Autor: Roch Brada

  • To nie tak, że nic się nie dzieje

    Długa przerwa nastąpiła w blogowaniu. Po części była ona spowodowana tym, że Roch jeździ do pracy i wraca z niej dosyć późno więc każdą wolną minutę chce spędzić z dzieciorami i Żonką, a po drugie czasem zapomina kiedy ostatnio włączał komputer, a więc ten służy za narzędzie do przechowania zdjęć. Nie mniej jednak Roch wcale nie postawił krzyżyka na blogu. Po prostu nie potrafi się zorganizować, a nawet jak już chce i ma możliwość włączenia komputera to nagle zasypia w fotelu.

    Długo by pisać co i jak u Rocha. Na początek warto wspomnieć, że Michalina niedługo skończy 3 latka. Z tej okazji trochę wcześniej pojawił się tort. Prezentów nie było końca, ale i tak najfajniejsze było dmuchanie świeczek na torcie no i jedzenie tortu. Do kolekcji rowerków dołączyła hulajnoga i rolki. Ta pierwsza była już testowana, a rolki czekają aż Roch będzie miał wolne i wtedy cała czwórka zapakuje się do samochodu i pojedzie gdzieś pojeździć na rolkach. Błysk w oku Michaliny świadczy o tym, że prezenty były trafione. I dobrze, bo mają jej sprawić wiele przyjemności i rozrywki. Poza tym wraz z Rochem Michalina już pedałuje na swoim rowerku.

    Początkowo Roch bał się trochę o to czy da radę ją powstrzymać przed wyjechaniem na ulicę albo wwaleniem się, ale po pierwszej próbie okazało się, że Michalina dojrzała do wspólnych wypadów i nie było problemu ze wspólnym jeżdżeniem. Film na końcu notki doskonale pokazuje jak dobrze Michalina sobie radzi na rowerze.

    A Staś? A Staś to mega fajny gość. Ma sześć miesięcy, już siedzi i uwielbia Rochowi zjadać nos. Dodatkowo nie lubi – podobnie jak Michalina – jak Roch wraca późno. Ma zwyczaj wybudzać się i domagać się noszenia przez Rocha. Dopiero jak stwierdzi, że Rochem już się nacieszył to grzecznie idzie spać. Oczywiście trzymając Rocha za palec. No co poradzić; Roch ma dwójkę dzieciaków, które jak tylko Roch wraca to się budzą i chcą na ręce albo pić albo żeby tylko przytulić.

    Jednak żeby nie umniejszać zasług Żonki to jak tylko coś się dzieje złego to mama jest niezastąpiona. Więc rozkłada się to po równo mimo, że to Żonka robi tą najczarniejszą robotę. I Michasia tylko mamie daje buziaki, Roch musi się starać i zabiegać o buziaka. Staś jeszcze nie jest świadomy, że może wybierać więc Roch korzysta póki może, bo później pewnie zostanie mu zabieganie i staranie się o buziaka, ale cóż tak musi być.

    Niedługo specjalny dzień dla Rocha i nie tylko, czyli dzień taty (ojcem każdy może zostać). Czego by sobie Roch życzył? W zasadzie tylko jednego – żeby być jeszcze lepszym tatą (i mężem przy okazji też) niż jest i żeby mieć więcej czasu. O ile doby nie da się wydłużyć to Roch może zrezygnować z kilku rzeczy i tego czasu będzie miał więcej a z drugiej strony – jak to mówi Miśka: \”tata daleko pracuje bo musi na buciki zarobić\”. I coś w tym jest.

    Jednak notka z okazji dnia taty (kto ten dzień nazwał dniem ojca?!) jest w planach. O ile czasu i sił wystarczy.

