Autor: Roch Brada

  • Niedziela na Suchej Górze

    Huśtawki ciąg dalszy. Wczoraj lało, a dziś słońce nieśmiało wychodziło zza chmur. Największym minusem takiej huśtawki jest to, że nie można wjechać w las ponieważ błoto tryska spod kół prosto na rowerzystę. Jednak błoto nie przeszkadzało Rochowi, Michałowi i Nosiowi wjechać w krzaki i dobrze się bawić.

    Już na początku Dolomitów było wiadomo co będzie dalej, a dalej był tylko gorzej. Błoto dosłownie tonami osiadało na wszystkim na czym dało się osiąść włączając w to samych zainteresowanych.

    Po wyjeździe z Dolomitów rowery były szczelnie oblepione błotem, a piach można było wypłukiwać z każdej części ciała. Jednak to nie było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że na Suchej Górze będzie sto razy gorzej niż na Dolomitach.

    I było. Na początek strome podejście w glinie. Wszyscy ślizgali się jak na lodowisku, czasem trzeba było włączyć napęd na cztery koła, a właściwie na cztery kończyny. Na szczycie okazało się, że kolejnym problemem będzie zjazd. Dało się zjechać, ale sterowność była zerowa. Roch chciał skręcić, ale pojechał prosto w krzaki.

    Widoki na Suchej Górze można podziwiać w albumie Sucha Góra. Pomiędzy jednym, a drugim spożyciem napoju Roch biegał z aparatem i pstrykał zdjęcia gdzie tylko się dało.

    Tak też powstało wspólne zdjęcie Rocha z Michałem, które zostało wykonane aparatem z prawdziwego zdarzenia, a nie plastikowym obiektywem telefonu.

    Trudno Rochowi napisać co w tym momencie robił Nosiu, ale i cała trójka została uwieczniona na pamiątkowym zdjęciu z Suchej Góry. Zdjęcie w całej krasie można podziwiać poniżej, a kliknięcie na nim zaowocuje otwarciem się duże zdjęcia, na którym dokładnie widać kto jest kim:

    Na zakończenie Roch pozwoli sobie na chwilę prywaty. Otóż udało mu się pstryknąć ładne, Rocha zdaniem, makro rosy, która pozostała po ostatnich opadach i tym też chciałby się pochwalić bo to ładne zdjęcie:

    I tym akcentem Roch kończy dzisiejszą notkę. Wybaczcie kolejną mało ciekawą notkę, ale Roch strasznie zmęczony jest. Tydzień bez roweru, a to co się udało pojeździć to na staerym \”amortyzatorze\”, który strasznie buja i źle się jeździ, ale to już ostatnie dni męczarni.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Pogodowy rozstrój

    Pogoda ma to do siebie, że kaprysi. Pół biedy jak kaprysy dotyczą tego, czy ma być 25 st. C, czy 30 st. C bo to da się wytrzymać. Co innego gdy raz świeci słońce i Roch w pośpiechu składa rower żeby móc pojeździć, a na drugi dzień zastanawia się po kiego grzyba go składał skoro pada deszcz i równie dobrze mógł stać rozczłonkowany.

    Dalsza część dnia upłynęła, to dobre słowo, pod grubą warstwą chmur deszczowych. Przed komputerem Roch wlepiał gały we wszelkie dostępne prognozy pogody szukając jakiegoś, nawet najmniejszego, wyżu zbliżającego się na Rochową głowę. Z pobieżnych analiz wynika, że jutro albo będzie padać, albo nie. Wszystko będzie wiadome jutro.

    To chyba koniec dzisiejszej notki bo ileż można pisać o pogodzie? Chyba, że Roch nieśmiało zaznaczy, że w końcu udało się przesłuchać dyskografię Hiltop Hoods. Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników byłby zainteresowany to poniżej Roch przedstawia próbkę muzy z akcentem rowerowym oczywiście:

    Hilltop Hoods – The Nosebleed Section[youtube https://www.youtube.com/watch?v=lqCyTM1bF6Q&hl=pl&w=425&h=355]

    Jeśli jutro pogoda nadal będzie pod psem to na tapetę pójdzie Tiesto. Prawie kompletna dyskografia.

    Muzyczny Roch pozdrawia Czcigodnych.

    Tralala.

  • Bujaka, bujaka

    Pot na skroni, drżenie rąk, majaczenie, omamy wzrokowo-słuchowe, suchość w ustach, spękane wargi, niepokój w nogach z takimi objawami obudził się Roch, ale nie była to grypa. Dała znać o sobie cykloza. Po dwóch dniach bez roweru Roch postanowił sprawdzić jak tam mają się obiecane uszczelki.

