Autor: Roch Brada

  • Niech się święci pierwszy luty

    Zbliżał się kolejny weekend i Roch już planował następny wyjazd na rowerze. Na uwadze miał to, że na Stravie brakowało mu 30 km do pełnych stu kilometrów w styczniu. A weekend zapowiadał się bardzo udanie, słońce, suche drogi, czyli wymarzona pogoda na wyjście na rower i przejechanie paru kilometrów. W sobotę tradycyjnie pojechali z Michasią na basen, potem tysiąc innych zajęć i w końcu zabrakło dnia na rower, ale od czego była niedziela?

    Jednak kiedy Roch spojrzał w kalendarz dowiedział się, że niedziela to już jest pierwszy luty i z jego planów na przejechanie stu kilometrów w styczniu nic nie wyszło, ale nie poddał się i na poczet lutowej setki przejechał niecałe 15 kilometrów, ale za to był suchy. Pogoda była świetna, lekki mróz, bez wiatru, sucho i słonecznie do tego stopnia, że Roch założył nawet okulary przeciw słoneczne. Chyba wiosna się zbliża wielkimi krokami. Oby, bo Roch ma wielką chęć do jazdy na rowerze.
    Na zakończenie zapis GPS.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Przyszła zima, ale rower wciąż jest w użyciu

    Miał Roch wczoraj pisać, ale wieczorem dopadła go jakaś niemoc ogólna i zamiast zalogować się na Bloggerze to zalogował się w łóżku, ale nie ma tak, że Roch wczoraj nie jeździł. Otóż popołudniu zaczął padać śnieg, ale Roch miał taką silną potrzebę pedałowania że założył cieplejsze spodnie i wsiadł na rower. Obecny rower nie jest kompatybilny z błotnikiem jaki posiada Roch więc przyszło mu jeździć bez niego, a tym samym tyły miał całe mokre.

    Daleko też nie dało się jechać, bo padający śnieg skutecznie oślepiał Rocha, a on sam nie wie gdzie włożył okulary, w których mógł wymienić szkła na jasne. Pewnie gdzieś w aucie jeżdżą, a Roch nawet o tym nie wie. Koniec końców w tych dosyć trudnych warunkach udało się zrobić całe 6 kilometrów, nie jest to 30, ale też nie jest to 0, więc zimowy rower można uznać za doszły i zarejestrowany.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Mokry rower

    Zgodnie z tym co Roch sobie postanowił weekend upłynął pod znakiem aktywności fizycznej, także tej związanej z rowerem, ale sobota była wodna. Roch z Rodzinką wybrali się do kolejnego aquaparku, tym razem do Kleszczowa, gdzie całkiem fajny kompleks basenów kusił Michaśkę. Koniec końców dziecko od 4-ego miesiąca życia regularnie moczy się w wodzie, więc byle jaki basen jej nie zadowoli. Wypad okazał się strzałem w dziesiątkę, a niemalże dwugodzinny pobyt był dla Michalinki ekstra sprawą. Standardowo później odsypiała wodne szaleństwa przez całą sobotę i niedzielę.

    Niedziela z kolei należała do Rocha i jego roweru; kiedy Michasia poszła na popołudniową drzemkę, a Żonka zabrała się za prasowanie, Roch zabrał się za jeżdżenie. Celem jego było 25 kilometrów, ale ostatecznie udało się przejechać tylko 21 km. A to dlatego, że jakiś buc w Passacie specjalnie wjechał w kałużę i ochlapał całego Rocha, a z mokrymi spodniami i kurtką ciężko się jeździ. Na szczęście Roch dojechał buca i wygarnął mu. Jednak siła roweru jest większa niż samochodu.

    Początkowo Roch chciał wrzucić zdjęcia buca i numer rejestracyjny, ale buc nie jest wart tego. Szkoda Rochowi czasu na roztrząsanie tego, było minęło, ale następnym razem może się zastanowi nad ewentualnymi konsekwencjami swoich czynów, bo rowerem jednak da się dogonić samochód (dla Rocha przepisy drogowe w tym momencie były płynne. Bardzo.) Niemniej jednak wypad, poza tym incydentem, był całkiem fajny, a i już powoli widać efekty jeżdżenia, kondycja wraca.

    Roch cały czas pisze o swoich postanowieniach Noworocznych, których się trzyma. Dziś rano udało się zrealizować kolejne. Być może więcej napisze Jacek na poczochranych, ale męczyła go jedna sprawa, która tkwiła w zawieszeniu, ale od jakiegoś czasu Roch chodził jakby nieobecny. Koniec końców dziś Roch zebrał się na odwagę i załatwił to co nie dawało mu spokoju osiągając przy tym stan spokoju. Czasem niektórych spraw nie wolno zostawiać samym sobie bo później ciążą nam.