    I obiecany film:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=fnvkw2zzkjQ]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie majówki

    No i po majówce i Rochowym urlopie, który przedłużał majówkę o jeden dzień. Sam długi weekend Roch spędził intensywnie. A to wizyta na aeroklubowym lotnisku w Rudnikach, a to basen w Tarnowskich Górach lub rybka w Złotym Potoku. Ogólnie jak Roch wsiadł do samochodu rano to wysiadał dopiero popołudniu, ale dzieciaki wybawione, zadowolone i najedzone pysznym pstrągiem ze Złotego Potoku. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy i Roch dziś musiał wrócić do pracy, ale to co zostało zarejestrowane pozostanie na długo w pamięci (nie tylko tej masowej).

    Jak zapewne wiecie Roch przygotowuje sobie kadrę kolarzy na Igrzyska Olimpijskie. W tym calu zaczął uczyć Michasię jazdy na dwóch kółkach. Choć mówienie o nauce to stwierdzenie na wyrost. Roch posadził Michasię na siodełku i powiedział \”Jedź\”. I Michalina pojechała. Nie trzeba było żadnych kijów w ramie, chust po pachą dziecka czy innych ułatwień. Po prostu Michalina wsiadła na rower i pojechała. I tak jej zostało. Co prawda czasem rozkojarzy się i zapomni, że nie ma bocznych kółek, ale wtedy Roch szybko ją łapie i przypomina, że na rowerze patrzymy tam gdzie chcemy jechać.

    Na końcu notki będzie można zobaczyć film jak Michalina pedałuje sobie na rowerku.

    Jeśli natomiast chodzi o pedałowanie Rocha to sprawa wygląda mizernie. Po ostatniej kontuzji Roch długo wracał do pełni sił, ale w końcu udało się. Jednak bieganie bez butów do biegania odpada, a jeżdżenie na rowerze musiało poczekać aż pięta achill.. Rocha wróci do normy. Kiedy tak się stało to spadł deszcz i tak już zostało. Roch liczy, że w weekend pogoda się poprawi i Roch znajdzie chwilę czasu żeby pojeździć za dnia, a nie jak ostatnio \”na nietoperza\” z echolokacją.

    O dalszych postępach Roch będzie informował, a na zakończenie obiecany film:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=-fTU688VWx4]

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • A jednak kontuzja

    W ostatnim poście Roch chwalił się tym, że zaczął biegać i jeździć na rowerze i w ogóle zaczął zażywać ruchu; jednak po ostatnim bieganiu okazało się, że jednak Roch uszkodził nogę, a w zasadzie piętę, ale to nie przez sport tylko przez kamień na który wbiegł (uprawiając sport). Na drugi dzień próbował jeździć na rowerze, ale stopa bolała. O bieganiu nie było mowy, nawet z chodzeniem był problem.

    Po całym dniu chodzenia na palcach Rocha bolała już cała noga, więc wysmarował się maściami i czekał na efekty, ale efektów nie było. Dopiero dziś Roch przestaje czuć nogę i może normalnie chodzić, ale jeszcze dzień albo dwa i Roch zacznie ponownie biegać. Tym razem będzie uważał na kamienie. Roweru tez nie było, ale powoli wszystko wraca do normy.
    Roch pozdrawia Czytelników.
  • A może by tak triathlon?

    Tytuł dzisiejszej notki jest utrzymany raczej w formie żartu, ale kto wie, może ów niewinny żart jest początkiem czegoś całkiem nowego? Niemniej jednak po wczorajszym rowerze dziś Roch poszedł pobiegać. Wspomagany Googlowym planowaniem wiedział kiedy ma iść, ale nie wiedział gdzie ma biec. W końcu stwierdził, że chce zacząć od 3 kilometrów i wybrał w miarę oświetloną pętlę, która miała prawie założony dystans, a końcówkę, czyli 200 m dobiegał w około domu.

    Szczerze mówiąc Roch myślał, że będzie większa tragedia; co prawda były miejsca w których Roch szedł, ale większość zaplanowanej trasy Roch przebiegł. Są jeszcze problemy z regulacją tempa biegu, ale powinno się to wszystko wyklarować jak Roch powtórzy i jeszcze raz powtórzy bieganie i wejdzie mu to w nawyk. Czyli po jakiś dwóch tygodniach. Na koniec biegania Roch stanął (stąpnął?) na niewidzialny kamień i stopa trochę niedomaga, ale do jutra wszystko powinno się wyklarować.