    Okazało się, że nie dojechały, a jutro sobota to nie ma szans, czyli najwcześniej w poniedziałek. Słysząc te słowa w słuchawce swojego wypasionego telefonu Rochowi ciekły łzy po policzkach, głos się łamał, a życie uchodziło wszystkimi dostępnymi otworami.

    Nie dożyję do poniedziałku – Pomyślał Roch.

    Chwycił za klucze i zbiegł do piwnicy. Tam, wśród ogórków, znalazł stary amortyzator, który kiedyś dzielnie służył Rochowi. Zamknął piwnicę i wbiegł po schodach na czwarte piętro. W bieganiu ma wprawę, w końcu 20 lat dyma po tych samych schodach.

    Wpadł do domu i rozpoczął montaż amortyzatora. Początkowo wszystko szło jak po maśle, ale nie mogło być tak do końca. Rura sterowa zaszła trochę rdzą, ale Roch mając w ręku papier ścierny szybko zdarł rdzę i górna część sterów była na swoim miejscu. Zostały tylko hamulce, koło i licznik. Rower stoi złożony i gotowy do jazdy.

    Pierwsze metry i od razu \”to nie to samo\”. Owszem, ale desperacja Rocha sięgała zenitu i gotów był jechać na wszystkim co przypomina rower. Na mieście wolał się nie pokazywać z \”nowym\” amortyzatorem. Od razu pojechał na Repty gdzie śmiały się z niego tylko wiewiórki. Miał z sobą aparat dzięki czemu powstała galeria. Ze względu na oszczędność miejsca Roch umieścił ją na zewnętrznym serwerze, o tutaj.

    W krzakach Roch, dosłownie, bujał się na tym wynalazku zwanym amortyzatorem. Bomberek to jednak klasa sama w sobie, zero bujania, doskonałe tłumienie, o którym można zapomnieć podczas jazdy na \”amortyzatorze\” RST. Tutaj każdy korzeń od razu powodował wstrząs mózgu, ale desperacja Rocha była większa.

    I pomyśleć, że takie wstrząsy mózgu będą jeszcze przez weekend.

    Wstrząśnięty, ale nie zmieszany, Roch pozdrawia Czytelników.

  • Roch spełnia marzenia

    Od dosyć dawna jeden z Obserwatorów Rochowego bloga, a prywatnie wielki Przyjaciel Rocha \”zachwala\” bujne owłosienie Rochowych łydek. Pora się ujawnić, a dokładnie ujawnić swoje łydki, które biją po oczach bladością. Latem nabiorą kolorku niczym świeży rogalik wyjęty prosto z pieca.

    Prawdą jest, że bujny zarost podczas jazdy szumi, ale nie prawdą jest, że wkręca się w korbę. Taki sposób depilacji jest bardzo bolesny.

    Po krótkim łydkowym wstępie Roch pragnie donieść, że sprawa Bomberka powoli się wyjaśnia. Dzisiejsza wizyta w Adventure zaowocowała zapewnieniem Rocha, że do soboty ma być bo uszczelki zamówione tylko muszą dojechać. Tylko albo aż. Pogoda na szczęście sprzyja Rochowi. Za oknem pada deszcz, wieje wiatr i jest ogólnie ble.

    W drodze powrotnej Roch jechał za samochodem, dosłownie, tryskającym ekologią. Ekologia tryskała z rury wydechowej pojazdu niczym olej z Rochowego Bomberka.

    Jazda w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, a wyprzedzić nie ma jak. Na szczęście zaraz był skręt w lewo i Roch uniknął zaczadzenia.

    Nasuwa się pytanie: jak ten samochód przeszedł przegląd techniczny? Odpowiedź jest prosta: właściciel przyniósł dowód rejestracyjny, a technik podbił go nie widząc samochodu na oczy.

    Europa pełnom gembom.

    Podczadzony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień wolnego

    Ci, którzy bacznie śledzą blogowe poczynania zapewne zauważyli, że wczorajszej notki nie było. Roch nie chciał marudzić, że nie ma roweru, że jest nudno, że deszcz pada i takie tam inne pierdolamenta. Jednak dziś nie mógł wytrzymać i przemówił, a właściwie przepisał.

    Otóż są znane pierwsze, orientacyjne, koszty części zamiennych potrzebnych do przywrócenia szczelności Bomberkowi. Same uszczelki sztuk cztery (po dwie na stronę) będą kosztować około 100 zł. Otwartą pozostaje kwestia nowego oleju, który trzeba będzie wlać do Bomberka, a przy okazji ogólnego przeglądu, którego zostanie dokonany.

