Autor: Roch Brada

  • Imieniny i takie tam; w każdym razie bez akcentu rowerowego

    No i nastał ten dzień w którym to Michalina ma imieniny. Tak, trzeba było zorganizować prezent, tort, a w międzyczasie jeszcze wrócić z pracy o rozsądnej porze tak żeby dzieciory nie poszły jeszcze spać. Na szczęście Michalina poszła w południe na drzemkę, więc Roch miał trochę więcej czasu na to żeby wszystko zorganizować. Później oczywiście kąpanie, czytanie książki, czekanie aż zaśnie i w końcu można zacząć myśleć o rowerze.

    Jednak \”inne obowiązki\” spowodowały to, że Roch dziś ograniczy aktywność rowerową do wyjazdu do bankomatu i z powrotem. Niestety, ale czasem trzeba sobie odpuścić, ale Roch liczy, że w weekend sobie odbije, może nawet wyjazdem do Tarnowskich Gór, a to już by było coś. W końcu pojeździ jak człowiek, za dnia, a nie jak wilkołak po nocy. Choć jeżdżenie wieczorami ma jedną ogromną zaletę — nie ma ruchu, więc nie trzeba aż tak bardzo uważać, no chyba, że ktoś łapie pokemony jadąc na rowerze bo i taki przypadek zdarzył się Rochowi.

    Niemniej jednak dziś jest przerwa, jutro powrót na siodełko, chyba, że Staś będzie bardzo marudny po szczepieniu, ale takie już uroki dorosłego życia. Nie zawsze ma się to czego się chce.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień #5: za ciepło ubranym też nie warto jeździć

    \”Złej baletnicy nawet rąbek u spódnicy\” – tako rzecze stare przysłowie ludowe, a Roch jest doskonałym tego przykładem. Jeśli prześledzić by ostatnie wpisy to Rochowi zawsze coś przeszkadzało; a to McD, frytki, a dziś za ciepło się ubrał, a wczoraj było mu zimno.

    Jednak pora zacząć od początku. Jako, że Roch zaliczył obsuwę i jeden dzień wypadł mu z obiegu to musiał nadrabiać straty kilometrowe. Dziś zaplanował sobie podwojenie dystansu, czyli przejechanie kokardki dwa razy.

    Bardzo spodobała mu się ta trasa, bo jest i z górki i pod górkę i trochę po prostej, czego można chcieć więcej? No może wypadu do raju, ale to powinno udać się w weekend, bo nocą Roch ma obiekcje przed wjechaniem do lasu – i nie chodzi tu o duchy, czy strachy, a o zwykłych, żuli z krwi i kości, którzy dla Rompera mogą chcieć wejść w posiadanie roweru, na którym Roch jeździ. Więc pozostało mu jeździć po oświetlonych ścieżkach rowerowych, a o bardziej terenowych ścieżkach zacznie marzyć jak nadejdzie \”piątek, piąteczek, piątunio\”.

    Drugi raz był lepszy od pierwszego, ale po dziesiątym kilometrze Roch musiał się napić wody. Tę na szczęście zabrał ze sobą, więc sięgnął do tylnej kieszeni i mógł robić drugą dziesiątkę. Jutro kokardka jeszcze dwa razy, ale Roch już myśli o tym, żeby potroić dystans, a to już będzie nie byle co. Na zakończenie oczywiście śladzik (nie śledzik, chociaż śledzić też można):

    Skutkiem ubocznym tego, że Roch twardo wsiada na rower jest utrata wagi, nawet znaczna i koszulka w końcu luźno zwisa. Same plusy.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień #4: powrót na siodełko

    Po dwóch dniach bez roweru Roch stwierdził, że pora wsiadać na siodełko i przejechać znowu parę kilometrów szczególnie, że pogoda zaczęła zachęcać do przejechania się po okolicy. Rano było jeszcze szaro i ponuro, ale popołudniu zaczęło się wypogadzać i po powrocie z pracy Roch mógł śmiało iść na rower, ale nie sam.

    Najpierw Michasia powiedziała, że chce iść z Rochem na rower, ale Roch musi ubrać \”te dziwne buty co robią puk puk\”, kask i rękawice. Bo Michasia też ma kask i rękawiczki na rower więc Roch nie może odstawać dizajnem od niej.