    Idąc za ciosem Roch jutro powinien iść na basen; był już rower, dziś bieganie i do pełni szczęścia zostaje basen, ale jutro chyba się to nie uda. Rytmika czeka Rocha po pracy i pląsanie z Michaliną lub zabawianie Stasia, ale to też forma ruchu. Więc może basen w piątek? Roch musi sprawdzić zajętość basenu i kto wie, może właśnie zrodził się w nim przyszły triathlonista? Na zakończenie zapis śladu:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rozgrzewka, bo zimno było

    Dziś kolejny dzień kiedy Dzieciory poszły spać z kurami, a więc Roch – za namową Żonki – wybrał się na rower. Długo nie jeździł bo okazało się, że wieczorem jest zimniej niż w dzień i trochę Rochowi wiało. W głowę szczególnie. Ale skoro już Roch poszedł na rower to nie chciało mu się wracać po jakąś tam czapkę. Przez to, że było mu zimno w głowę to długo nie jeździł, ale jak na kolejny powrót po kolejnej przerwie i tak całkiem fajnie mu się pedałowało.

    Może w weekend uda się przejechać coś dalszego za dnia, a nie nocą jak nietoperz jakiś. Celem, a może nawet marzeniem, Rocha jest przejechanie z Częstochowy do Tarnowskich Gór, tak żeby móc przejechać się czasem do pracy na rowerze, ale to jeszcze trochę kondycji upłynąć musi. Póki co Roch rozplanował sobie zajęcia z nową funkcją Kalendarza Google. Można ustalić co się chce robić, ile czasu chcemy na to poświęcić i kiedy byśmy to chcieli robić, a Google samo rozplanuje co, gdzie i kiedy i dodatkowo przypilnuje żeby się nie obijać.

    Na razie Roch jest skutecznie motywowany.

    Na zakończenie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Michalina samodzielnie pedałuje

    Dawno Roch nic nie pisał, ale ostatnie tygodnie były bardzo zajęte, a Roch rzadko miał okazję położyć się spać wcześniej niż o północy. Do wszystkiego dołożyło się ogólno-rodzinne chorowanie. Zaczęło się od Stasia, który zaraził Mamę, która to zaraziła Rocha, a Roch zaraził Michasię, która zmutowała katar i ponownie zaraziła Stasia. Jednak z pomocą \”Złotej Pani Pediatrki\” obyło się bez antybiotyku i udało się przerwać błędne koło zarażania się nawzajemnego.

    Po chorobie przyszedł czas na zajęcia z oswajania z wodą, czyli Staś nurkował, a Michasia w drugiej grupie uczyła się już pływać. I tak mijały tygodnie aż w końcu nastał 17 kwietnia 2016 roku. Jednak aby mieć całościowe spojrzenie na pewne sprawy należałoby się cofnąć o kilka dni. Michasia kazała sobie odkręcić boczne koła od swojego Authora Jet. I czekała aż Roch przyjedzie z pracy żeby wręczyć mu klucz i powiedzieć \”tata odkręć\”.

    Roch odkręcił i rowerek poszedł do kąta na kilka dni, bo… nie miał bocznych kółek. Michasia podchodziła do niego kilka razy, ale za każdym razem wybierała biegowego Kellys\’a. Jednak dziś Roch posadził ją na rowerku z pedałkami i rzekł: \”Jedź, dasz radę\”.

    I pojechała. Od dziś Michalina dołączyła do grona dzieci umiejących jeździć na dwóch kołkach. W dodatku Michalina nie ma jeszcze skończonych 3 lat co czyni to osiągnięcie jeszcze ciekawszym. I od tego momentu Roch zaczyna planować kolejny krok, czyli wspólne jeżdżenie na rowerkach. Staś w foteliku a reszta na swoich rowerach. Roch wierzył w Michalinę i wiedział, że obędzie się bez jeżdżenia \”na kiju\”. Michalina wsiadła na rower i po chwili wiedziała jak skoordynować pedałowanie z kierowaniem.