    Fajnie się Rochowi pisze, ale prawda jest taka, że nie wiadomo kiedy uszczelki przyjadą, a więc amortyzator i rower stoją, a Roch stygnie. Michał już pewnie prześciga pierwszą piątkę Mistrzostw Polski w MTB, a Roch gnuśnieje w czterech ścianach ślęcząc przed komputerem i powstrzymując się od nadmiernego zanudzania Czytelników swoimi paranojami.

    Kończąc Roch uprasza szanownych Czytelników o trzymanie kciuków za próbę \”wytargowania\” solidnego rabatu na naprawę Bomberka.

    Bezrowerowy Roch pozdrawia Czcigodnych.

  • Dejte pozor! Budu triskat!

    Słoneczny dzień. Roch wsiada na rower i zaczyna pedałować. Cel to Pniowiec. Droga asfaltowa, w miarę równa, dziury znane na pamięć. Jednak Rochowi coś przeszkadzało w jeździe. Amortyzator zaczął pracować nadzwyczaj miękko co Rochowi bardzo nie odpowiadało ponieważ rower bujał się, a przy hamowaniu przód nurkował.

    Roch zatrzymał się rozpoczął oględziny Bomberka.

    O kur*a! Ja pier*le olej mi trysną – Sypał łaciną jak z rękawa.
    Cała goleń mokra.. W mordę – Dodał po chwili.

    Okazało się, że prawa goleń zaczęła tryskać olejem. Zły to znak ponieważ oznacza awarię uszczelek, które należy wymienić, wlać nowy olej i trzymać kciuki, za to żeby na uszczelkach się skończyło. Roch, na piechotę, pokonał prawie 10 kilometrów zanim doszedł do domu, zaliczając po drodze wizytę w Adventure gdzie umówił się na serwis Bomberka.

    Cóż – następne kilka dni bez roweru, a to oznacza kolejne pierdolamenta na blogu. Przygotujcie się.

    Na zakończenie zdjęcie wycieku (można kliknąć to się duże zdjęcie otworzy):

    Awaryjny Roch pozdrawia Czytelników.

  • Cuda nad cudami

    Roch, wraz z Michałem i Nosiem, pojechali na Pniowiec. Na miejscu rozsiedli się wygodnie na niewygodnych stołeczkach przed restauracją \”Słoneczna\” i czekali, aż ktoś ruszy i pójdzie kupić piwo. Początkowo nikt się nie ruszał, a główny zainteresowany, czyli Nosiu udawał, że grzebie przy liczniku. W końcu, gdy doszedł do wniosku, że nie ma odwrotu od postawienia zniknął w czeluściach \”Słonecznej\”.

    Po chwili wyszedł dzierżąc w rękach 3 butelki piwa. Początkowo Michał z Rochem uznali, że to ktoś bardzo podobny do Nosia, ale w końcu doszli do wniosku, że kieszeniowy wąż Nosia został w domu. Piwo smakowało bardzo, nie dlatego, że ktoś postawił, ale dlatego, że kupione zostało za skromny żołnierski żołd. Po wypiciu pierwszej kolejki Nosiu ponownie zniknął w \”Słonecznej\”.

    Chwilę później wyszedł trzymając w ręku kolejną porcję piwa. Michał przetarł okulary, Roch przesiadł się w zacienione miejsce, ale to nic nie pomogło. Nosiu postawił drugą kolejkę. Zszokowani wypili piwo i wrócili do Tarnowskich Gór.

    Po drodze wszystkich ogarnął mały głód, który został zabity hamburgerami \”spod Dworca\”. Później już tylko pozostały do odwiedzenia Dolomity i Sucha Góra, na której został spożyty napój wysoce energetyzujący w dodatku strasznie musujący. Do tego stopnia musujący, że Roch musiał \”na stronę\”.

    Nadszedł czas powrotu do domu. Słońce chowało się za horyzontem, temperatura obniżała się razem z chowającym się słońcem. Jednym słowem zrobiło się zimno. Podczas powrotu co rusz pojawiał się patrol Policji, który nie wróżył niczego dobrego. Szybki teleport i wszyscy byli pod domem.

    Na koniec zbiorowe zdjęcie na polance:

    Roch pozdrawia Michała i Nosia i pozostałych Czytelników.