    Było nie było Roch wziął kask, założył rękawiczki, ale od butów udało mu się wymigać. Jak jeździ z Michaliną to ewentualne kolizje łatwiej uratować nie będąc wpiętym w pedały, a poza tym jakby Michalinę poniosła ułańska fantazja przed przejściem dla pieszych to Rochowi łatwiej jest zeskoczyć z roweru i dogonić ją mając na stopach buty, w których palce się zginają.

    Wspólnie przejechali się kawałek, ale oczywiście nie mogło obyć się bez wywrotki, a Roch mówił, że na \”tych kamyczkach\” to jest bardzo łatwo się wywrócić, ale Michasia swoje wiedziała. Płaczu było mało, potem analiza tego jak to się stało, zrywanie kwiatków dla Mamy i powrót do domu. Tam akcja \”jestem zmęczona i chce spać\”, później jeszcze tylko godzina zasypiania i już o 2200 można było iść na rower. Ale zaraz zaraz – jeszcze trzeba znaleźć to, a później klucze, a jeszcze telefon i buty, które zawsze są w innym miejscu.

    Po 22 minutach Roch już zamykał garaż i wsiadał na rower. Trasa ta sama, nie ma co ulepszać czegoś co jest dobre z natury bo wymyślone przez Rocha. Dziś planował przejechać \”kokardkę\” dwa razy, ale przy końcu robiło mu się zimno i chciało się pić. Chwilę stał pod bramą i dumał nad tym, czy nie iść do domu przebrać się i napić, ale perspektywa zabawy ze Stasiem o 500 rano wygrała. I zaraz, po kliknięciu \”Opublikuj\”, Roch kładzie się spać. Ząbkowanie to straszny okres.

    Na jutro plan jest konkretniejszy – zabrać butelkę wody, włożyć coś cieplejszego i spróbować przejechać kokardkę dwa razy, o ile nie będzie godzinnego zasypiania i akcji \”jestem zmęczona i chcę iść spać\”.

    Na zakończenie kokardka:

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • To nie koniec motywacji!

    Nie, nie, nie! To nie tak, że Roch po trzech dniach samozaparcia nagle stracił ochotę albo zasiadł w fotelu z piwem w ręku. Fakt, że pisząc tę notkę siedzi w fotelu i pije piwo, ale to inne siedzenie i inne picie piwa niż mogłoby się wydawać. Po pierwsze, Roch po trzech dniach wysiłku i samopilnowania się jedzeniowego znacznie zszedł z wagi, a po drugie Roch pije mniej piwa niż dotychczas.

    Tak jak zapowiadał w sobotę miał przerwę  z powodu odczulania, a po zastrzyku nie może przez dobę spożywać alkoholu i nie może uprawiać sportu – chodzi o wysiłek fizyczny i możliwość zrobienia się \”odczynu\” w miejscu szczepienia. Tak przynajmniej mówił dr który Rocha odczula. Ale w piątek stała się rzecz, której Roch nie mógł przewidzieć. Po tym jak przeczytał dzieciakom kolejne dwa rozdziały Pana Samochodzika i Tajemnic Fromborka, poszedł spać razem z dziećmi. Zmęczenie wzięło górę. Wstał około 2300, ale był ledwo przytomny. Żonka coś do niego mówiła, ale Roch kompletnie nie kontaktował.

    Szybki prysznic i Roch poszedł dalej spać; nie było szans żeby iść na rower. Wyjechał by za bramę i zasnąłby za kierownicą. A niedziela, czyli dziś, upływa pod znakiem deszczu. Co prawda rano pojechali do Tarnowskich Gór na basen jak to mają w zwyczaju (choć przez odczulanie Rocha zwyczaj ten co jakiś czas przenosi się na niedzielę, a nie na sobotę). Jednak na każdym kroku lał deszcz. W końcu dzieciory poszły spać, a Roch sprawdził czy pada i pada, więc ma kolejny przymusowy postój, ale jutro kolejny dzień i o ile pogoda pozwoli to Roch wsiada na rower.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień #3: w końcu jazda bez obciążenia

    I już trzeci dzień zmagania z samym sobą Roch ma odfajkowany, a w zasadzie odrowerowany. Dziś postanowił, że po powrocie do domu nie weźmie nic do ust i pójdzie pedałować na pusto, ale Żonka zrobiła takie pyszne leczo, że Roch ugiął się i zjadł, ale trochę. Okazuje się, że po Maku, frytkach to leczo najmniej Rocha sponiewierało jeśli chodzi o pedałowanie, ale też odcisnęło na Rochu piętno ciężkości. Niemniej jednak Roch dał radę, a nawet chciał zrobić drugą rundkę, ale zaczęło kropić, a licznik pokazał już 10 kilometrów więc Roch mógł podskoczyć jeszcze do bankomatu i z powrotem do domu.

