Autor: Roch Brada

  • Zrzęda, maruda, malkontent

    Te trzy słowa doskonale oddają dzisiejszą rozmowę z Michałem. Wcześniej trochę popadało i Rochowi przeszła ochota do jazdy.

    Cześć, idziemy na rower? – Zapytał Michał.
    Yyyyyeeeeee noooo jaaaaa nieeee wiem, hmmm, mokro taaaam i w ogóle – Roch zaczął zrzędzić.
    Spoko, sam się przejadę – Powiedział Michał.
    Wiesz, żeby tam sucho było to nie ma problemu, ale znowu będę mokry, ubłocony i w ogóle – Roch kontynuował zawodzenie.
    Nic się nie dzieje – sam pojadę – Odpowiedział Michał.

    I w ten sposób Roch dał się poznać jako zrzęda, malkontent, maruda i co tam najgorsze.

    Marudzący Roch pozdrawia Czytelników i przeprasza Michała.

  • Jeszcze trochę i Roch zostanie w tyle

    Do takiego wniosku doszedł podczas dzisiejszego wypadu z Michałem. To, że kondycja wraca to widać gołym okiem. Mniej postojów, mniejsze sapanie, szybsza jazda, ale Rocha zastanowiła jeszcze jedna rzecz. Jednak po kolei.

    Początkowo plan na niedziele był prosty. Wybrać się na Dolomity bo kondycja jest już coraz lepsza to i można zapuścić się w bardziej wymagający teren jakim są Dolomity. Już na pierwszym podjeździe Rochowi opadała szczęka gdy na szczycie wszystko było w miarę dobrze.

    Dalsza podróż po Dolomitach też była bardzo owocna z jednym ale; otóż ścieżka, którą zawsze Roch z Michałem zjeżdżali została brutalnie rozjeżdżona przez ludzi na czterokołowych motorkach, którzy nie znają żadnej świętości. Przecież człowiek sukcesu, nowobogacki lub po prostu \”młody wilczek\”, któremu rodzice kupili prezent na osiemnaste urodziny musi się gdzieś wyszaleć.

    A to, że Segiet to rezerwat przyrody to już go nie interesuje. Koniec jednak narzekań, moda na quady przejdzie i wszystko wróci do normy.

    Z Dolomitów wypadało pojechać do Radzionkowa, a dokładnie na Księżą Górę, czyli miejsce gdzie corocznie odbywają zawody MTB, a codziennie jeździ tam sporo rowerzystów i rowerzystek. Po drodze jednak były dwa strome podjazdy, które Rocha trochę martwiły, ale Michał nie dał za wygraną.

    Pierwszy z nich został pokonany z prędkością 22 km/h, co nawet dla Rocha było czymś szalonym, ale oboje byli na górze skłonni do dalszej jazdy. Kolejny podjazd to swego rodzaju Kolarski Jednorożec Rocha (TM), czyli podjazd już na Księżą Górę.

    Ja tu dymam z buta – Powiedział Roch.
    Łeee tam – wjeżdżamy – Powiedział Michał i zazgrzytał przerzutkami.

    W tym momencie, oczami wyobraźni, Roch ujrzał swoje płuca, które leżą na asfalcie, ale nie było wyjścia. Zgrzytnięcie przerzutką i Roch zaczął atak. W połowie nastąpił krótki odpoczynek, który miał na celu uspokojenie kołaczącego serca i można było dalej pedałować.

    Trochę pojeździli bo pagórkach i wrócili do Tarnowskich Gór.

    Jeśli w takim tempie Michał będzie nabierał kondycji to Roch może zacząć szukać nowego partnera na rower bo za nim już długo nie pociągnie, ale póki co Roch nadąża, a i jest miło i przyjemnie.

    Zdążający Roch pozdrawia Michała i pozostałych Czytelników.

  • Całodniowe cross country

    Zaczęło się rano. Michał zadzwonił do Rocha z propozycją porannego wypadu rowerowego. Początkowo Roch grymasił jak młoda dziewica nie wiedząc czego chce, ale w końcu ubrał się i zszedł na dół. Pierwszym celem był Adventure gdzie dokonano zakupu łatek. Tam też do Michała i Rocha dołączył Czołgista, czyli Sebek.

    Razem udali się w kierunku Rept. Po drodze spotkali Tomka – prawdopodobnie przyszłego pracodawcę Rocha, ale o tym cicho-sza żeby nie zapeszyć. Na Reptach Sebek poprowadził pozostałych rowerzystów nową trasą, która bardzo przypadła do gustu Rochowi, a i Michałowi również.