  • Szybka piłka

    Po wczorajszym bardzo ciepłym dniu pozostało tylko wspomnienie. Dziś lało, wiało, a słupek rtęci nieśmiało wspinał na piątą kreskę ponad zerem. Roch miał już zrezygnować z roweru, ale popołudniu przejaśniło się, asfalt wyschnął, ale zimno pozostało. Nosiu, który dostał kolejną przepustkę, wyciągnął Rocha na rower.

    Jednak Roch ubrał się za lekko i trochę go przewiewało. Szczególnie na Chechle, gdzie pojechali. Na miejscu okazało się, że Nosia czeka załatwienie pewnej sprawy, a Roch chciał być świadkiem tego niecodziennego wydarzenia bo, niczym Niewierny Tomasz, jak nie zobaczy to nie uwierzy.

    Jednak do owego \”załatwienia sprawy\” było circa 2 godziny. Co można robić w dwie godziny, aby się rozgrzać? Można znaleźć starą oponę, górkę i spuszczać oponę z górki patrząc jak ona ładnie się toczy. Rochowi przypomniało się dzieciństwo, w którym oprócz opon zjadał też różne mięska, które w piaskownicy się pojawiały, ale to czasy (nie)słusznie minione.

    Wracając do roweru – czas upływał, aż wybiła godzina zero. Spotkanie zaplanowane było pod pewnym hotelem. Roch zobaczył brawurową rozgrywkę obu stron i uwierzył, że wszystko może się zdarzyć. Uff – obyło się baz nazwisk, imion tak więc jest spora szansa, że Roch nie zostanie nazwany ciotą, szowinistą lub inną nazwą, której nie potrafi zrozumieć, najczęściej, Autorka.

    Kończąc dzisiejszą notkę Roch pozdrawia nieobecnego Michała (ale dzień jeszcze się nie skończył) i Czytelników.

  • Wpis zaległy bo Roch poległy

    Wczorajszy wieczór dla Rocha był bardzo męczący i nie potrafił, oprócz zjedzenia kolacji, zmusić się do żadnego innego wysiłku nawet gdyby miał być on umysłowy. Niemniej jednak dziś umysł jest świeży i rześki dzięki temu notka będzie trochę mniej nudna niż bywa zazwyczaj. Tyle tytułem wstępu.

    Wczesnym popołudniem Roch pojechał do Świerklańca i z powrotem. Jechał cały czas po twardym asfalcie niczym kolarz pedałował, ale opony jakby większy opór stawiały i były głośniejsze. Na szczęście buczenie opon zagłuszał mp3grajek.

    Ubrany w kurtkę Roch zostawiał za sobą wodny ślad, który wydobywał się spod Rochowego kasku. Na Świerklańcu dowiedział się, że swoją pracę inżynierską, którą do tej pory robił z Łukaszem będzie robił sam. Lepiej późno niż wcale. W drodze powrotnej doszedł do wniosku, że pora by wskoczyć w coś bardziej przewiewnego.

    Na drugi etap wypadu wybrał się z Michałem. Plan był dosyć prosty i uwzględniał wypad na Dolomity. Jako, że kondycja już dopisuje to można było uskutecznić taki, kiedyś szalony, wypad w Dolomitową dzicz. Na miejscu okazało sie, że są osoby, które nie potrafią logicznie myśleć i zostawiają rowery na środku zjazdu, a sami idą sobie pstrykać fotki zapewne na fotka.pl albo inną klasę.

    Dym poszedł z hamulców, ale udało się wyhamować przed stającymi rowerami i zbluzgać bezmyślnych tłuków, za stawianie roweru na środku szybkiego zjazdu.

    Później Roch z Michałem pojechali na Nasyp gdzie doszli do wniosku, że pora by się ujawnić. Do tej pory Roch opisywał wypady z Michałem, ale nikt – poza garstką ludzi – nie wiedział kim jest Michał.

    Od dziś będzie wiadomo z kim Roch jeździ i dlaczego tak mu się to podoba. Padła również propozycja podania numeru telefonu do Michała tak żeby Fanki mogły dzwonić, ale to była luźna propozycja, która upadła na etapie głosowania.

    Kończąc wczorajszy zaległy wpis Roch pragnie jeszcze raz przeprosić z opóźnienia sprawozdawcze, ale wczoraj ciśnienie spadło do takiego poziomu, że Roch nie mógł nawet palcem kiwnąć, a co dopiero 10-oma palcami stukać w klawisze.

    Opóźniony Roch pozdrawia i Michała i Czytelników.