    Trasa ta sama; zaczyna się ona Rochowi podobać, a więc będzie kręcił sobie kółeczka. Na jutro planuje zrobić dodatkowe, a więc chce szarpnąć się na całe 20 kilometrów, o ile pogoda oczywiście na to pozwoli, ale według prognoz ma nie być gorzej niż jest, a to Rochowi wystarczy. Z założonych 15 dni Roch zrealizował już 3, ale to dopiero początek.
    I na koniec ważna sprawa; Roch zarzekał się, że codziennie będzie jeździł na rowerze, ale sobota mu prawdopodobnie wypadnie z harmonogramu, a to dlatego, że Roch idzie na zastrzyk odczulający, a po nim ma zakaz: wysiłku i spożywania alkoholu, więc Roch podwójnie cierpi, ale kichanie ustępuje, więc warto się trochę \”pomęczyć\”.
    Na zakończenie ślad:

    Roch pozdrawia Czytelników.
  • Dzień #2: po frytkach też nie warto jeździć

    Drugi dzień wyzwania Roch uznaje za zaliczony; był rower i były błędy z dnia pierwszego. Po powrocie z pracy Roch wraz z Rodzinką pojechał do Lidla na zakupy. Michalina upatrzyła frytki:

    \”Ja to chce, ja będę jeść flytki\” – Krzyczała na pół sklepu.
    \”Ale na pewno będziesz jadła?\” – Pytała Żonka.
    \”Tak, flytki mniam, ja lubię\” – Zarzekała się.

    No to Żonka przezornie wzięła małe opakowanie, bo Michalinie zmienia się zdanie średnio raz na milisekundę. W drodze do kasy Michaśka wzięła jeszcze serek, parówki i zrywkę na myszkę Minnie, która była z nimi w sklepie. W samochodzie dobrała się do parówek, a w domu padło pytanie:

    \”Chcesz te frytki co sobie kupiłaś?\” – Zapytała Żonka.
    \”Nie, ja nie lubie\” – odpowiedziała – \”ja selek chcem, mniam\”
    \”To schowam frytki do zamrażarki\” – powiedział Roch.
    \”Nie ma miejsca!\” – Po chwili dodał.
    \”No to musisz je zjeść\” – Odpowiedziała Żonka.

    I tak przed rowerem Roch wciągnął trochę frytek i poszedł jeździć. Ale nie było źle. Było lepiej niż pierwszego dnia, ale do pełni szczęścia brakowało tego żeby tych cholernych frytek nie jeść, ale co zrobić jak nie było co z nimi zrobić. W psychologii (chyba) panuje przekonanie, że czynność powtarzana przez dwa tygodnie wejdzie w nawyk, a zatem Rochowi zostało już 12 dni na wejście roweru (nie frytek i Big Mac\’ów) w nawyk.

    Dziś trochę dłuższa pętelka, ale i czasu więcej i Roch już nie musiał montować licznika. W zamian za to musiał sobie założyć lampki, ale z tym nie było tyle zabawy. Jutro już na pewno Roch nic do ust nie weźmie i na pewno do żadnego sklepu nie pojedzie.

    Na zakończenie zapis:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Dzień #1: po McDonaldzie nie powinno się jeździć

    \”Jak będziesz wracał to wjedź do Maka, w końcu masz urodziny\” – Powiedziała Żonka.

    I tak się zaczęła pierwsza próba Rocha, który chwilę wcześniej uroczyście postanowił, że będzie codziennie jeździł na rowerze. Na początek jednak, jeszcze w Tarnowskich Górach, wjechał do zaprzyjaźnionego rowerowego żeby kupić sobie prezent na urodziny. Postanowił, że skoro od Żonki dostał zaj*ście praktyczny prezent, który zawsze chciał sobie kupić (wtedy nie byłby to prezent) to od siebie kupi sobie gadżet, który być może zmotywuje go żeby zacząć jeździć na rowerze. No więc kupił sobie nowy licznik do roweru, bo stary zgubił jeden przycisk, a poza tym stare nie motywuje tak jak nowe. W drodze powrotnej wjechał jeszcze do apteki po swoje pigułki na alergię, na końcu wjechał do McDonalds\’a i kupił wymysł diabła, czyli powiększony zestaw.