    Zmęczeni wrócili do domu. Roch jednak nie mógł się powstrzymać i po obiedzie po raz drugi wybył na rower. Ponownie Repty i ponownie nowa ścieżka, w której Roch zakochał się. Strome zjazdy i jeszcze większe podjazdy, czyli to co Roch uwielbia. Do tego ostre zakręty i wystające korzenie.

    Po dwóch pętlach Roch zjechał do domu celem uzupełnienia kondycji. Po krótkiej chwili ponownie zadzwonił Michał i zapytał, czy Roch wybierze się na rower. No jak Roch mógłby odmówić? A więc trzeci wypad rowerowy, trzeci raz na Reptach, ale tym razem trasa rekreacyjna ponieważ nogi Rocha rozpoczęły protest. Ból nasilał się podczas podjazdów i słabł podczas zjazdów.

    W drodze powrotnej obowiązkowy Strong i można dzień uznać za zakończony. Trzykrotny wypad na Repty zaowocował dystansem 55 kilometrów w czystym terenie. Roch nie czuje nóg.

    Zmęczony, ale szczęśliwy, Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Wypadziki pierwsza klasa.

  • Jak powstają ramy Cannondale

    Krótki film prezentujący kolejne etapy powstawania ramy Cannondale.
    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=b3aW-dSJCZo&hl=pl&w=425&h=355]
    I to tyle. Przyczyną jest ból głowy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Roch herbu dwukrotnie pęknięta guma

    Zaraz po obiedzie Roch udał się na rower. Początkowo sam jeździł po Reptach, z których pojechał na Pniowiec i wrócił do domu. Nic specjalnego nie wydarzyło się. Później wypad z Michałem. Początkowo pojechali do Adventure aby zapytać o bloki do SPD. Tuż pod sklepem Roch poczuł miękkość z przodu. Była ona za duża, aby uznać to za pracę amortyzatora.

    Ku*a, dętkę przebiłem – Krzyknął Roch.
    Spoko, jesteśmy u chłopaków to załatamy – Powiedział Michał.
    Wezmę dętkę, a jutro kasę oddam – Wymyślił Roch.

    Dostał dętkę i przystąpił do wymiany. Sprawdziwszy, czy w oponie nic nie siedzi założył nową dętkę i ruszył z Michałem na Chechło. Nic nie wskazywało na to, że za chwile stanie się tragedia. W drodze powrotnej Roch ponownie wyczuł miękkość co świadczyło o tym, że ponownie wystąpił kapeć.

    Ku*a! Znowu kapeć – Krzyknął Roch.
    Tym razem to dymam z buta do domu – Dodał po chwili.
    Spoko, mam łatki i klej to zakleimy – Powiedział Michał.

    Łatanie rozpoczęło się od zdjęcia koła i zlokalizowania źródła dziurawiącego dętkę. Okazało się nim mikroskopijne szkło, które siedziało w oponie. Po wyjęciu można było przystąpić do łatania dętki.

    Wszystko wskazywało na to, że żaden klej nie będzie wstanie związać łatki z dętką, ale w końcu znalazła się tubka, z której trysnął świeży klej.

    Po zaklejeniu dętki wystarczyło odczekać kilka minut, aby klej dobrze zaschnął i można było montować oponę. Łatwo napisać trudniej zrobić. Opona wykazywała się niezdyscyplinowaniem i za nic nie chciała dać się założyć na obręcz. Po wielu stękaniach i przekleństwach w końcu siedziała na swoim miejscu.

    Przyszła pora na pompowanie. W tym miejscu należy zaznaczyć, że wcześniej nabyta dętka wykazywała sporą niekompatybilność z pompką. Owa niekompatybilność przejawiała się tym, że kominek ledwo wystawał z obręczy i pompka nie chciała go złapać. Przez to nie dało się napompować koła. Jednak przytomność umysłu Michała spowodowała, że udało się napompować koło i można było pedałować do domu.

    Nie chcąc ryzykować trzeciego kapcia Roch z Michałem udali się do osiedlowego sklepu i zakupili po Strongu. Bo trzeba oblać nową łatkę na nowej dętce.

    Na tym zakończył się wielce pechowy wypad na Chechło.