    Nie mniej sorry Michał, że Cię obudziłem, ale musiałem.

  • Urlop rowerowy lub rower urlopowy

    Dziś był sądny dzień. Nie dla Rocha, ale dla Żonki, która miała dziś wizytę u zębologa; miał on za zadanie usunięcie ostatniej ósemki.  Dla Rocha oznaczało to tylko tyle, że dziś Michasia ma dzień tatusiowy, bo Żonka może być niedysponowana. Na szczęście twarda z niej sztuka i nie dała się tak łatwo, więc Roch miał 1,5 godziny dla siebie ponieważ Michalinka poszła spać. Jak wykorzystać wolny czas będąc na urlopie?

    Oczywiście! Można wsiąść na rower i przejechać się kawałek dla sportu, zdrowia i przyjemności. Roch zatem wsiadł na rower i postanowił, że utrzyma trend wzrostowy przejechanych kilometrów. W ostatniej notce było ich całe czternaście, więc nie mógł zejść poniżej tej liczby, ale przejechanie tylko piętnastu też nie wchodziło w grę ponieważ postęp to żaden. Wydłużył zatem trasę aż do dwudziestu kilometrów tak żeby co wyjazd robić o pięć kilometrów więcej.

    Pogoda super, aż chciało się jeździć. Kiedy Roch siedzi w pracy to czasem patrzy w okno kuchenne i mówi do siebie \”pojeździłoby się\”, a jedyne co zostaje to patrzenie w okno i widok parkingu. Teraz miał niepowtarzalną okazję wcielić w życie \”pojeździłoby się\”, ale co z tego, jak popołudniu wracając ze sklepu Roch z Rodzinką wjechali do \”Maka\” i Roch nażarł się. Ale to ostatni raz. Michaśka nie lubi hamburgerów. Na szczęście. Ale za to jest zabawka dla Rocha. A i pierwsza słit focia z lustrem też jest zrobiona. Ogólnie Happy Meal nie przypadł Michalince do gustu, poza soczkiem jabłkowym. Nawet z okularów więcej uciechy mieli Roch i Żonka.

    Tak czy inaczej Roch zapchał się fast foodem skutecznie i pewnie kalorie spalone na rowerze wróciły do niego podwójnie, ale dla tych okularów warto było. Słit, nieprawdaż? Na zakończenie, zapis śladu na Stravie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Mroźny rower

    No i Roch ponownie odrodził się rowerowo. Korzystając z tego, że wczoraj był dzień ustawowo wolny od pracy Roch wskoczył na rower i pojeździł trochę. Michasia ucięła sobie popołudniową drzemkę po spacerze, a Roch miał wychodne za opróżnienie zmywarki. Na zewnątrz nie było zbyt ciepło, temperatura oscylowała w okolicach -5°C.

    Daleko też nie było sensu jeździć. A może inaczej, sens był, ale było na tyle zimno, że Roch odczuwał to na nogach. Jednak chciał dorównać do innego jeżdżącego w tym dniu, więc musiał zrobić co najmniej 15 kilometrów. Wyczyn ten prawie się udał. Zabrakło 0.3 km do pełni szczęścia albowiem Roch przejechał 14.7 kilometra. Koniec jazdy już było lekko męczący, ale Roch dał radę.

    Coraz bardziej wkręca się w rower; już sprawdza pogodę na weekend żeby zaplanować spacer z Rodzinką, a później rower. Z każdą jazdą Roch wydłuża sobie dystans, więc teraz celuje w 20 kilometrów, pogoda podobno ma temu sprzyjać. Na zakończenie zapis na Stravie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Rower zaczyna wchodzić w krew

    Po ostatnim wypadzie na rower Roch zapragnął pociągnąć temat, ale w międzyczasie spadł śnieg i Rochowi trochę szkoda zajeżdżać napęd, choć ma od Żonki pozwolenie na kupno całkiem nowego napędu, ale i tak szkoda. Trochę. Zatem na czas opadów śniegu odstawił on rower do piwnicy i czekał aż przestanie padać i to co zdążyło spaść stopnieje. Początkowo myślał, że na rower wsiądzie dopiero w okolicach marca, a tu dziś taka niespodzianka.

