne zakupy rowerowe

    Pech chciał, że tylna opona Rocha akurat dzisiaj musiała wyzionąć ducha. Żeby było zabawniej przetarła się na boku i straciła resztki swojej, i tak znikomej, prostoty. Biła na boki tak, że Roch nie mógł zapanować nad swoim rumakiem.

    Wkur..zył się i wrócił do domu. Zajrzał do swojego słoika-skarbonki, w którym świeciło pustkami. W portfelu podobnie, ale na ratunek ruszyli rodzice Rocha. Nauczony wcześniejszym skąpstwem, bo kto to widział kupować oponę za 25 zł, zażyczył sobie wypasioną oponę.

    Wojciech zaproponował Panaracer Fire XC Pro, a Roch zgodził się z Wojciechem. W końcu są większe szanse, że Panaracer jest odlewany przez wypoczętego Chińczyka. Po powrocie do domu Roch założył oponę, napompował koło i wyruszył przed siebie.

    Pojechał na Repty żeby przetestować nowy nabytek. Okazało się, że ta opona to prawdziwa glebowgryzarka. Przyczepność doskonała jednym słowem wypas.

    Na asfalcie trochę \”szumi\”, ale to akurat nie przeszkadza Rochowi ponieważ z krzaków nie ma zamiaru wyjeżdżać.

    Na tym koniec dzisiejszej notki. Jutro pewnie wypad w Dolomity żeby sprawdzić oponkę w warunkach bardziej błotnych.

    Roch pozdrawia Czytelników.