    Kapciowy Roch pozdrawia Michała, który sponsorował klej, łatkę i Stronga oraz pozostałych Czytelników, którzy sponsorują Rochowy zapał do pisania.

  • Podeszczowe podróżownie

    Cały dzień lało. Roch chciał zaznaczyć w statystykach \”opady deszczu\”, które uniemożliwiły wyjście na rower jednak w okolicach 1800 opady ustały i Roch wraz z Michałem mogli uskutecznić błotny wypad na Repty.

    Od początku było wiadomo, że błoto będzie dosłownie wszędzie i tak też się stało. Wieczorny wypad odbył się pod znakiem tryskającego spod kół błota, które po krótkim czasie pokrywało każdą część rowerową i każdą cześć ciała.

    Po zjeździe z błotnistej górki, na której hamulce pełniły funkcję dekoracyjną Roch z Michałem zatrzymali się aby złapać trochę powietrza. Trudno to wytłumaczyć, ale pogoda powodowała problemy ze złapaniem oddechu co było, delikatnie pisząc, uciążliwe.

    Dalsza trasa upłynęła pod znakiem długiego podjazdu, na którym Roch myślał, że wypluje płuco. Wstyd pisać, ale warunki atmosferyczne spowodowały zadyszkę u Rocha. Cóż, nie każdy jest doskonały.

    Po pokonaniu podjazdu, na którym opony przegrywały ze śliskim kamieniami, nastała pora na zjazd. W tym momencie Roch doszedł do wniosku, że lepszy był podjazd, przynajmniej nie pryskało błoto spod kół. W ułamku sekundy z prawie czystych i nadal ładnie pachnących rowerzystów stali się błotnymi stworami, których przestraszyła się pani spacerująca po parku.

    Skoro jesteśmy już przy tajemniczej nieznajomej. Początkowo tajemniczo uśmiechnęła się do błotnych potworów, a później zaniknęła w otchłani parku Repeckiego. Roch z Michałem postanowili odnaleźć ową nieznajomą, a dokładnie to Roch postanowił, a Michał pojechał z Rochem. W końcu gdy tajemnicza nieznajoma się odnalazła Roch postanowił zagaić.

    Pani sama tak spaceruje? Możemy potowarzyszyć? – Rozpoczął wypluwając resztki błota.
    Do pracy idę.. – Odpowiedziała uśmiechając się.

    I na tym zakończył się \”podryw\”, nieznajoma na pożegnanie tajemniczo uśmiechnęła się i podążyła w kierunku ośrodka rehabilitacyjnego. Michał z Rochem skierowali się ku domowi. Jednak nie obyło się bez spożycia napojów energetyzująco-musującego.

    OWy napój nosi nazwę Strong i faktycznie jest Strong. Jednak tym razem Roch delektował się smakiem i nie śpieszył się co zaowocowało spokojnym szumem, a nie kopnięciem byka w Rochową głowę.

    Dzięki temu Roch wrócił do domu w miarę szybko, zachowując pozory utrzymywania prostego toru jazdy. Napój został spożyty w warunkach polowych, czyli pod sklepem dzięki temu Roch poczuł się jak rasowy degustator.

    Na tym zakończył się podeszczowy wypad na Repty wraz z Michałem, któremu kondycja wraca.

    Błotny Roch pozdrawia Czytelników i swojego rowerowego Towarzysza.

  • Rozdziewiczanie sprzętu

    Zgodnie z wczorajszymi zapowiedziami Roch wybrał się na rower z Michałem. Celem był rekreacyjna wyprawa na Repty. Na Reptach Michał z Rochem jeździli po krzakach w celu znalezienia kondycji, która to gdzieś wyparowała. Jednak nie było źle i kondycja zaczęła wracać.

    Aby uczcić powrót kondycji Roch z Michałem udali się do pobliskiej Leśniczówki, aby wypić napój energetyzująco-musujący zwany Heinekenem. Po pierwszym napoju Roch nabrał werwy i zrobiło mu się cieplej, po drugim napoju Roch zaczął rozpoznawać stojące w oddali motocykle co świadczyło, że drugi Heineken wyostrzył mu wzrok.

    W kuflu została znaleziona pestka z cytryny co bardzo zdziwiło konsumentów ponieważ ani Roch, ani Michał nie pili piwa z cytryną. Jednak próba reklamacji felernego kufla skończyła się niepowodzeniem ponieważ pani za barem wzruszyła ramionami i nalała drugą, wolną od bugów, kolejkę.