  • Z głową w talerzu

    Rano Roch wybrał się na przejażdżkę samochodową do Nysy z Michałem. W trakcie powrotu coś się stało i Roch poczuł senność. Sprawcą senności było spadające ciśnienie, ale Roch dał radę i dojechał do domu.

    Podczas obiadu Rocha ogarnęła potężna senność, która skończyła w talerzu. To był ten moment kiedy trzeba zostawić wszystko i iść spać. Po pobudce Roch udał się na rower. Niestety sam ponieważ Michała również dopadł leniwiec.

    Roch początkowo jeździł po mieście, ale to nie było to. Pojechał na Pniowiec i tam dopiero odżył. Pedałował sobie rączo, aż tu nagle TIR zaczął go wyprzedzać. Kierowca podchodził do tego manewru z dużą dozą nieśmiałości. Po kilku próbach w końcu się udało i Roch ponownie został sam na asfalcie.

    Po 30-ym kilometrze Roch wrócił do domu.

    Jednak samemu to nie to samo.

    Samotny Roch pozdrawia Czcigodnych.

  • Zmiana drogi powrotnej

    Ponownie udało się pojeździć. Kondycja powraca dużymi krokami, czyli Roch zaczyna poszukiwania nowego partnera, który nie będzie zostawiał Rocha w tyle.

    Dziś, dla odmiany, Roch z Michałem pojechali inną drogą, która była bardziej wymagająca, ale też miała od kogo wymagać. Nie licząc jednego, nie zamierzonego, postoju cała została pokonana bez zejścia z roweru. Dalsza część trasy również została wessana bez zająknięcia.

    Nie licząc małego zagubienia się w krzakach Roch z Michałem cały czas trzymali się zaplanowanej trasy pokonując ją bez przystanku. W nagrodę za sprawne pokonanie trasy wypity został Strong pod, już, zaprzyjaźnionym sklepem całodobowym.

    Droga powrotna upływała pod znakiem oglądania się za plecy, czy czasem jakaś Kia nie siedzi na ogonie. W końcu Roch z Michałem skręcili w boczne drogi i krążyli między blokami tak, aby nie usłyszeć \”Policja, proszę zjechać na pobocze\”.

    Na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

    Zmęczony Roch pozdrawia i Michała i Czytelników.

  • Niee, to nie Policja

    Nastało późne popołudnie. Zadzwonił Michał i zapytał, czy Roch pozbył się leniwca. Zwarty i gotowy Roch odpowiedział, że chętnie pojeździ z Michałem. Wspólnie pojechali na Repty, gdzie Roch zostawał w tyle, ale dawał z siebie wszystko żeby dogonić Michała.

    W drodze powrotnej wstąpili do Leśniczówki na jakiś napój energetyzująco-musujący. Po wypiciu napoju energetyzującego rozpoczęli powrót do domu. Nagle za nimi zatrąbił samochód.

    No jedź, wolne masz – Pokazywał Roch jadąc obok Michała.

    Jednak samochód nie chciał wyprzedzać. W tym momencie zrodził się szatański plan. Roch z Michałem postanowili dać nauczkę kierowcy i \”przyblokowali\” go, wyjeżdżając na środek jezdni.

    Ty zwolnij trochę, niech jedzie za nami – Powiedział Michał.
    Ok, nauczymy go jeździć – Odpowiedział Roch.
    Ej, to Policja może być – Spostrzegł Michał.
    Dzietam – Policja ma cywilnego Lanosa, a to Kia jest – Odpowiedział Roch patrząc do tyłu.

    Nagle kierowca dojechał do Rocha i Michała opuścił szybę i pokazał odznakę policyjną.

    Policja proszę zjechać na pobocze – Powiedział pasażer Kii pokazując odznakę.
    O kur*a! Zatrzymujemy się – Powiedział Michał, a w tym czasie Roch skomponował się kolorystycznie z kaskiem.
    Panowie wiecie dlaczego was zatrzymaliśmy? – Zapytali panowie.
    Taaaaak wiem i przepraszamy.. – Chóralnie wykrzyczeli.
    …Głupio zrobiliśmy, nasza wina – Tłumaczyli się dalej.
    Tak więc pouczamy panów, że należy jechać jeden z drugim – Powiedzieli panowie policjanci.
    Tak wiemy, przepraszamy.. – Odetchnęli z ulgą.
    No, to do widzenia – Odpowiedzieli panowie z policji.

    Czasem to Roch zastanawia się, czy ma więcej szczęścia, czy rozumu.

    Szczęśliwy Roch pozdrawia szczęśliwego Michała i pozostałych Czytelników.