    Po powrocie do domu doszło do konsumpcji i po chwili odpoczynku od jedzenia Roch poszedł montować nowy licznik na kierownicy. Od czasu ostatniego zakładania licznika wiele się zmieniło.

    \”Kurna, ale dziwny magnesik dali\” – dziwił się Roch.

    W końcu jednak po kilku chwilach z instrukcją – w której był osobny akapit na temat montażu magnesika – Roch mógł oficjalnie przykleić podstawkę do mostka i zakończyć montaż. Pozostało tylko przebrać się i można było iść pojeździć i sprawdzić jak – i czy w ogóle – działa. Okazało się, że działa nawet dobrze, więc Roch przejechał się kawałek, ale nie zabrał ze sobą lampek więc nie mógł się zbytnio oddalić od domu.

    Chciał jechać do raju, ale wieczorem ów raj mógł zmienić się w piekło, więc Roch dał sobie spokój i pojeździł po okolicy. Po wszystkim okazało się, że licznik już pierwszego dnia stanął na wysokości zadania; Strava zliczyła całe 100 metrów podczas gdy licznik pokazał 5 kilometrów co było dużo bliższe prawdy. Tak więc najtrudniejszy krok został zrobiony – pierwszy dzień został zaliczony rowerowo. Jednak sama jazda upłynęła pod znakiem ociężałości po \”kolacji\”. Tej kolacji, z której zostało:

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.

  • Urodzinowa motywacja i zobowiązanie

    Tym razem całkiem serio i bez zbędnych pierdół; dziś jest 16 sierpnia, czyli Rocha urodziny. W związku z tym, a może dlatego Roch postanawia co następuje: do końca miesiąca, czyli do 31 sierpnia codziennie jeździć na rowerze. Zostało 15 dni. Wyjątkiem jest deszcz i to mocny.

    I z każdego wyjazdu raport na blogu.

    1 dzień jazdy = 1 wpis na blogu.
    Dlaczego tak? Bo 33 lata to nie w kij dmuchał i trzeba zacząć spalać. Start dziś, godziny raczej wieczorne.
    PS.
    Powstaje uroczyście tak: #SieMotywuje. Można śledzić.
  • Trochę urodzinowe, trochę podsumowujące

    Czas mija i nic tego nie zmieni – nawet dla Rocha czas płynie nieubłaganie i zbliża się moment, w którym skończy on 32 lata i wkroczy w wiek jezusowy, choć on sam – Roch, a nie Jezus, jeszcze w to nie wierzy. Tak więc przyszła pora na podsumowanie tego, co się u Rocha wydarzyło przez całe 32 lata. Ale spokojnie, nie będzie analizowania rok po roku. Szkoda na to czasu, a były takie lata, że nic – poza studiami i dyplomami – nic się nie działo.

    Tak więc od jakiegoś czasu u Rocha uspokoiło się, o ile można nazwać dwójkę dzieci \”uspokojeniem się\”. W każdy razie chaos jest opanowany, a jak już wyrwie się spod kontroli to można szybko go uspokoić obiecując lody i wyjazd na basen. Oczywiście obietnic – tych złożonych dzieciakom w szczególności – należy dotrzymywać, więc Roch jeździ na lody i na basen. W tedy jest względny spokój. Poza tym, że Roch ma dwójkę dzieciorów to ma jeszcze rower, na którym rzadko jeździ, a jak już się zdarzy, że jeździ to stara się pojechać do raju.

    Ma w planach też wybrać się na stare śmieci, ale jakoś nie może się zorganizować. Ale prawda jest taka, że Rochowi szkoda Michasi, która jak tylko się dowie, że Roch jeździ na rowerze była by smutna, bo ona też na pewno chciałaby jeździć, a Roch nie chce ją okłamywać. Ale może kiedyś uda się wyjechać samemu na rower i sprawdzić co tam na starych śmieciach słychać. No i to byłoby na tyle podsumowania, bo najważniejsze w życiu Rocha są dzieciory i Żonka. Rower, praca i wszystko inne są ważne, ale z tego można łatwo zrezygnować i jeszcze łatwiej znaleźć nowe. A takie dzieciory i Żonka są niepowtarzalne.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Raj istnieje – całkiem blisko

    Od dawna Roch nie był tak podekscytowany jak w tej chwili pisząc nową notkę na Blogasku. Otóż, po czterech latach poszukiwań i męczenia się na asfalcie, Roch odnalazł raj na ziemi; takie rowerowe 72 dziewice zapisane w rowerowym Koranie (RoRanie?). Znalazł w końcu miejsce, w którym można się ubrudzić i wpaść w poślizg, w którym asfalt nie zagościł na dobre, a bruk tylko chciałbym tam się rozłożyć.

    Miejsce czyste, surowe i kamieniste choć ławki i huśtawki można tam znaleźć, ale to nic; na Reptach też były ławki i nawet asfalt, ale było też mnóstwo zabawy i błota po deszczu. Okazuje się, że w Częstochowie też jest takie miejsce. Nazywa się Las Aniołowski i jest całkiem niedaleko. Co prawda trzeba tam dojechać ścieżkami rowerowymi, ale jak dobrze pokręcić to można do samego lasku dokręcić 10 kilometrów, później sporo podjazdów i zjazdów.

    Roch nie odkrył jeszcze całego lasku, ale jutro może się uda wyskoczyć na rower i w dalszym ciągu eksplorować nieznany lasek. Już teraz Roch jest pod wrażeniem. Co prawda nie są to Dolomity, czy Segiet, ale one już pewnie nie istnieją. Któregoś razu Roch ma śmiały plan przejechania się do Tarnowskich Gór i zrobienia objazdu po starych śmieciach. Na pewno będzie inaczej, a może już nie ma Dolomitów, a na Reptach wprowadzono zakaz jazdy na rowerze? No cóż, Roch odnalazł właśnie dziś całkiem podobne miejsce na Ziemi. Było błoto, były kamienie i ostre zjazdy, a także męczące podjazdy. Lata zaniedbywania siebie odcisnęły spore piętno na Rochu.

    Entuzjazm sięga zenitu, a uśmiech nie schodzi z twarzy Rocha. Jutro o ile pogoda pozwoli Roch też chciałby się przejechać do lasku i sprawdzić kilka nowych dróg. Jednak to nie rower Rochowi przestał się podobać, a nizinny charakter miasta, w którym Roch obecnie mieszka. Ale od dziś, od tej chwili, Roch zmienia zdanie; w tej nizinnej nudzie jest cząstka całkiem fajnego terenu. O takiego:

    Tak więc do napisania jutro. Z Lasku Aniołowskiego.

    Roch pozdrawia Czytelników.

    PS.
    Miało nie być, ale jest:

  • Drugie pedałowanie Stasia

    Po kilku dniach przerwy Roch ponownie wsiadł na rower i razem z resztą ferajny, czyli z Żonką, Michasią i Stasiem poszli pojeździć na rowerach. Staś coraz mocniej się przekonuje do roweru, dziś nawet nie zasnął a patrzył co to się dzieje dookoła. Początkowo Roch zakładał, że ponownie będzie cyrk z kaskiem, ale Staś nawet nie protestował jak mu się go zakładało. No więc w drogę.

    Dobrze, że w Częstochowie jest coś takiego jak ścieżki rowerowe. To znacznie ułatwia poruszanie się z dzieciakami po mieście, a że Staś już jest zapalony w bojach rowerowych to postanowili, że wydłużą nieco Stasiowi czas przejażdżki. Pech chciał, że Michalina nie spała w dzień, więc pod koniec dnia była zmęczona, a przed nią był jeszcze podjazd pod górkę, który ją pokonał i Roch musiał ją holować.

    Zmęczenie Michasi było tak duże, że cała drogę powrotną Roch ją holował, aż w końcu tuż przy domu Michalina lekko się zawahała i pociągnęła Rocha w jedną stronę, a Roch trzymając ją za rękę pociągnął ją w drugą stronę, czego efektem było to, że Michalina straciła równowagę, a Roch chcąc ją ratować pociągnął w górę i zdjął z rowerka. Oboje się wywalili, ale finalnie nikt nie ucierpiał. Kaski na głowie to podstawa właśnie przy takich sytuacjach pokazują one swoją prawdziwą wartość.

    Do domu Roch doniósł Michasię, która była w szoku i nie widziała jak to się stało. Kolana obite, ale wypad należy zapisać na plus. Staś zadowolony, Michalina nie jest obita (za bardzo), Roch cały. Jutro Roch ma urlop więc na rowery będzie można spokojnie iść, a może jak się uda to Roch zapakuje rowery do Colta, a dzieciaki do Galanta i pojadą gdzieś pojeździć.