    Powrót, po dwóch napojach, nie przysporzył większego problemu w przeciwieństwie do powrotu po dwóch Strongach. Pod domem Roch z Michałem spotkali jeszcze dwóch innych rowerzystów, w tym jednego na BMX\’ie.

    Na koniec Roch pochwali się statystykami za miesiąc marzec, które można pobrać klikając w poniższy link:

    marzec_2008.pdf

    Dla osób, które boją się klikać w odnośniki Roch, w kilku zdaniach, opisze osiągnięcia w marcu. W marcu Roch zrobił 684,81 kilometrów w 34 godz. 54 minuty ze średnią prędkością 15,26 km/h. Średnio dzienny dystans Rocha to 22 kilometry. W porównaniu do lutego Roch odnotował spadek, ale to wina pogody. I tego się trzymajmy.

    Statystyczny i lekko podchmielony Roch pozdrawia Czytelników.

  • Było nie szaleć

    Tak sobie pomyślał Roch wstając z łóżka i czując ból w każdym, nawet najmniejszym, mięśniu. Zasiadł do komputera i przyjął pozycję najbardziej optymalną. Otworzył Jedynie Słusznego Klienta Poczty (TM) i zaczął sprawdzać pocztę. Do katalogu \”Blog\” wskoczył jeden mail co świadczyło o tym, że pojawił się nowy komentarz na blogu.

    Po południu Roch zaryzykował wyjście na rower. W między czasie zadzwonił Michał, że jest w Adventure i właśnie składa swój rower. Roch podjechał do chłopaków i faktycznie – nowe, lśniące części były już zamontowane w rowerze Michała.

    Jednak dziś nie było dane przetestować działania nowego sprzętu, ale jutro jak najbardziej odbędzie się dziewicza jazda. Rochowi to na rękę bo dziś czuje się jak dętka bez powietrza. Sam na rowerze zrobił zaledwie 16 kilometrów kręcąc się po mieście aby ludzie widzieli, że Roch nie tylko pisze, ale i jeździ.

    No i to chyba na tyle, bo mięśnie odpowiedzialne za zginanie palców również bolą Rocha. Tak to jest jak się posłucha choroby zwanej cyklozą.

    Obolały Roch pozdrawia Czcigodnych.

  • Pierwszy rowerowy rekord

    Dobry to znak dla Rocha gdy po 85,5 kilometrach może jeszcze cokolwiek napisać. Oznacza to, że jego kondycja nie jest tak opłakana jak mogłoby się zdawać. Wszystko zaczęło się od tego, że rano Roch spojrzał na zaprzyjaźniony blog Reeda, który jak co niedziela zostawił Szanowną Małżonkę, a sam udał się zaspakajać głód rowerowy.

    Roch nie mógł postąpić inaczej jak tylko zjeść śniadanie i iść na rower. Punktualnie o 1000 był już w siodle i rączo pedałował na Repty, gdzie wczesnym rankiem nikogo jeszcze nie było. Na Reptach objechał dwukrotnie standardową trasę i udał się na Pniowiec. Drogi zaskakująco puste świadczą o mszalnym czasie, w który wstrzelił się Roch.

    Z Pniowca pojechał do domu na obiad. W między czasie (pomiędzy jednym daniem, a drugim) zobaczył wyścigi motocykli, czyli MotoGP, które są bardziej pasjonujące niż F1 (śmiała teza, ale dzisiejszy wyścig klasy 250ccm jest na to dowodem vide pojedynek Bautisty z Simoncellim i \”wspólny\” wypadek). Po wyścigu Roch wsiadł na swoją ryczącą maszynę, o napędzie jądrowym i jednym pręcie paliwowym i pognał w kierunku Świerklańca.

    Będąc już na Świerklańcu Roch wyjął sobie telefon i zaczął robić zdjęcia. Oczywiście drugi aparat Rocha leży w domu z rozładowanymi akumulatorkami, ale telefon zawsze ma naładowaną baterię.

    Na Świerklańcu była jakaś wystawa pieców, a to Rocha wybitnie nie interesuje więc pojechał na tamę i uciekł ze Świerklańca. Uciekł do Piekar Śląskich, a stamtąd pojechał sobie na Kopiec i do Radzionkowa.

    Po drodze zażywał kondycji w umiarkowanych ilościach tak żeby wystarczyło jej na cały dystans. Z Radzionkowa udał się na Repty i tam dłużej zagościł.