    Pęknięcie z dumy to mało przy Michaliny wyczynie.

    * * * *

    Na marginesie Rochowi z Żonką też udało się pojeździć. Dzieciory poszły wcześniej spać, babcia zorganizowała dyżur przy dzieciach i można było wyskoczyć na krótkie wspólne pedałowanie.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie weekendu, całkiem rowerowego

    Pierwszy słoneczny weekend przeszedł już do historii. Wspomnienia pozostały jedynie na zdjęciach, które Roch z Żonką zrobili podczas dwudniowego wolnego. W ostatnim czasie Roch przerzucił oponę trenażerową na oponę letnią. I chciał zacząć jeździć ale spadł deszcz. Dopiero weekend okazał się nadzwyczaj ładny i ciepły. I tak w sobotę i w niedzielę Roch z Miśką pedałowali na rowerach. Michalina już wie, że jak jedzie z Rochem na rowerze to ma go słuchać i kropka. A Roch nie boi się wcale wypuścić Miśki przed siebie bo wie, że jak trzeba będzie się zatrzymać to Michasia to zrobi. Jedyny – mało edukacyjny – przykład to brak kasku na Rocha głowie, ale na swoje usprawiedliwienie ma to, że wyjazd był spontaniczny do tego stopnia, że Roch nie zmienił nawet butów. Nie zmienia to jednak faktu, że przykład idzie z góry i następnym razem Roch założy kask. Po pedałowaniu był odpoczynek, a po odpoczynku pora na plac zabaw.

    Wiosna pełną parą uderzyła i można było w końcu korzystać z pełni możliwości, czyli z roweru, placu zabaw i wielu innych rzeczy, o których przy okazji zimy Roch mógł tylko pomarzyć. Na zdjęciu obok kolejny anty przykład zachowania na placu zabaw. Niby nie ma górnego limitu wieku, a jednak Roch na zjeżdżalni wygląda niesmacznie. Nie mniej jednak wagowo konstrukcja dała radę, a i na szerokość Roch wszedł w koryto zjazdowe. I na placu zabaw zastał ich wieczór, czyli pora do domu, kolacja, wanna i spać. Roch razem z dzieciorami padł. Po zimie kondycja jeszcze nie wróciła do żenującego poziomu, a więc zmęczenie dało o sobie znać.

    Od jakiegoś czasu Roch zamierza wrócić do biegania, może jutro uda się zainaugurować tę doniosłą chwilę. Obecnie weekendy w znacznej części ma wyjęte z życiorysu z powodu odczulania się, a po każdym wstrzyknięciu ma zakaz wysiłku, czyli pozostaje mu statyczna rozrywka i wołanie \”tata nie może biegać bo zapaści może doznać!\”. Zachciało się nie kichać w okresie pylenia to trzeba się męczyć. A w zasadzie nie męczyć, bo można mieć zapaść.

    W niedzielę rano Roch pojechał z Dzieciorami i Żonką do lasu. Żeby trochę pooddychać leśnym powietrzem, posłuchać stukania dzięcioła i dać Dzieciorom chwilę zabawy. Oczywiście Miśka kazała zapakować rower do bagażnika bo przecież Jura to doskonałe miejsce na jeżdżenie na rowerze. Poza jeżdżeniem można oczywiście pograć w piłkę. Staś patrzył i aż piszczał z zachwytu, ale niestety jeszcze trochę laktacji musi upłynąć zanim będzie mógł biegać z Michaliną. Jednak gra z nią w piłkę na pozycji rozgrywającego w pełni go zadowala.

    Po wyczerpującym poranku czas na odpoczynek i po trzech godzinach spania można znowu coś porobić. Na przykład zainaugurować sezon grillowy na ogródku. Przy okazji można zamalować całe podwórko przed domem kredą i narysować gigantyczny uśmiech. O taki:

    Tak więc weekend upłynął bardzo aktywnie, powstał nawet jeden ślad GPS. Miało nie być, ale to wyjątkowy ślad, więc jest:

    Z rowerowym pozdrowieniem.

  • Północne dywagacje

    Zbliża się północ. W momencie pisania tego zdania jest dokładnie 2346, czyli prawie północ. Roch miał już dawno spać, ale jeden mail obudził w nim chęć słuchania tzw. pościelówy. Zaczęło się od tego, że Roch sprawdził pocztę przed spaniem i znalazł tam link do tego utworu: Foreigner – I Want to know what love is i fala wspomnień się potoczyła. Pościelówa zawładnęła Rochem. Wrócił do czasów, kiedy jedynie taka muzyka gościła w jego mp3playerze. Do czasów, kiedy to ze swoją przyszłą Żonką – o czym wtedy jeszcze nie wiedział – wymieniał się muzyką za pomocą Gadu-Gadu. Taką właśnie pościelówą.

    Wtedy też Roch powtarzał, że szkoda, że nie urodził się w latach 80-ych. W sensie okresu dojrzewania, a nie okresu niemowlęcego. Muzyka z tamtych lat to jest coś – współczesna tego nie ma, czegoś jej brakuje, a tego czegoś Roch doświadcza włączając na przykład Metallicę, którą ma w prawie komplecie dzięki Żonce, która swego czasu wykupiła wszystkie płyty jakie były dostępne. Od tego czasu chęć posiadania tego srebrnego krążka wzmogła się u Rocha do tego stopnia, że jak ma tylko jakąś okazję do \”zażyczenia sobie prezentu\” to wybiera płytę.

    To wszystko o czym Roch napisał wywołało u niego refleksję na temat tego co w życiu już ma. Ma Żonkę, która jest wspaniałą, ma dwójkę dzieciorów, które są równie wspaniałe. I ma na półce niemalże kompletną dyskografię Metallica\’i – dzięki Żonce, która mimo, że nie koniecznie lubi to kupiła Rochowi, bo wiem że on lubi. Gdyby chcieć zdefiniować pojęcie miłości to chyba ta niemalże kompletna dyskografia byłaby idealną definicją tego słowa. Bo coś jest, ale nie do końca jest to kompletne i dobrze, bo gdyby był komplet to nie trzeba by już walczyć o resztę.

    Trochę osobiste, trochę pod wpływem jednego utworu, który zaowocował tym, że Roch zrobił przegląd całej pościelówy na Youtube, ale czasem tak jest. A dla Żonki, na dzień dobry – bo notkę przeczyta dopiero rano – coś specjalnego, ona już zna historię tego:

    [youtube https://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8]

    Roch bynajmniej nie jest ideałem, ale też nie miał nim być i nigdy nim nie będzie. Cały ten wpis zrodził się z jednego maila, w którym był jeden link, który wywołał lawinę.

    Z rowerowym pozdrowieniem,
    Roch.

  • Zapiski rowerowe, dzień 2: o sprzęgle, o barberze i rowerze

    Jest późny wieczór. Roch siedzi w fotelu i o dziwo nie zasypia. Wręcz przeciwnie, po krótkiej przejażdżce na trenażerze czuje, że mógłby jeszcze iść pobiegać, ale nie chce mu się. Bo jest zimno i wieje wiatr. A tak naprawdę to Roch już jest wykąpany i gotowy do spania, ale nie mógłby zasnąć nie pisząc o tym, że w końcu znalazł w sobie pokłady chęci ażeby napompować koła i pojeździć na rowerze w miejscu.

    Całkiem fajnie tak wsiąść na rower i popedałować w miejscu, pod warunkiem, że akurat nie chce się spać. Poza tym dziś pasmo awarii i dzień zwany dniem świra. Najpierw w Colcie padło sprzęgło, na szczęście padło prawie pod warsztatem, w którym Roch ma zwyczaj naprawiać samochody. Obyło się bez lawety, ale trochę Roch musiał się nagimnastykować żeby wrzucić jakikolwiek bieg i ruszyć samochód z miejsca.
    W drogę powrotną Roch wybrał się z Żonką, która rozpoczęła akcję ratunkową Rocha po tym jak dowiózł do mechanika. Po powrocie do domu, Roch – po raz pierwszy w swym życiu – udał się do fryzjera męskiego celem uregulowania brody, czyli dzika który wyrósł był na twarzy Rocha. Po zabiegach Roch zaczął wyglądać jak człowiek, ale żeby się pokazać na blogu musi jeszcze trochę czasu upłynąć.
    I tak mniej więcej minął Rochowy dzień, w którym udało się w końcu pojeździć na rowerze.
    Z rowerowymi pozdrowieniami,
    Roch.
  • Zapiski rowerowe, dzień 1: O tym jak frytki zaprzepaściły rowerowanie

    Jest późny wieczór. Roch po kolacji; stoi, chodzi. Byle nie usiąść na fotelu i nie zasnąć. Dziecka śpią, kolektywnie jak mało kiedy. Roch w głębi duszy powtarza sobie:

    \”Znaleźć 20 minut, znaleźć 20 minut\”

    Powtarzanie jednak przerwał głos z kuchni.

    \”Dziś na kolacje masz frytki. 2 kg frytek\” – Powiedziała Żonka.
    \”Jadłem kolację\” – Odpowiedział Roch.
    \”Nie interesuje mnie to\” – Zawołała – \”Nie mam gdzie mięsa włożyć. Twoje frytki przeszkadzają\”.

    Jako, że Żonce i frytkom się nie odmawia, rozgrzał piekarnik, wywalił 2 kg ziemniaka na dwie blachy i poczuł się jak Master Chef. Po dwudziestu minutach wszystko było gotowe.

    \”Jedna blacha teraz\” – Mówił – \”A druga jutro w pracy\”

    Skończyło się, na tym, że w pracy miał około 1.5 kg frytek, czego oczywiście nie przejadł, a więc po powrocie do domu znowu zrobi sobie frytki.

    * * * *

    Cały ten zbieg okoliczności spowodował to, że Roch znalazł 20 minut na umycie się i zaśniecie. Frytki pokonały Rocha na całej linii. Oby dziś owe 20 minut było przeznaczone na rower, a nie na frytki. W sumie już nie ma frytek.

    Z rowerowym pozdrowieniem,
    Roch.

  • Zapiski rowerowe, dzień 0: o planach i pomysłach

    Jest późny wieczór, Roch gdzieś samotnie przemyka przez kolejne lasy i wsie dążąc do celu. Celem owym jest dom. Na mostu kapitańskim, w okręcie zwanym Colt jest tylko Roch. Dzierży on koło sterowe pilnując aby U.S.S Colt nie zszedł z kursu. Wtem rozlega się donośny dzwonek kapitańskiego telefonu.; Roch podnosi słuchawkę i widzi na ekranie \”incoming call\”.

    \”Hello, captain Roch speaking\” – Odpowiada.

    Wtem w słuchawce rozbrzmiewa znajomy głos. To Koyot dzwoni. Sądząc po odgłosach w tle przebywa on na lądzie, gdzieś w spokojnej przystani. Rozmowa trwała kilka chwil, w końcu pojawiła się propozycja wypłynięcia na szerokie wody rowerowe w postaci wyjazdy na Jurę. Okazuje się bowiem, że Koyot powraca do korzeni, z których wyrósł, a więc składa kolejny rower. A że tradycji musi stać się zadość to rower trzeba ochrzcić, czyli pojechać nim na Jurę, jak to dawniej mieli w zwyczaju.

    Problem jest tylko jeden. Roch zaniedbał się to i kondycji nie ma na pedałowanie, ale to nic. Trenażer w domu stoi i się nudzi, podobnie jak wpięty weń rower. A skoro Jura, to kondycję trzeba wyrobić. Trzeba więc wziąć się w garść i zacząć trenować. Niechże ten zerowy post będzie przyczynkiem do codziennego blogowania pod szyldem zapisków rowerowych. Pora się zmotywować i znaleźć te 20 minut. Może na przykład zamiast komputera.

    Z kapitańskim pozdrowieniem,
    Roch.