    Na zakończenie zapis śladu GPS:

  • I jest! Pierwszy rower Stasia i pierwszy rower we czwórkę

    Tak, tak. Długo się nie pisało, ale czasu jest nie więcej niż przy ostatniej notce. Urodzinowej podajże. Tak czy owak poza \”blogowym\” życiem dzieje się. Stasiek zaczyna wstawać przy meblach i powoli ogarnia sposób chodzenia. W tym czasie Miśka – zdaje się – zapomina jak się chodzi. Wywraca się na prostej drodze, ale na rowerze jedzie jak po kresce (w sensie w prostej linii). Chyba w genach przejęła pedałowanie, bo chodzenie jest nudne.

    Odkąd zaczęła jeździć na poważnie to Roch stał się jej towarzyszem rowerowym i teraz już nie musi biegać za rowerkiem, ale może jeździć na swoim rowerze, który patrząc na Michalinę kiedyś będzie jej rowerem. Ale do tego czasu jeszcze troszkę obiadków musi zjeść. Niemniej już potrafi go podnieść, a i czasem podrywa nogę żeby na niego wsiąść. Więc za kilka lat Roch będzie musiał się pożegnać ze swoim rowerem, a może będzie to bodziec do kupna nowego? O ile Roch zacznie w końcu jeździć na nim. Trzeba przyznać, że jeżdżąc z Miśką Roch nie ma wiele roboty. Miśka słucha się Rocha choć rozgląda się na wszystkie strony i tak już prawie wjechała w drzewo, ale za to udało jej się wjechać w kosz na śmieci. Za każdym razem wychodzi bez szwanku, ale też nie wyciąga wniosków, więc dalej nie patrzy przed siebie.

    Wracając do poczwórnego pedałowania. Od kiedy Stasiu zaczął samodzielnie siedzieć, a później stać przy meblach to Żonka miała pomysł wsadzenia go do fotelika i przejechania się paru metrów z nim. Jednak wpierw trzeba było zasięgnąć opinii naszej nieocenionej \”Złotej Pani Pediatrki\”, która dała zielone światło do jazdy na rowerze, bo skoro sam siedzi i stoi to jest gotowy. Z jednym zastrzeżeniem – nie dłużej niż 15 minut na początek.

    Tak więc Roch zszedł do garażu, schował (tymczasowo ma nadzieję) trenażer i zajął się przygotowywaniem roweru Żonki do sezonu. Przerzutki, powietrze w oponach, smarowanie i – co najważniejsze – sprawdzenie, czy mocowanie fotelika jest dobrze dokręcone. Po regulacjach, poprawkach i zmianie opony na zwykłą Roch odbył jazdę testową. Wszystko wypadło pomyślnie, a więc można było próbować włożyć Młodego do fotelika.

    O ile z fotelikiem poszło gładko, o tyle kask stał się przeszkodą, ale w końcu – po kilku prośbach – Staś dał
    się przekonać do tego, że ten element jest konieczny i bez niego nie ma mowy żeby ruszyć rowerem. Na koniec jeszcze okulary przeciwsłoneczne i można było startować. Jak tylko rower ruszył Stasiu się uspokoił i zaczął podziwiać widoki. W końcu zasnął. Fotelik sprawdził przy drugim dziecku równie dobrze co przy pierwszym. Szybkie położenie go i Stasiu wygodnie śpi, a pozostała trójka mogła swobodnie pedałować.

    Wyjęcie z fotelika Stasia też nie było proste – tak mu się to jeżdżenie spodobało, że nie chciał wysiąść, a kiedy już to zrobił to poszedł dalej spać. Ewidentnie spodobał mu się rower; to było widać po jego reakcji kiedy rower ruszył. Spokój i podziwianie tego co się zmienia dookoła. Jeśli pogoda dopisze to takie wypady będą częstsze, a i Michalina polubiła jeżdżenie ze Stasiem, choć zdarzyło się jej podjechać pod koło Żonki i było blisko upadku, ale udało się utrzymać rower w ryzach. Jednak fotelik i pod tym względem był testowany, ale wiadomo, że lepiej nie wywracać się kiedy w foteliku jest pasażer.

    I tak sobie Roch pomyślał, że jak już Staś zacznie samodzielnie pedałować na rowerze to Roch będzie miał drużynę na przyszłe Igrzyska Olimpijskie. Maja Włoszczowska i Michał Kwiatkowski już mogą się bać konkurencji.