Od dawien dawna Roch powtarzał, że roweru nie spuści z oka więc wszystko co miał załatwić w centrum czy to Tarnowskich Gór, czy Częstochowy załatwiał jadąc tam samochodem. Szukał miejsca do zaparkowania, potem szedł, wracał, stał w korkach i tak dalej. Odkąd jednak kupił zapięcie to coraz częściej zapuszcza się do miasta rowerem. Jedynie musi znaleźć solidny kawał czegoś do czego może przypiąć rower. Odpada stanie w korkach, płatne strefy a plusem jest zdrowie, kondycja i ruch.
Autor: Roch Brada
-
Rower w mieście nabrał sensu
W weekend też musiał podskoczyć do sklepu, więc zamiast samochodu zabrał rower, zapięcie i plecak na zakupy. Samo zdrowie, no może poza tym co kupił i w plecaku wiózł, ale różnica w kaloriach powinna wyjść na zero. Od ostatniej notki nie minęło dużo czasu, a zguba już się znalazła. Staś położył go w swoim sklepie i zapomniał o nim, ale Żonka go znalazła. Zatem nagroda należy się Żonce.Na zakończenie zdjęcie cudownie odnalezionego:Roch pozdrawia Czytelników. -
Najlepszy okres rowerowy Rocha
Ale też nie najlepszy okres blogaskowy, ale tak to już jest, że jak Roch pojeździ na rowerze to później jeszcze musi pogolać trochę, pogrzebać w piachu, iść na spacer, potem jeszcze na rowerek z Stasiem i jak już może siąść i napisać notkę to zasypia w pokoju dzieci albo na łóżku z głową podpartą poduszką. A miałby o czym pisać, bo maj pod względem pedałowania był jednym z lepszych w ostatnich latach. Wszystko to zasługa tego, że dzieciory i Żonka są rowerowi i nie ma problemu z tym, żeby iść na rower.
Rower na plaży. Brakuje tylko parawanu. Zmiana godzin pracy wyszła na plus, Roch teraz wraca i jeszcze ma okazję popedałować. Dodatkowo odkąd zainwestował w porządne zapięcie rowerowe nie ma już oporów żeby pojechać do miasta rowerem zamiast samochodem. Co prawda Roch pod namową (no bo twój rower jest drogi) W. kupił zapięcie pancerne i teraz przypina rower do czegoś stałego, Nie ma problemu żeby iść do sklepu czy do apteki. Zapięcie ma jeszcze fajną linkę, którą można opleść resztę rowerów więc na placu zabaw wszystko jest solidnie zabezpieczone.
Dziś na przykład Roch pojechał rowerem do apteki, przypiął go do słupa, kupił lekarstwa i wrócił do domu. Samo zdrowie, poza lekarstwami, ale leczyć się trzeba. Poza tym, że pojechał do apteki, to jeszcze poszedł na rower z Rodzinką i to dwukrotnie, bo rano i wieczorem. Cały dzień pedałowania zamknął się dla Rocha w 30 kilometrach. Pewnie byłoby ich trochę więcej, ale licznik Rocha zgubił się w niewyjaśnionych okolicznościach, więc musi posiłkować się GPSem, a to jak wiadomo dokładne nie jest. Jednak za znalezienie licznika Roch wyznaczył nagrodę, więc pewnie się znajdzie za łóżkiem, albo w zabawkach dzieci.
Na zakończenie szybki podgląd rowerowego maja, bo to, że Roch nie wrzuca tutaj śladów nie znaczy, że nie spisuje kilometrów z licznika, który się zgubił. Jak się nie znajdzie, to Roch zapowiedział, że kupi nowy.
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Pierwszy rower po pracy
Blogowe zaniedbania Roch są godne potępienia, ale na swoje usprawiedliwnie ma to, że na rowerze jeździ, czego dowodem są wpisy z licznika, które Roch gramodzi w popularnym serwisie, a które z racji tego, że Roch najczęściej jeździć z dziećmi są prywatne. Tak czy inaczej Roch może pochwalić się tym, że przejechał w maju już 115 kilometrów, a dziś dołożył do tego kolejną cegiełkę.