    Jednak nie wyjeżdżał na główne alejki bo tam dominowali dreptacze z długimi kijkami, które miały symulować kolejne dwie nogi.

    W krzakach też było dużo ludzi, ale większość z nich była zroweryzowana to nie tworzyły się jakieś gigantyczne korki. Gdy już wracał z Rept spojrzał na licznik. Ten wskazywał 70 kilometrów. W tym momencie Rochem zaczęły targać wątpliwości, czy pozostać przy 70-u kilometrach, czy iść na całość i zajeździć się na amen.

    Długo zastanawiał się, ale w końcu doszedł do wniosku, że raz się żyje i można spróbować dobić do 100 kilometrów. Cel: ponownie Pniowiec, ale tym razem lasem. W lesie oczywiście dreptacze z psami co dodatkowo motywowało Rocha do szybszej jazdy.

    Będąc już pod domem Roch spojrzał na licznik i przeżył zawód. Okazało się bowiem, że wyszło marne 85 kilometrów, a nie planowane 100. Ponownie pojawiły targające Rochem wątpliwości, ale tym razem nie dał się. Jutro też jest dzień i trzeba sobie zostawić trochę ochoty na jazdę.

    Skoro Roch chwali się cyferkami to w trzy miesiące zrobił 2015 kilometrów. Dziś licznik przeskoczył i wskazał 2015 kilometrów.

    I tak zakończył się rowerowy dzień Rocha. Na koniec dowód:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Wzmożona aktywność fizyczna

    Rochu, może pojedziemy do Marketu? – Zapytała Roch mama.
    A kupisz mi coś? – Zapytał Roch.
    Jak nie będziesz jechał szybko – Odpowiedziała.

    Roch, znany z tego, że na swoim koncie ma trochę kilometrów spędzonych za kółkiem pojechał bardzo wolno. Miejscami licznik wskazywał 100km/h, ale wszystko było pod kontrolą. Po chwili mijali znak \”Bytom\” co oznaczało, że Market jest już blisko.

    Dalszy opis wizyty zakrawa na traumatyczne doświadczenie, a więc Roch powstrzyma się od opisywania tego co tam się działo. Na pocieszenie dostał zestaw napojów z żywymi kulturami bakteriami i przestał marudzić.

    Po obiedzie wsiadł na rower i zaczął jeździć, jednak otrzymał propozycję zagrania w siatkówkę. Rower wrócił do domu, a Roch przywdział siatkarski dresik i poszedł na boisko. Na boisku oczywiście nikogo nie ma, tylko Roch i okoliczne wróble. Po dziesięciu minutach przyszła siatka i Paweł. Pozostało oczekiwanie na Arka, który chyba wcześniej przestawił zegarek.

    Zadzwoń do niego – Powiedział Paweł.
    Po ch*j? Potem będzie mnie zapraszał do Matrixa – Odpowiedział Roch.

    Jednak po dłuższym oczekiwaniu Roch przemógł się i zadzwonił.

    Noooo już ku*wa złaże – Usłyszał w słuchawce.

    Po tym, co usłyszał, zamknął się w sobie. Po dłuższej chwili przyszedł Arek i można było zacząć grać w.. piłkę nożną. Cóż, większość chciała to i Roch zaczął chcieć. Po prawie wygranym meczu rozwinęli siatkę i rozpoczął się mecz. Po dwóch w drużynie, pierwszy set rozpoczęty energicznie. Jednak nie rozgrzany Roch miał miękkie palce i żaden serw mu nie wychodził.

    Set drugi ciągnął się i to nie dlatego, że nie było przepisowych dwóch punktów różnicy, ale co chwile ktoś miał coś do wtrącenia, a najwięcej oczywiście gadał Roch. Pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia, które nasiliły się w secie trzecim.

    Set trzeci nie został dokończony z powodu zmęczenia. Rozpoczął się odpoczynek na ławce i opowieści.

    Arek, czapkę zostawiłeś – Zauważył Roch wskazując na leżącą uszatkę.
    Ja jeb*a – Odpowiedział.
    O Rafał idzie – pewnie do Oli – Zauważył Paweł.
    Do jakiej Oli? – Zapytał Roch.
    No tej koleżanki od Ani – Wytłumaczył mu Paweł.
    Aaaaaa to co z Dorotą? – Zapytał nie będący w temacie Roch.
    Łeeee już koniec – Odpowiedzieli.
    Pewnie nie kupił jej gaci, jak to zrobił Arek – Zauważył Roch.
    Buahaha – Wybuch śmiechu.
    Mógł jeszcze dokupić stanik – Dopowiedział Roch.
    Co Ty, zsuwał by się – Ktoś tam powiedział.