    Od przedwczoraj padał deszcz, który skutecznie rozpuścił śnieg, a temperatura powyżej zera gwarantowała, że nic nie zamarznie, ani nic nowego nie spadnie. Jako, że dziś jest sobota, to rano Roch z całą Rodzinką pojechali do Tarnowskich Gór na basen. Michalinka moczy się w wodzie od 4 miesiąca życia i teraz nie wyobrażamy sobie żeby w sobotę nie pojechać na basen. W piątek Michaśka już pakuje torbę i chodzi z wodnym pampersem przypominając, że jutro chce \”plusk plusk\”.

    Po basenie obowiązkowo jadą do Babci Krychy na obiadek i w odwiedziny. Po odpoczynku nie pozostaje nic innego jak wrócić do domu. I właśnie dziś, wracając z Tarnowskich Gór, Roch rozmarzył się na widok pedałującego kolarza.

    \”No idź sobie na rower\” – Zachęciła go Żonka.

    No i tak się udało, że Roch poszedł na rower, a Michasia z Żonką pojechały do (pra)babci złożyć imieninowe życzenia. Rowerowo Roch się rozkręca, ale powoli bo tak długa przerwa i zimno na zewnątrz może doprowadzić go do niekontrolowanej choroby, a w pracy wypadałoby się pokazać nie tylko żeby zanieść L4. Ostatnio jak pamiętacie było 5 km, teraz Roch podciągnął wynik do prawie 9 kilometrów. Wszystko jest na Stravie:

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Podsumowanie 2014 roku i plany na 2015

    \”Jak ten czas zapier*ala\” – Pomyślał sobie ostatnio Roch.

    Roch nie zdążył nacieszyć się urlopem, a ten już się kończy; kończy się też rok, a w zasadzie już się skończył. W takim razie pora go podsumować. Jeśli chodzi o rower to było słabo, wręcz bardzo słabo, ale jak tylko Michalina zyskała możliwość jeżdżenia w foteliku (po konsultacji z naszą Panią Doktor zaczęliśmy z nią jeździć dopiero jak skończyła rok) Roch rozruszał się rowerowo bo Michalinka polubiła jazdę na rowerze, a wręcz ją pokochała do tego stopnia, że jak tylko Roch wracał z pracy to musiał założyć buty na rower i iść pojeździć. I tak się rowerowało aż do nastania chłodniejszych dni, które wymusiły odłożenie roweru do piwnicy, zdjęcie fotelika i ogłoszenie zakończenia sezonu rowerowego. Niemniej jednak Roch nadal miał ochotę jeździć, ale zawsze brakowało mu czasu albo chęci. Każda wymówka była dobra żeby nie jeździć.

    Poza rowerem sporo się działo; roczek Michaliny, cotygodniowe wypady na basen żeby mogła sobie popływać. Pierwsze samodzielne kroki no i pierwsze \”tata\”, choć nie było to pierwsze wypowiedziane słowo. Pierwszym słowem było \”buła\”, później \”mama\”, a daleko za tym dopiero \”tata\”, ale w końcu Roch się doczekał.

    Był także pierwszy wyjazd za granicę i pierwszy lot samolotem. Wszystko po to żeby Michaśka fajnie spędzała czas. Do tej pory wszystko kręciło się wokół niej i pewnie tak zostanie, bo w końcu to \”córunia tatunia\”. I przede wszystkim pierwsze Święta, w których Michalina brała udział w sposób bardzo aktywny. Biegała i śmiała się, bawiła się z innymi dziećmi i rozpakowywała prezenty, a kupiona przez Rocha choinka zrobiła na niej ogromne wrażenie, Po początkowym strachu odkryła, że na choince wiszą słodkie ciasteczka i od tej pory zielone drzewko nie było już straszne.

    Ogólnie rok był udany, pełen atrakcji i w miarę aktywny. Rowerowo można sobie zobaczyć statystyki:

    ****
    Jeśli zaś chodzi o 2015 rok, to Roch sobie, i wszystkim Czytelnikom, życzy żeby nie był gorszy niż ten miniony już, a pod względem rowerowym żeby był jak legendarny rok 2008. Plan podstawowy to doprowadzenie się do względnej kondycji rowerowej, na pewno Roch chciałby trzaskać jakieś długie dystanse rowerowe. Finalna wersja postanowienia to dojechać rowerem do pracy i z pracy do domu w rozsądnym tempie, ale co z tego wyjdzie to już się okaże.
    Roch pozdrawia 
  • Mroźny rower!

    No i niespodzianka na konie roku; Roch zmobilizował się, a w zasadzie został zmobilizowany do wyjścia na rower. Wszystko zaczęło się rano kiedy to Roch, wracając z Rodzinką z Olsztyna (rejon jurajski) zagaił, że pojeździłby sobie na rowerze i Żonka podłapała temat.

    \”No to na co czekasz?\” – Powiedziała do Rocha.
    \”No ale nie mam się w co ubrać\” – Odpowiedział wymigując się.
    \”Załóż jeansy i idź\” – Ripostowała.
    \”Ale jak to?!\” – mówił – \”nie będę wyglądał PRO\”
    \”To chcesz pojeździć, czy wylansować się\” – Pytała Rocha.
    \”No pojeździć, ale też lansować się\” – Powiedział.

    W końcu rozmowa otarła się o nienaładowany GPS, zimno i ogólne nie chce mi się. Jednak ziarno rowerowania zostało zasiane w Rocha głowie. Jechał i myślał i tak po powrocie do domu w końcu się zebrał i znalazł w przepastnej szafie swoje stare rowerowe ubranie. Nawet pasowało, biorąc pod uwagą sytą Wigilię (2013 i 2014).

    Roch szybko założył to co wygrzebał z szafy i poszedł pojeździć; trochę się bał, czy będzie mu ciepło. Przyzwyczajony do tego, że w aucie może sobie regulować temperaturę miał obawy czy na rowerze wytrzyma jakikolwiek dystans. Po kilkunastu metrach jednak okazało się, że zimno nie jest, a nogi które są w ciągłym ruchu \”samonagrzewają\” się więc problem sam się rozwiązał.

    Odległość nie jest oszałamiająca, ale jak na zimowy rower po przerwie, lekko licząc, 5-o letniej to i tak spory wynik. Zresztą można wszystko zobaczyć na Stravie (nienaładowany GPS Roch zastąpił tabletem)
    Roch pozdrawia Czytelników.

  • No i po świętach

    Jak to się mówi \”święta, święta i po świętach\”. Z świąt pozostało tylko +2 kg na wadze i prezenty z których Roch cieszy się niezmiernie. Od Żonki dostał zestaw płyt Tarji Turunen i teraz może się chwalić kompletem (no prawie, bo brakuje mu jeszcze jednej, ale już nad tym pracuje). Od Mamy słodkości, a od Teściowej słodkości + drobny upominek. Co do Świąt to chyba takie miały być, nie licząc braku śniegu, ale ten zaczął w ostatnim czasie padać.
    Ale Święta zbliżają się ku końcowi i pora wracać do normalności, choć nie do końca albowiem Roch ma dużo urlopu więc do pracy idzie w okolicach 5 stycznia, a więc będzie to taka normalna nienormalność. Zapewne powrót do pracy będzie ciężki i nieznośny, ale póki co Roch się tym nie martwi; bardziej martwi go fakt tycia (pewnie dlatego, że żre jak świnia), a także pierwsza krew na wardze Michaśki. Wczoraj w ferworze walki Mała przywaliła w kierownicę swojego rowerka i pojawiła się krew, ale skończyło się tylko na rozciętej wardze, a nie na wybitych zębach. Trochę płaczu, trochę strachu i Młoda wróciła do zabawy. Na szczęście można ogłosić happy end, choć warga jeszcze jest śliwkowa.
    Dziś natomiast spadł pierwszy śnieg, który dla Roch był drugim śniegiem ponieważ pierwszy śnieg przeżył on w Bytomiu jadąc do pracy. Niemniej jednak dla Michaśki był to pierwszy śnieg, który mogła świadomie dotknąć. Nie było go zbyt wiele, ale zawsze to coś. Na początku ostrożnie postawiła stopę na białym puchu, a potem już poszło gładko. Widać, że śnieg spodobał się Miśce, tylko czy spadnie go na tyle żeby mogła się nim nacieszyć. Według prognoz ma być biało, ale jak bardzo tego nie wie nikt.
    Z białymi pozdrowieniami,
    Roch.
  • Tuż przed Świętami

    No i mamy ten okres, który nazywamy przedświątecznym. Można go poznać po tym, że na parkingach przed supermarketami są kroki, a ludzie są dla siebie nieuprzejmi bardziej niż kiedykolwiek, ale do rzeczy. Roch chciał napisać, że do świat jest przygotowany. W pracy wziął urlop, aż do Nowego Roku, a nawet ciut dłużej. Porządki też już są na ukończeniu; w zasadzie zostało tylko ugotować parę potraw i można uznać, ze Święta zostały oficjalnie zainaugurowane. Milowym krokiem do rozpoczęcia Świat był też zakup choinki. Oczywiście żywej i dużej. Obecny w pokoju model ma 2.70 metra i żeby postawić ją do pionu Roch musiał złamać czubek lub szpic, zależy jak kto nazywa ten element na szczycie choinki.

    Ale drzewko stoi i wszystkim się podoba. Nie chwaląc się Roch trzeci raz z rzędu kupił fajną choinkę z której i on sam jest zadowolony. Prezenty też już kupione, na szczęście Roch zna swoją Żonkę na tyle dobrze, że wie co jej kupić i nie musi wpisywać w Google frazy \”jaki prezent kupić żonie\”. Więc teraz pozostało tylko czekać na pierwszą gwiazdkę i rodzinne święta.

    Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest fakt, że święta nie będą białe, a Roch tak chciał wyjść z Misią przed dom i ulepić bałwana. Jest jednak nadzieja, że Nowy Rok będzie biały i wtedy upragniony bałwan stanie przed domem z dwoma węgielkami i marchewką.

    Korzystając z okazji Roch pragnie też złożyć życzenia wszystkiego co najlepsze, spokojnych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia w gronie rodzinnym, no i białych (może jeszcze Pani Zima zdąży). I nie przejmujcie się wagą – są takie dni w roku, że można sobie pozwolić na obżarstwo. Przynajmniej będzie można sobie postanowić, że \”od Nowego Roku mniej jem\”. I tego Roch będzie się trzymał.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Jak się sprawy mają?

    Dawno nic Roch nie pisał; spowodowane to jest przede wszystkim brakiem czasu. Dzień Rocha wygląda mniej więcej tak: rano idzie sam albo z Michaśką po bułki, taki to już rytuał, że codziennie Michaśka zjada świeżą bułeczkę z rana. Potem, już całkiem na poważnie Roch zbiera się do pracy, pakuje wszystko co ma do zabrania i wsiada do auta. Najczęściej wraca się po okulary, których zawsze zapomina i rozpoczyna walkę.

    Owa walka to 60 kilometrów do pracy. Każdy mówi, że to daleko, ale są kraje gdzie dojazd 100 km do pracy nie jest niczym dziwnym. A pracę ma Roch fajną, więc w dalszym ciągu chce mu się jeździć, choć on sam nie ukrywa, że jest to czasami męczące. W pracy jak to w pracy; poranny scrum, potem kawka, i pora zacząć pracować. Po obiedzie leci już szybko i o 17:05 Roch odbija się na budziku, wsiada do samochodu i wraca do Michaśki. Ponownie 60 kilometrów, ale w przeciwnym kierunku.

    Po powrocie szybka zabawa z dzieckiem, kolacja, kąpanie i czytanie książeczki. To kolejny rytuał, którego Roch nie opuszcza. Książka była czytana zawsze i będzie czytana zawsze. Potem Roch ma czas dla siebie, a o 22:00 zaczyna pracować na swój rachunek realizując różne zlecenia. Kładzie się około 1:00 w nocy.

    Jak sami widzicie Czcigodni Czytelnicy, czasu Roch ma mało. Trudno go znaleźć na odespanie całego dnia, a co dopiero wsiąść na rower i trochę pojeździć. Dzień też już jest króciutki, więc sezon ten chyba można uznać za zakończony, zresztą rower – jak już Roch wspominał – stoi w piwnicy. Nie pozostaje nic innego jak czekać na wydłużenie dnia i ocieplenie się powietrza.

    Roch pozdrawia Czytelników.

  • Potrzeba mobilizacji

    Jest jesień; przynajmniej tak twierdzą meteorolodzy, ale pogoda za oknem udowadnia, że jeszcze może być ciepło. Jednak Roch powoli zaczął się przygotowywać do nadejścia chłodniejszych dni. Póki co to schował rower żeby nie stał w zimnym garażu, ale niewykluczone, że jeszcze wyprowadzi rower z piwnicy i skoczy gdzieś pojeździć.

    Jednak sprawa jest inna; Roch chce spróbować – po raz trzeci – zacząć biegać. Żeby poruszać się przez zimę, bo znowu obrośnie w tłuszcz. Jednak motywacji nie ma, żeby się ubrać i wyjść. Przed pomysłem z bieganiem Roch jeździł na basen, ale kolejne minuty spędzone w samochodzie skutecznie go zniechęciły do dojazdów na basen.
    W planach jest również zakup trenażera, ale to dopiero po którejś z wypłat, o ile Roch uzbiera kasę na niego. Do tej pory musi radzić sobie sam, więc pomysł jest taki żeby zacząć biegać, ale jak się zmotywować? Jakieś pomysły?
    Roch pozdrawia Czytelników.