Jak już pewnie wiadomo Roch skorzystał z możliwości zamiany godzin pracy i teraz jeździ godzinę wcześniej do pracy, ale i wraca godzinę wcześniej. Ten sprytny zabieg miał na celu umożliwienie Rochowi zabrania roweru do pracy i pojeżdżenia po starych śmieciach. Jednak do tej pory Roch albo wracał prosto do domu bo dzieci chciały się bawić, albo trzeba było jechać do sklepu, czasami też trzeba było pojechać do Mamy do Tarnowskich Gór albo pogoda nie dospisywała. Jednak dziś w końcu wszystko udało się tak poukładać, że Roch miał godzinkę na pedałowanie.
Żeby nie tracić czasu to po wyjściu z pracy od razu wypakował rower z bagażnika, założył buty i plecak i pojechał. Plan miał prosty: dojechać do Sportowej Doliny, ale nie chciał jechać zwykłymi drogami. Zainstalował on zatem nawigację rowerową, która miała prowadzić do celu, ale po dłuższej chwili okazało się, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Koniec końców pojechał ścieżakmi rowerowymi i dojechał. Jednak te wszystkie gadżety nawigacyjne są do bani. W telefonie tylko Spotify, a reszta to już jazda na pamięć.
Ogólnie wyszło 15 kilometrów po pracy. Godzinka na siodełku choć następnym razem Roch spożytkuje ją lepiej. Nie będzie się grzebał w nawigacjach. Właczy jedynie muzykę i pojedzie przed siebie. Jedynie Google Maps działało, ale z włączonym ekranem, a Roch tak nie chce. Koniec końców udało się pojeździć i o to chodzi w tym wszystkim. Niedługo weekend więc pewnie też jakieś wycieczki rowerowe Roch odbędzie. I kilometry lecą.
Chyba Roch rozjeździł się na dobre. Co prawda nie ma tego tyle co kiedyś, ale też warunki są inne. Jednak ile Roch da radę to będzie pedałował bo co by nie mówić to Roch bez kręcenia długo nie wytrzymuje. Tak więc może w przyszłym tygodniu Roch znowu po pracy pojeździ na rowerze. W weekend to już na pewno będzie pedałowanie. Trzeba przejechać się nową ścieżką wzdłuż Częstochowy.
Roch pozdrawia Czytelników.
PS.
Dowód pedałowania:PS2:Ten wpis jest 1300 wpisem na blogasku. -
Nowy rok, nowy rower
To już chyba stało się tradycją, że w okolicy maja / czerwca Roch dzwoni do zaprzyjaźnionego W. i umawia się z nim na biznesy. Nie inaczej było i w tym roku. Roch zobaczył, że Michalina już za często wstaje z siodełka i stwierdził, że to dobry czas na podniesienie go o kolejny centymetr albo i dwa. Jednak tym razem Roch zdziwił się bowiem rurka vel. sztyca odkryła przed Rochem napis \”minimum\”. Niczym system TAWS w samolocie Roch poczuł, że zbliża się niebezpiecznie do terenu zwanego kontem.
I tak się stało. Kolejny rower stoi w garażu, a Miśka zachwycona bo w końcu ma rower z przerzutkami i w ogóle jest on kochany (pomimo, że nie jest różowy). Codziennie chce jeździć na nim. Dziś nawet chciała zrezygnować z basenu żeby tylko na nim pojeździć. W końcu udało się pojechać rano na basen, a popołudnie należało do roweru. A skoro ma przerzutki, a w zasadzie przerzutkę, bo tylko z tyłu ma biegi to odpadło Rochowi holowanie jej pod górkę.
Staś dostał na zachętę licznik rowerowy, ale zrobił z niego telefon komórkowy i dzwoni do babci i dziadka. Jednak i on ma żyłkę rowerową mimo, że jeszcze nie przekonał się do swojego pedałkowego rowerku. Jednak Roch jest cierpliwy i w końcu Staś też będzie pedałował. Równowagę już doskonale utrzymuje na swoim odpychanym rowerku. I tak cała dwójka dzieci załapała bakcyla rowerowego od Rocha. To muszą być geny. Te dobre geny oczywiście.
I dziś na przykład Michalina ze Stasiem przejechali 7 kilometrów, postój na lody i z powrotem do domu. Wieczorem jeszcze mała przejażdżka i wszyscy grzecznie poszli spać. Jutro może też się uda popedałować, ale to jedna wielka niewiadoma jest. Jeśli się uda to Roch oczywiście o tym napisze.
Na zakończenie zdjęcie nowego roweru:
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Podsumowanie majówki, a działo się, oj działo
Majówka ma się ku końcowi, dziś ostatni dzień wolnego (kto ma ten ma) i zostaje już tylko weekend na pedałowanie. Tak czy inaczej do dziś działo się sporo pod względem rowerowym u Rocha. W zasadzie każdy wolny dzień (Roch w tym roku pracował pomiędzy dniami wolnymi) spędzał lub spędzali na rowerach. I tak z samej majówki wyszło 40 kilometrów. Większość z nich przejechane z dziećmi, a najdłuższy wypad to 10 kilometrów, które Miśka przejechała sama. No ale wypad na lody motywuje bardzo mocno.
Jednak najdłuższy z najdłuższych wypadów Roch zaliczył wczoraj z Żonką, z którą pojechał zobaczyć jak tam idą prace przy budowie autostrady. I \”przecinka\”, bo tak Roch nazywa wjazd na autostradę już jest gotowa do tego ścieżki, chodniki i pasy zieleni. Wszystko wygląda doskonale, a po ścieżce jedzie się idealnie. Równa, asfaltowa i szybka. Jednak powrót do domu był szybki bo zaczęły się zbierać burzowe chmury. I pod wieczór lunęło deszczem, ale wypad zaliczony do bardzo udanych mimo, że burza i deszcz. W dodatku Roch znalazł sklep, w którym usłyszał, że nie zapłaci 2.50 PLN kartą bo płatności kartą od 10 PLN. Tak, jeszcze takie sklepy są.
Majówka, mimo, że pracująca dla Rocha, okazała się całkiem rowerowa. Najważniejsze, że dzieci są rowerowe, choć Staś jeszcze nie przekonał się do rowerka z pedałkami, ale na odpychanym daje sobie doskonale radę. Z górki już nawet nogi podnosi i \”buja się\” więc pewność i równowagę ma obcykaną. Teraz tylko wygrać z upartością i oporem. Pierwsze dwa dni zmiany czasu pracy dla Rocha są obiecujące, bo po powrocie z pracy ma godzinę ekstra, a więc wycieczki rowerowe będą częstsze, a nawet po pracy wypad w stare okolice będzie bardziej możliwy. Samochód zostanie na parkingu, a Roch przepedałuje się po okolicy i wróci po samochód.
Na zakończenie zdjęcie rowerów. Z wypadu na lody.
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Rower z Miśką
Oczywiście kolejny raz jak Roch zapomniał o notce. Po tym jak zmobilizował się do w miarę regularnego pedałowania (w zasadzie został zmobilizowany przez Żonkę) teraz musi zająć się harmonogramem notek. Niemniej jednak Roch pedałował w niedzielę, ale tym razem tylko z Miśką. Staś postanowił, że pójdzie spać i nic go nie odciągnęło od tego zamiaru.
Nic dziwnego ponieważ rano pojechali na wycieczkę. Co prawda do celu nie dojechali, ale zamek też był fajny. Na miejscu dzieciory zjadły obiad i wrócili do domu. Staś już nie dał rady i zasnął, a Michalina chciała jeszcze iść na wycieczkę rowerową. No więc Roch wsiadł na rower i pojechał wraz z nią na przejażdżkę.
Przejechali razem nieco ponad 4 kilometry, ale za to Miśka pod każdą górkę wjeżdżała sama, nawet nie chciała Rocha pomocy. Stwierdziła, że chce trenować nogi, więc sama pedałowala pod wszystkie górki. Po powrocie do domu zaległa na łóżku. I nic dziwnego, Roch też poczuł te podjazdy.
Na zakończenie zdjęcie zamku:
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Zaległości w pisaniu, ale nie w pedałowaniu
Tym razem Roch jest usprawiedliwiony w połowie albowiem zapomniał tylko napisać notkę, ale materiał do wpisu jak najbardziej jest zebrany, czyli jednym słowem Roch jeździł na rowerze. Co prawda w weekend, ale przecież wtorkowa notka nic nie psuje w sobotnim i niedzielnym pedałowaniu. I tak w sobotę Roch z Żonką i dzieciorami pojechali do chorzowskiego ZOO żeby spędzić czas na świeżym powietrzu. Celem dla Miśki były pingwinki, ale musiała się zadowolić sówkami. Staś zadowolił się Rochem i tym, że go nosił i w ogóle, że mógł z Rochem robić co chce.
W niedzielę był dzień regeneracji, czyli na rowerach Roch z dziećmi i Żonką jeździł trochę, raczej w ramach relaksu niż wycieczki rowerowej. Jednak był to pierwszy raz kiedy Staś pojechał na własnym rowerku razem z Rochem. Zaufanie to podstawa, ale Roch trochę bał się, że poniesie go ułańska fantazja i wyjdzie mu na ulicę. Jednak nic takiego się nie stało. Wspólna przejażdżka była bardzo udana i Staś pokazał, że jednak nie zawsze wychodzi z niego szogun.
I tak, według tego co różne statystyki podają, Roch w kwietniu, a w zasadzie jego połowie, przejechał już 50 kilometrów, a to jeszcze nie jest ostanie słowo Rocha w tym miesiącu. Może uda się przejechać w jednym miesiącu 100 kilometrów, a to już byłoby dla Rocha niezłym wyczynem (patrząc na ostatnie lata). Żeby zwiększyć swoje szanse Roch nawet przesunął godziny pracy na wcześniejsze żeby mieć więcej czasu na pedałowanie.
Na zakończenie zdjęcie z ZOO. Roch w ciąży spożywczej, ale pracuje nad rozwiązaniem.
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Rowerowy weekend z Żonką
Cały poprzedni tydzień, nie licząc świątecznego poniedziałku, Roch spędził w pracy. Za oknem miał widok zbliżającej się wiosny, czyli słońce i zieleń, a on musiał siedzieć w pracy. Odliczał więc dni i godziny do weekendu bo wiedział, że będą przejażdżki rowerowe a może nawet coś dłuższego. Samotnie albo jeszcze lepiej z Żonką. Kiedy nastał weekend Roch z Żonką wrócił do tradycji sobotnich basenów z dzieciorami bo im już było tęskno za wodą.
Po powrocie dzieci zapragnęły babci i dziadziusia, więc poszły \”na górę\”, a Roch z Żonką wykorzystali ten czas na pedałowanie. Co prawda czasu nie było za dużo albowiem babcia miała umówione spotkanie, ale zawsze to 45 minut na rowerze. I dzieci zdążyły w tym czasie zjeść babciny rosołek i popchnąć to paczką Rafaello. Po powrocie Roch rozpalił im ognisko i tak zakończyła się sobota.W niedzielę, czyli dziś, było jeszcze lepiej; rano pojechali zobaczyć motocykle, które zjechały się na inaugurację sezonu motocyklowego, a popołudniu babcia zobowiązała się do tego, że weźmie dzieci na lody, więc kolejne chwile z możliwością pedałowania. Tym razem dłuższego, ale z Żonką oczywiście. Korzystając z kolejnej okazji na pedałowanie Roch z Żonką pojechali do Lasku Aniołowskiego, później do centrum i w końcu do domu. Dzieciory leżały wymęczone, ale zadowolone bo babcia zabrała ich na lody, potem na ogródku siedzieli, a na koniec włączyła im bajki. Jeszcze tylko szybkie mycie i lulu bo już same wołały, że chcą spać.Ogólnie takie pedałowanie jest korzystne dla wszystkich. Roch spędza czas z Żonką, dzieci nasycają się babcią, a babcia nie narzeka. Dla ścisłości – Roch z Żonką również zapewniają dzieciom ogrom rozrywki, ale że blog koncentruje się wokół (powrotu do) roweru to wychodzi tak, że dzieci idą do babci w sobotę i wracają w niedzielę. A to nie do końca tak jest, ale nie o tym Roch ma zamiar pisać. Dobrze, że Żonka organizuje czas tak, że każdy ma coś dla siebie. Na zakończenie zdjęcie roweru:Ostatnio jest mocno wykorzystywany.Roch pozdrawia Czytelników. -
Rowerowy drugi dzień Świąt
Pogoda jak na okres wiosenny średnio zachęcała, szczególnie że dziś do południa padał w Częstochowie śnieg, a później deszcze. Jednak od południa zrobiło się pięknie i aż chciało się iść na rower. Po tym jak Roch położył Stasia na drzemkę zasiadł w fotelu i już miał nie robić nic, ale przyszła Michalina i zapytała czy pójdą na rower. Rochowi nie trzeba mówić dwa razy. Ubrał się, założył buty i poszedł z Miśką na rower.
Michalina prowadziła i wyszło całkiem sporo kilometrów i przede wszystkim Michalina zaczęła zjeżdżać z górek. Kilka zjazdów i kilka podjazdów i pojechali w kierunku domu. Na miejscu okazało się, że po tym jak Roch wyszedł z domu to Staś obudził się i też chciał iść na rower. I tak spotkali się wszyscy w jednym miejscu, czyli pod bramą. Szybkie ustalanie gdzie jadą i już można było pedałować. Jeszcze tylko Roch musiał opanować focha Michaliny, ale udało się i dała się przekonać, że jeszcze da radę pojechać. Michalina miała w nogach już dwa kilometry i całkiem niezłą ilość podjazdów.
Na wspólną wycieczkę udali się pooglądać nowe stacje rowerów Częstochowskich, które można wypożyczyć, ale o nich Roch napisze w swoim czasie. Pod koniec wycieczki Michalina już była zmęczona i Roch musiał doholować ją do domu. Pod bramą miała już siedem kilometrów. Jednak po zejściu z roweru odzyskała siły i sprawność. Na ogródku szalała, a Żonka wymyśliła że fajnie byłoby zrobić ognisko i upiec kiełbaski nad ogniem. Roch rozpalił ognisko, co wcale nie było takie proste bowiem wiatr skutecznie gasił Rochowe ognisko. W końcu udało się odpalić wszystko i dzieciory były zachwycone ogniskiem do tego stopnia, że na najbliższą sobotę Roch musi ponownie odpalić ognisko.
Pod wieczór wróciła Babcia z Dziadkiem i dzieciory poszły z wizytą i na pierwszą kolację. Korzystając z tego Roch z Żonką poszli na rower. Początkowo mieli jechać tylko na stację po przekąski, ale okazało się, że z tego wyszło całkiem dobre pedałowanie. Kilometrów przybyło i Rochowi stuknęło całe 14. Takie rowery to Roch rozumie bo i dzieci zadowolone i Roch syty bo pojeździł szybciej i dalej. Sezon się zaczyna, Roch ma zalecone minimum dwa rowery w ciągu tygodnia.
Roch pozdrawia Czytelników.
-
I po awarii. Z wiosną w tle
Długo Roch nic nie pisał, ale też nie było o czym pisać. Rower u W. został celem naprawy hamulca. Co prawda początkowo Roch nie myślał, że aż tak bardzo się skomplikuje, ale diagnoza W. nie pozostawiła cienia nadziei; to jest ostatni sezon hamulców. Co prawda W. stanął na rzęsach żeby go uruchomić i dokonał niemożliwego, ale kolejna awaria skończy się śmiercią pacjenta. I tak Roch ma nowy cel, czyli kupić nowe hamulce, ale póki te działają to Roch spokojnie gromadzi fundusz hamulcowy na poczet przyszłych inwestycji.
Rower Michaliny też przeszedł serwis u W. I od tego momentu Michalina nie schodzi z roweru. W poprzednim sezonie Młoda pod koniec lata już nie chciała jeździć na wycieczki, tylko wkoło domu i nigdzie dalej. Okazało się, że tylne koło było głównym winowajcą. Po serwisie u W. Michalina nie schodzi z roweru, a przez weekend były już dwie wycieczki i to bynajmniej nie dookoła domu. I sama wjeżdżała pod górki. Ogólnie mówi, że teraz lubi jeździć na rowerze. A wszystko dzięki zaprzyjaźnionemu W.
Skoro już Roch wspomniał o weekendzie to pogoda iście wiosenna. Do tego stopnia, że dziś i wczoraj aktywnie pedałowali na przejażdżkach. Michalina razem ze Stasiem i Żonką przejechali jakieś 8 kilometrów. Poza tym Staś intensywnie trenuje na swoim rowerze utrzymywanie równowagi. Idzie mu doskonale. Weekend należy uznać za doskonale spędzony. Co więcej na koniec dnia dzieci poszły do babci i Roch mógł popedałować wspólnie z Żonką. Przejechali razem 10 kilometrów, a z poranną wycieczką wyszło łącznie 14 kilometrów.
Oby tak dalej. Pogoda dopisuje, sprzęt naprawiony więc można pedałować. A najważniejsze jest to, że wszystkim się to podoba. Więc nie ma zmuszania kogokolwiek do wsiadania na rower. Na zakończenie prawie grupowe zdjęcie.
Roch pozdrawia Czytelników.
-
Inauguracja sezonu z awarią w tle
Co prawda to nie jest pierwsza inauguracja sezonu, bo pierwsza była wraz ze Stasiem kilka dni temu, ale ta miała być tą długą, wręcz epicką i po części tak się stało. Historia ta ma początek po obiedzie i po tym jak Staś poszedł na swoją popołudniową drzemkę. Roch, za namową Żonki, poszedł na rower. Michalina nawet nie zauważyła, że Roch się wybiera na rower i jedyne co od niego chciała to to żeby zrobił jej samolot z papieru. Kiedy Roch już złożył samolot (a Roch robi nie byle jakie samoloty z papieru) mógł iść na rower.
Wsiadł na rower od razu (odpadły czujniki, a słuchawki same się z telefonem łączą) i pojechał na zaplanowaną wyprawę, czyli na inaugurację sezonu. Chciał przejechać jakieś 30 kilometrów i tyle liczyła trasą którą chciał pojechać, ale wtedy sytuacja się skomplikowała. Po jakichś 10 kilometrach, które Roch pokonał w iście mistrzowskim tempie i bez większego wysiłku nagle coś odłączyło nogi od reszty Rocha.
Pedałowało się tak ciężko, że Roch musiał stać na pedałach. Jednak coś się nie zgadzało, bo droga w tym miejscu była płaska jak stół, nie było nawet krztyny górki, a pedałowało się coraz ciężej. W końcu Roch zaczął wątpić w swoją kondycję i już miał wieszać rower na haku kiedy coś go olśniło. To przecież może być awaria; ale awaria czego? Zszedł więc Roch z roweru i zaczął kręcić tylnym kołem, które ani drgnęło. Załapał więc Roch za hamulec, który był twardy jak mięśnie Schwarzeneggera. Okazało się, że hamulec zapowietrzył się i to było przyczyną nagłego spadku prędkości.
Początkowo Roch chciał upuścić trochę płynu hamulcowego, ale koreczek tak bardzo nie chciał wyjść, że Roch chyba go uszkodził. Koła nie wyjmował bo pewnie już by go nie włożył. Jedyna deska ratunku to telefon do Żonki z pytaniem, czy przyjedzie. Sytuacja się dodatkowo skomplikowała bo dzieciory chore i nie za bardzo Roch chciał je angażować w całą akcję ratunkową, ale z drugiej strony nie ma z kim ich zostawić bo zarażają, więc babcia odpada.
Koniec końców dzieciory wzięły udział w akcji ratunkowej; Stasiowi się podobało bardzo, a Michalina poszła spać, więc jej pewnie było obojętne czy i jak Roch wróci do domu bo przecież już jej zrobił samolot z papieru. Kolejną komplikacją było to, że Staś spał, więc Roch musiał poczekać aż wstanie. Jako, że to pierwsza niedziela z zakazem handlu Roch nie miał żadnego problemu żeby znaleźć otwarty sklep i kupić coś na ochłodę. Nawet udało mu się zapłacić kartą, bo gotówki oczywiście nie miał. A bankomat było znaleźć trudniej niż otwarty sklep. Po parunastu minutach zjawiła się Żonka i nastąpiła kolejna komplikacja. Klocki tak mocno trzymały koło, że Roch nie mógł go wyjąć bez używania siły, ale w końcu udało się je wyjąć i można było wkładać rower do bagażnika. Staś oczywiście zadowolony, Michalina dalej spała.
To drugi raz w całej historii rowerowej kiedy po Rocha przyjeżdżał wóz techniczny. Wracając do domu Roch popadł w refleksję nad tymi inauguracjami sezonu. Każda kończy się jakąś awarią. Nawet Żonka powiedziała, że jak szła z Rochem na rower po raz pierwszy to zawsze wracali na piechotę. W tym roku akurat wracali wozem technicznym. Kiedy dojechali do domu Roch przepakował rower z jednego bagażnika do drugiego i jutro przed pracą podjedzie do W. żeby naprawił Rochowi rower, a przy okazji zrobił przegląd rowerku Michaliny żeby nie musiała wzywać wozu technicznego podczas swojej inauguracji.
Tak więc historia okazała się całkiem ciekawa i z leniwego popołudnia zrobiła się całkiem ekscytująca akcja ratunkowa. Żeby pokazać powagę sytuacji Roch złamię zasadę i pokaże ślad GPS, bo coś go podkusiło żeby dziś go zapisać:
Drogi powrotnej Roch nie zapisywał. Na zakończenie pozostaje pokazać zdjęcie dwóch bagażników. Jutro rowery jadą do W. i pod koniec tygodnia Roch ma nadzieję, że przejedzie jeszcze raz tą samą trasę już tym razem bez niespodzianek.Roch pozdrawia Czytelników.