    W tym momencie wszyscy płakali ze śmiechu.

    I tak zakończył się dzień Rocha, w którym przeważała piłka nożna i siatkówka. Cóż, nie samym rowerem człowiek żyje.

    Zmęczony Roch pozdrawia Czytelników i zawodników.

    P.S: Najlepszy sposób na dziewczynę: kupić jej bieliznę kilka numerów za dużą.

  • Kolejne plany w planach

    Nastała pogoda umożliwiająca wyjście na rower. Rano jednak Roch pojechał opłacić kilka rachunków, ale ten najcenniejszy zostawił sobie na później. Po obiedzie zadzwonił Koyocik, który uskuteczniał rower i zaproponował, żeby razem pojeździć.

    Roch wskoczył w kalesonki i ruszył w umówione miejsce. Z nim jechał rachunek za telefon, który jako ostatni pozostał do zapłacenia. Wraz z Koyotem udali się w kierunku jakiegoś lasu. Jednak w pewnym momencie w Koyocikowym rowerze zepsuł się, za przeproszeniem, pedał.

    Wizyta w Adventure, a przy okazji w salonie Plusa. W salonie oczywiście była Pani z Plusa, ale zajęta, a i Rochowi się śpieszyło ponieważ mając wybór między Panią z Plusa, a Koyocikiem zawsze wybierze tego drugiego.

    Po załatwieniu wszystkich formalności można było uderzyć w las. Lasem dojechali do Miasteczka Śląskiego i dalej na Chechło. Tam zażyli kondycji i rozjechali się w swoją stronę. Roch udał się jeszcze do Świerklańca i na Repty. Dzięki temu wyszło szalone 50 kilometrów z czego Roch bardzo się cieszy.

    Jurajskie plany pozostają bez zmian, a w planach są kolejne rowerowe plany, ale o tym Roch napisze jak faza planowania planów zostanie zakończona.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Rękawiczki są wypasione.

  • Jak kobiety

    Roch rano poszedł do zaprzyjaźnionego PWiK dokończyć walkę z SAPem. Niestety, w przypływie ułańskiej fantazji wykasował połowę plików i musiał zaczynać prawie od początku, a kopii bezpieczeństwa oczywiście nie zrobił bo twardziele backupów nie robią.

    Na szczęście zadzwonił Koyocik, który wysunął propozycję wspólnego wypadu to Twomarku na zakupy rowerowe. Kobiety chodzą po galeriach i wybieraj pantofelki, sukienki, spódniczki, żakiety i inne ciuszki, a Roch z Koyocikiem odwiedzają sklep rowerowy i również poprawiają sobie humor i samopoczucie.

    W Twomarku Roch upatrzył sobie rękawiczki Specialized XC Lite, które chciał kupić, ale budżet miał ograniczony. Po drugiej stronie stała urocza dziewczyna w koszulce podkreślającej jej cudowne kształty. Początkowo Roch nie wiedział na czym skupić wzrok, ale i tak jedno oko podążało za oszałamiającymi kształtami owej pani.

    Po przymierzeniu rękawiczek Roch postanowił, że zaryzykuje eksmisje z domu i kupi je. Zapłacił całe 140zł, ale Koyot też nie chciał wyjść z pustymi rękoma z Twomarku. Pani w koszulce zachwalała wszystko co Koyot miał w ręce, a im większa cyfra na początku to bardziej zachwalała.

    I tak przy siodle Specializeda za 400 zł Pani puściła wodzę fantazji jednak Koyot powstrzymał się przed zakupem. Jednak nie powstrzymał się od zważenia kilku części. Cykloza w pełni rozwinięta i nie ma już ratunku.

    W trakcie powrotu Roch z Koyotem poczynili plany dotyczące wypadu na Jurę, które uwzględniają reeda i to bezdyskusyjnie. Powstał nawet pomysł popsucia swoich samochodów tak, aby tylko reed miał sprawnego pojazda.

    Jura odbędzie się na początku kwietnia, o czym Roch poinformuje Czcigodnych w relacji słowno-obrazkowej.

    Uzbrojony w wypasione rękawiczki Roch pozdrawia Czytelników.

    P.S: Obowiązkowo zdjęcie: